Cała historia opiera się na przekazach, które nie zawsze są akurat pozytywne.
Są wśród nich skandynawskie sagi, opowieści najstarszych ludzi pamiętających niekiedy cały wiek, ale najstarszym i wiarygodnym przekazem jest Biblia spisana początkowo na zwojach papirusu, później przeniesiona w grube księgi. Z niej czerpiemy wszyscy bez wyjątku i to właśnie przeszkadza rządzącym. Każda epoka obiera własne priorytety i według nich tworzy nowy ład i przekaz, by zrujnować piękno jakim się człowiek posługuje. Nie ma dymu bez ognia. Wzajemnie zwalczające się religie walczą o swoją dominację, by według niej otwierać nowy świat, nową epokę. Rozmaite trendy i wiry prowadzą człowieka w przepaść, z której tak naprawdę nie ma powrotu.
Nikt z nas nie może pamiętać grunwaldzkiej bitwy, ale dzięki takim artystom jak Jan Matejko możemy odnaleźć się wśród wojsk Jagiełły i świętować wraz z nimi nasze zwycięstwo. Ostatnio zwycięstw jest tak mało, że przetłaczają nas same klęski. Jest i dzisiaj o co się bić, ale ostatnio zwyciężył rozsądek, nie zawsze siłowe rozwiązanie daje oczekiwane rezultaty.
Na szczęście ocalał prastary Damaszek, świadek biblijnych historii, która kole w oczy zacietrzewione środowiska. Mamy też, choć odgrodzoną od reszty świata Jerozolimę, kolebkę trzech religii, gdzie sam Chrystus własnymi stopami znaczył historię chrześcijańskiego ludu. Nie każdy jednak chce w to wierzyć, nowoczesność stwarza ku temu lepsze, a przynajmniej mniej rygorystyczne warunki. W nieprzyzwoity wręcz sposób zakłamuje się historię i nawet to, co działo się kilkadziesiąt lat temu jest tuszowane. Zaciera się prawdy niewygodne, acz wstydliwe dla ówczesnych rządów. Już kilkakrotnie w naszych dziejach zabraniano posiadania Pisma Świętego, tej drogi, z której nikomu zejść nie wolno.
Historia podobna modzie – powraca i wciąż korzystamy z mądrości starożytnych filozofów, bo jakoś ci ówcześni mędrcy nic konkretnego nie wymyślili. Większość nowych form nie stwarza warunków do ich naśladowania. „Mędrcy nowego świata” najwyraźniej wyobcowani ze starożytności nie mogą stworzyć nic nowego. Ich słowa mijają się nie tylko z prawdą, ale też z logiką, jakiej człowiek trzyma się od pokoleń. Nie można z nią polemizować, jest ona niczym żelazny list.
Historia jest na tyle ważna, że naród bez niej doprawdy niewiele znaczy. My współcześni również tworzymy historię, którą kiedyś będą się chlubiły, albo też wstydziły następne pokolenia. Zacząłem od wielkich, ale nie tylko oni wpływali na los naszego narodu i co wiąże się z tym naszej państwowości. Miniony czas przyniósł nam Polakom wielu zacnych ludzi, z których jesteśmy dumni, a nasza duma nie ma równej sobie. Jednak małe rzeczy stają się wielkością, tak jak od pierwszego kroku zaczyna się wielka podróż.
Zatrzymanie czasu, jak wspomniałem może nastąpić za pomocą pióra, pędzla czy też obiektywu, o innych sposobach pisał nie będę, choć takowe istnieją. Obraz naniesiony na płótno już stanowi historię, niekoniecznie wielką. Z najmniejszych atomów składa się cząstka, a z niej już wszystko, co stworzył Bóg. Więc można śmiało snuć tezę, iż z malutkich obrazów składa się nasze życie i wreszcie ten świat, który dzierżawimy. Bez człowieka; czyli bez ciebie i beze mnie on nie istnieje. Tworzyć świat znaczy tworzyć piękno, bo brzydoty się nie tworzy, ona niczym chwast wyrasta obok dorodnego kłosa. Oba te bieguny przewijają się przez nasze życie, a my możemy wśród nich wybierać. Dobro czy zło, wojnę czy pokój, miłość czy nienawiść i to tworzy historię narodów.
***
Zatrzymanie czasu. W sobotni wieczór w małej, przytulnej kawiarence w Jezuickim Ośrodku Milenijnym w Chicago odbył się wspaniały wieczór:„Okruchy malarstwa” Aliny Szymczyk.
Dość specyficzny tytuł wystawy „okruchy”, to tylko skromność. Z drugiej strony; okruchami żywią się ptaki należące do królów wielkich przestrzeni, szybujące w nieskończoności. Gołębie, symbole pokoju i orły symbole zwycięstwa.
Okruchy, cząstki, z których składa się życie. Konie pasące się na nadwiślańskich łąkach, okazała przyroda, znane nam pejzaże i piękno naszej ojczyzny, to tylko niektóre płótna naszej artystki. Maluje też postacie religijne: Maryję i świętych.
Dobrze dobrane kolory, estetyka sprawiają, że obrazy stają się miłe oku. Sprawcą wystawy był o. Jerzy Karpiński, który nie ustępował w wysiłkach i dopiął swego. Wystawa stała się faktem. Ojciec Jerzy jak przystało na opiekuna wygłosił piękne słowo wstępne; mówił o artystach i ich pożytecznej pracy.
Ten kameralny wieczór, inny jak dotychczasowe, zapachniał domową atmosferą, podobał się wielu gościom. Nastrój kawiarniany niczym krakowska Jama Michalika sprawił niecodzienność tego wydarzenia. Tłumów nie było wszak kawiarenka niewielka, ale zapełniona po brzegi, jak ta z piosenki Ireny Jarockiej. Kawiarenki mają to do siebie, że lubią przytulać, przy małej czarnej inaczej człowiek myśli, inaczej się zachowuje. Lekkość umysłu sprawia, że słuchane wiersze stają się magią. No właśnie, były wiersze Aliny Szymczyk, wydała bowiem nie jedną książkę. Pisze od dawna, pisze inaczej jak inni, każdy ma własny styl i niedoścignione pomysły. Alina Szymczyk zna wielu dobrych pisarzy w Polsce, co doprawdy dodaje uroku i prestiżu tutejszym poetom. Nauczyliśmy się krytykować ludzi tylko za to, że mają szersze horyzonty myślowe, jeśli już musimy, nie krytykujmy osoby, a jej twórczość.
Bohaterka wieczoru” Okruchy malarstwa” zaprezentowała tylko małą cząstkę swoich okruchów, z których mogłoby powstać wiele bochnów dobrze wypieczonego chleba. Okruchami żywią się ptaki, ale nie każdy z nas potrafi dorównać ich lotom.
Były też małe obrazki ze sceny ludowej, wszak Alina jest zarówno założycielką jak i kierownikiem Ludowego Teatru Rzepicha. Poezję śpiewał Marcin Kowalik, ale śpiew ogarniał całą kawiarenkę. Spontaniczność potrafi rozluźniać, dodawać animuszu; słowem zbliżać ludzi do siebie. Myślę, że następne spotkania można spokojnie sprowadzić do tej przytulnej, skromnej Jezuickiej kawiarenki. Na poezję nie muszą przychodzić tłumy, co jest konieczne na rozgrywkach piłkarskich mistrzostw. Na sporcie zna się wielu, na poezji i malarstwie nieliczni, choć niekiedy inaczej nam się wydaje.
Wiersze autorki tego wieczoru czytali przyjaciele: Barbara Żubrowska, Andrzej Chojnowski, Anna Konarska, Antoni Bosak, Leonard Gogiel, i sama autorka. Obrazek z życia przedstawili: Maria Lipska, Lucyna Grochowski, Jan Zbroja, Antoni Bosak, Jadwiga Preger – akordeon, Barbara Żubrowska, Andrzej Chojnowski.
Alina opowiadała o swojej długiej i krętej drodze prowadzącej do krainy artystycznej. Śmiem twierdzić, iż żaden z nas nie ma takiego zacięcia i determinacji, nikt nie potrafi poświęcić tyle własnego czasu dla dobra kultury.
Zachowywać tradycje ludowe i przekazywać je innym w dzisiejszym świecie jest nie lada sztuką. Nie każdy chce się utożsamiać z naszą piękną wsią, lepiej od niej brzmi Warszawa, Wrocław czy Łódź. Ale to właśnie nasze wsie bywają najpiękniejsze. Jeśli nie powrócimy do pięknych tradycji, do naszych klasycznych utworów, kraj będzie powoli zanikał. Dlaczego wystawiamy sztuki innych narodów, skoro nasze nie mają równych sobie. Mamy własnych „Szekspirów” i wspaniałych aktorów, by wystawiać Wyspiańskiego, Reymonta czy Słowackiego. Mamy Sienkiewicza, Mickiewicza i Norwida, którym nikt wprawdzie nie dorównał, choć i w tym temacie opinie były podzielone.
Mamy kogo naśladować i to powinno tutejszym artystom sprawiać największą przyjemność. Zapominamy własnego języka, którym jako pierwszy posługiwał się Mikołaj Rej. Łacinę porównywał z gęganiem, nie ma piękniejszego języka jak nasz, jakieś inne gardłowe mruczenie nie wchodzi tutaj w rachubę i nie znajduje żadnego porównania. Zbyt daleko posunęliśmy się za zachodnią modą, ale i ona jak wszystko przeminie. Coraz trudniej kogoś naśladować, zatem należy tworzyć coś własnego i na tym całkowicie się opierać.
Takie spotkania są nam potrzebne, bo sam człowiek niewiele może. Nie jesteśmy doskonali, ale możemy stawać się lepszymi i jest to możliwe tylko w przyjaźni.
Alina Szymczyk zasługuje na uznanie, ta kobieta jest wszędzie tam, gdzie nas brakuje. Powinniśmy takie osoby wspierać choćby uczestnictwem w podobnych wieczorach, każdemu jest przyjemnie jeśli popierają go ludzie. Prowadziłem ten wieczór i choć mi niezręcznie o tym pisać, był udany. Sprawiła to garstka humoru, wiersze, muzyka i grupka życzliwych ludzi, i oczywiście „Okruchy„ oprawione w ramki.
Władysław Panasiuk
meritum.us