Taką szansę daje niezadowolonym mieszkańcom północnego Kolorado referendum, które zadecyduje o statusie tego obszaru.

Konserwatywni, w większości popierający republikanów mieszkańcy rolniczych hrabstw na północy stanu Kolorado od dawna pozostają w konflikcie ze zdominowanymi przez demokratów władzami stanowymi. Konflikt dotyczy wielu kwestii, w tym ograniczonego rzekomo prawa do swobodnego noszenia broni i polityki energetycznej zmuszającej mieszkańców do zwiększania udziału źródeł energii odnawialnej.

Ostatecznie “buntownicy” zdecydowali, że w kilku powiatach na początku listopada odbędzie się referendum podczas którego mieszkańcy zdecydują, “czy chcą żyć w nowym stanie USA o nazwie Północne Kolorado”. O przystąpieniu do referendum zdecydowały hrabstwa Weld, Cheyenne, Sedgwick i Yuma, jednak możliwe, że do inicjatywy przyłączą się trzy kolejne.

Powstanie 51. stanu amerykańskiej federacji nie jest jednak sprawą prostą i samo wygranie referendum może nie wystarczyć do osiagnięcia celu. Przede wszystkim kongres stanowy musiałby wyznaczyć nowe granice stanu, a podział musi zatwierdzić Kongres USA w Waszyngtonie, gdzie tendencje separatystyczne nigdy nie były mile widziane.

W historii Stanów Zjednoczonych tylko dwukrotnie doszło do zmiany granic wewnętrznych – w 1820 r. od stanu Massachusetts odłączył się północny stan Maine, a tuż przed wojna secesyjną separacje od Wirginii ogłosiła Wirginia Zachodnia.

Rzecznicy buntu przeciwko “dyktaturze z Denver” wiedzą, że secesja nie będzie łatwa, dlatego mają w zanadrzu jeszcze inne opcje. Mogą np. żądać przyłączenia północnych obszarów Kolorado do stanu Wyoming (jako, że ma on zaledwie 600 tys. mieszkańców to ucieszyłby ich nagły rozrost ludności). W ostateczności żądać mogą zmiany ustroju lokalnego senatu, tak aby każdy powiat otrzymał w nim miejsce dla swojego przedstawiciela.

ja.gi.

rp.pl