Jutro mija kolejna rocznica jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii państwa polskiego. Rozpoczęte 1 sierpnia 1944 roku Powstanie Warszawskie to niebywały akt heroizmu walczących, z drugiej strony symbol absolutnie niepotrzebnej śmierci masy ludzi. Największej jednorazowej zagłady w dziejach Polski.

69 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie, ostatni w naszej historii wielki zryw narodowy wpisujący się w wielowiekową serię demonstracji patriotyzmu polskiego narodu, jakkolwiek niestety zakończony absolutnie niepotrzebną śmiercią od 150 do 200 tysięcy osób. Oddając hołd Powstańcom, miejmy na uwadze maksymalnie surową ocenę dowództwa z Tadeuszem Borem-Komorowskim na czele, które praktycznie wysłało na pewną śmierć mieszkańców Warszawy, przy okazji pośrednio przyczyniając się do zrównania z ziemią stolicy Polski. Trwający 63 dni zryw nie miał żadnego politycznego uzasadnienia, a jego tragiczny finał był do przewidzenia.

Doprowadzenie do wybuchu powstania było dramatycznym w skutkach błędem dowództwa Armii Krajowej, bo i z politycznego punktu widzenia zarządzony militarny zryw ludności Warszawy nie miał najmniejszych szans powodzenia. Decyzję o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego podjął osobiście dowódca AK Tadeusz Bór-Komorowski i nie ma w sumie większego znaczenia, że była ona diametralnie sprzeczna z jego wcześniejszą strategią, a wewnętrzna przemiana dokonała się pod wpływem perswazji generała Leopolda Okulickiego, nota bene będącego akurat w głębokiej depresji po wiadomości o śmierci syna-jedynaka. To Komorowski wydał rozkaz o wybuchu powstania i on bezpośrednio – co dla jego licznych zwolenników brzmi wręcz obrazoburczo – ponosi odpowiedzialność za największą w historii Polski jednorazową narodową martyrologię. A tłumaczenia Bora-Komorowskiego, iż powstanie politycznie uderzało w sowiecką Rosję i perspektywiczny plan Stalina, mimo że czysto fizycznie była to krwawa walka z Niemcami zdaje się być li tylko dorabianiem teorii do tragicznej w skutkach praktyki. Jako naczelny wódz walczącej Warszawy dobrze bowiem wiedział, że losy Europy z podziałem na strefy wpływów zadecydowały się ponad pół roku wcześniej w Teheranie, gdzie od 28 listopada do 1 grudnia 1943 r. obradowali przywódcy trzech mocarstw: Rosji, USA i Wielkiej Brytanii. Tam właśnie Józef Stalin, Franklin Roosevelt i Winston Churchill dokonali zaocznie powojennego podziału świata. Stąd Powstanie Warszawskie z góry skazane było na militarną i polityczną klęskę.

Pewnie dla wielu jest to prawda szokująco okrutna, wszak w dużym stopniu obdzierająca ostatni wielki akt martyrologii narodu polskiego z dorabianej mu przez dziesięciolecia legendy słusznej walki o wolną Polskę. Na potwierdzenie powyższej tezy zacytuję na koniec słowa naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych (1944-1945 r.), generała Władysława Andersa: “Jestem na kolanach przed powstaniem, ale to było nieszczęście. Wojskowo powstanie nie miało znaczenia. Niemcy już przegrali wojnę. Trzeba było porozumieć się z aliantami naprzód, przed powstaniem. Wywołanie powstania w Warszawie w obecnej chwili było nie tylko głupotą, ale wyraźną zbrodnią”.

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us