Marek Kochan, znawca języka i retoryki, wykładowca UW

Parlamentarny Zespół Obrońców Języka i Literatury to kolejna inicjatywa, która ma pomóc w walce z niedbałością językową naszych polityków. Czy znaczy to, 
że parlamentarne słownictwo 
nie dość, iż nie jest parlamentarne, to jeszcze nie jest poprawne?

Marek Kochan: Poprawność językowa w Sejmie jest porównywalna z językiem innych obszarów takich jak biznes czy nauka. Oczywiście, każda inicjatywa służąca dbałości o język jest ważna, ale to trochę tak, jakbyśmy dyskutowali o tym, że ktoś ma niewyprasowaną koszulę, a nie zauważali, że założył do garnituru spodnie dresowe i klapki.

Co się kryje za tą metaforą?

Ja bym się raczej zajął nie samą poprawnością języka naszych polityków, tylko agresją w tym języku i jego nadmierną potocznością. Nie dlatego, że poprawność nie jest ważna, ale bardziej mnie boli, że parlamentarzyści, którzy są wzorem do naśladowania dla wyborców, mówią językiem wulgarnym. Zwykli ludzie tracą przez to poczucie, że wulgarność jest czymś niestosownym.

Dlaczego politycy używają potocznego i wulgarnego języka?

Czasem przez olbrzymie emocje sejmowych debat, innym razem z powodu braku świadomości, że są w sytuacji publicznej – nie wiedzą, że ktoś ich nagrywa. Jednak najgorzej jest, kiedy czynią to z rozmysłem. W ogóle dziennikarze wolą pokazać polityka, który ujmuje sprawę dosadnie i zrozumiale dla przeciętnego wyborcy, niż polityka, który mówi skomplikowanym, fachowym językiem, bo jego nikt nie zrozumie. A jeśli wypowiedź będzie kontrowersyjna, to tym lepiej. Dzięki mocnym słowom polityk zostanie jeszcze lepiej zauważony w mediach. To działa podobnie jak w reklamie: narusza się normy językowe, by uzyskać dodatkowy efekt zauważalności.

Mamy więc pokazywać polityków, którzy snobują się fachowym, prawniczym językiem?

To też jest problem. Nie wszyscy politycy pamiętają, że wyborcy nie są fachowcami i trzeba do nich mówić w sposób zrozumiały. Słuchamy polityków nie tylko ze względu na ich zrozumiałość, ale głównie ze względu na ich rozpoznawalność. Jeżeli weźmiemy za przykład Janusza Palikota, to nie wiem, czy jego wypowiedzi są fachowe – ale na pewno można zauważyć te, w których posługuje się wulgarnym, agresywnym językiem. Ten pan, niezależnie od tego, co powie, ma niestety większą szansę pojawić się w mediach niż mniej znany polityk, który mówi mądre rzeczy, zrozumiałym i eleganckim językiem, ale nie jest tak rozpoznawalny.

Michał Płociński

Rzeczpospolita