Nie narzekają, nie boli je głowa, nigdy nie odejdą i nigdy nie złamią serca. Maszyny będą naszymi partnerami w łóżku.

Aki i Saori o azjatyckich rysach twarzy, blondynka Cindy, brunetka Roxxxy, umięśniony Harry, albo niebieskooka Susie – to roboty zbudowane i zaprogramowane w jednym celu. Dostarczania przyjemności. Mogą mówić (i wydawać inne odgłosy), reagują na dotyk, mają prawdziwe włosy i są wykonane z miękkiego w dotyku silikonu. Kosztują – w zależności od wyposażenia (w różne silniczki) i staranności wykonania – od 6 do ok. 12 tys. dolarów. Plus podatek i koszty wysyłki.

Gdy się znudzą, właściciel lub właścicielka mogą po prostu wgrać maszynie nową osobowość. Albo wymienić na nowy model. Albo chociaż przykręcić inną głowę.

Niesmaczne? Według badania przeprowadzonego niedawno przez dr Leilę Takayamę z Uniwersytetu Stanforda co piąty Amerykanin jest przekonany, że do 2030 roku będą już istniały seksboty. Z badania YouGov wynika, że co dziesiąty Amerykanin nie miałby nic przeciwko uprawianiu seksu z robotem.

– Każda nowa technologia jest w pewnym stopniu napędzana przez seks – mówi prof. Rodney Brooks, były szef Laboratorium Nauk Komputerowych i Sztucznej Inteligencji w słynnej amerykańskiej uczelni MIT. – To działało w XIX wieku w przypadku fotografii, tak samo jak działało w przypadku domowych odtwarzaczy wideo w XX wieku. A Internet? Sieć jest głównym źródłem seksu. Tak samo będzie w przypadku robotów i seksbotów.

Orgazm na pilota

Henrik Christensen z European Robotics Research Network już w 2006 roku przewidywał, że ludzie będą uprawiali miłość z maszynami w ciągu pięciu lat. Czyli teraz. Są już firmy sprzedające realistyczne lalki wykonane z silikonu. – To tylko kwestia dodania elektroniki i kilku wibrujących silniczków oraz wyposażenia ich w funkcje audio. Z punktu widzenia robotyki, to prymitywne sprawy – przekonywał Christensen.

Może i prymitywne, ale przynajmniej na razie seksmaszyny nie przypominają Pris z „Łowcy androidów”, ani nawet sztucznej Marii ze słynnego „Metropolis” Fritza Langa.

Pierwszym seksbotem była Roxxxy stworzona przez Douglasa Hinesa z firmy True Companion. Zaprezentowana w 2010 roku podczas Adult Entertainment Expo (targów branży pornograficznej w Las Vegas) wzbudziła sensację. Reagowała na głos i dotyk (mówiła „lubię trzymać się za ręce”), mogła nawet prowadzić konwersację o piłce nożnej!

– Seks kiedyś się znudzi, a wtedy chciałoby się z kimś pogadać. Chodzi o prawdziwą towarzyszkę życia – mówił Hines.

Roxxxy można też programować. Ma kilka wbudowanych osobowości: „oziębła Farrah”, „dzika Wendy”, „młoda Yoko”, „sadomasochistyczna Susan”, czy „dojrzała Martha”.

Mniej zaawansowane technicznie są maszyny sprzedawane pod marką Sex Bots amerykańskiej MacMil Cybernetics. Żeńska Susie Software i męski Harry Harddrive nie potrafią mówić, w końcu nie do tego je skonstruowano (ale twórcy zapowiadają wprowadzenie nowego modelu). Mają wbudowane akumulatory, można nimi też sterować pilotem.

– Ludzie chcieli, żebyśmy skonstruowali robota wyglądającego jak Angelina Jolie, Pamela Anderson, czy Michael Jackson. Ale nie możemy tego zrobić bez pozwolenia – tłumaczy Scott Maclean, konstruktor Susie. Jego fembota można kupić albo wypożyczyć. Cena – 300 dolarów za godzinę.

Bardziej realistyczne są japońskie maszyny Honey Doll. Klient za równowartość 7 tys. dolarów może z galerii wybrać odpowiadające mu twarz i ciało. W głowę (łatwo wymienną – reklamuje producent) wbudowano odtwarzacz MP3, który emituje dźwięki w zależności od tego gdzie i jak użytkownik dotknie silikonowe ciało maszyny.

Kochanka bez serca

Kto jest klientem firm produkujących seksualne femboty? – Dzwonią do nas ludzie z całego świata – z całej Europy, Rosji, Korei. Jeden twierdził nawet, że jest diukiem – mówi Scott Maclean.

A więc bogaci. W mężczyzn nie mających czasu poznać prawdziwej kobiety celują Chińczycy. Za ok. 5 tys. dolarów Love Sex Company oferuje mierzącą nieco ponad 160 cm „towarzyszkę”, która może rozmawiać w kilku językach.

Ale z takich androidów korzystają też osoby mające problem z nawiązaniem normalnych relacji. Mogą to być ludzie chorobliwie nieśmiali, z problemami psychologicznymi, okaleczeni. Ale również tacy, którzy zrazili się do kontaktów z innymi.

– Jedną z fajniejszych rzeczy wynikających z posiadania fembota jest to, że robot nie złamie ci serca. Nie odejdzie, nie ma problemów emocjonalnych, nie narzeka, że nie masz pieniędzy albo stary samochód – tłumaczy swój wybór 40-letni programista i użytkownik takiej zmechanizowanej lalki.

Według profesora teorii zarządzania Iana Yeomana i seksuolog Michelle Mars, do 2050 roku seksboty wyprą z rynku prostytutki. Jak piszą na łamach „Futures” „boginie i bogowie seksu różnego kształtu i koloru i o różnych funkcjach seksualnych zapełnią kluby dla dorosłych”.

Tej chwili nie może doczekać się Hank Pellisier, który na stronie transhumanity.net fantazjuje: „seksboty porażą nasze ciała wielokrotnymi orgazmami. Będą cierpliwe, chętne, godne pożądania i pełne poświęcenia. Ich oprogramowanie będzie im dawać nadzwyczajne umiejętności seksualne wynikające ze znajomości wszystkich podręczników ars amandi, doświadczeń naukowych i ich własnej anatomii. Nigdy nie będą miały chorób wenerycznych, przedwczesnego wytrysku, okresu, głupich oczekiwań albo zahamowań. Nie będą płakać, ani nas obgadywać. To wszystko będzie nasze, gdy nadejdą seksboty.”

Poślubić zabawkę

Na ile realna jest ta perspektywa? – Roboty stają się coraz bardziej podobne do ludzi i wchodzą w coraz bliższy kontakt z nami – twierdzi specjalista od sztucznej inteligencji David Levy z Uniwersytetu Maastricht. – Na początku maszyny były bezosobowe – jak na przykład te, wykorzystywane w fabrykach do budowy samochodów. Później używano ich do rozwożenia poczty w biurach, czy oprowadzania gości, albo jako odkurzacze w prywatnych domach. Teraz mamy zrobotyzowane zabawki. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale miłość i seks z maszynami to rzeczy nieuniknione.

– Czy ludzie mogą się zakochać w robocie? Mogą – twierdzi Douglas Hines. – Nasi testerzy mówią o maszynach „ona” albo „on”, nadają im imiona. To tylko kwestia wgrania odpowiedniego programu.

Dalej może być już tylko ślub. – Przewiduję, że około 2050 roku stan Massachusetts będzie pierwszym, który wprowadzi małżeństwa z robotami – uważa Levy. – Z początku seks z maszyną może wydawać się dziwny, ale gdy tylko ludzie przeczytają w „Cosmo” „uprawiałem seks z robotem i było wspaniale!” wiele osób będzie chciało spróbować. Jeszcze 100 lat temu małżeństwa międzyrasowe były w USA nielegalne. Teraz to normalność. Wprowadzane są również małżeństwa osób tej samej płci. A zatem pytanie brzmi nie czy, ale kiedy to się stanie. Moim zdaniem szybciej niż ktokolwiek się spodziewa.

Piotr Kościelniak

Rzeczpospolita