Już w tym roku wejdzie w życie reforma systemu ochrony zdrowia powszechnie nazywana Obamacare. Zwolenników tych zmian jest o wiele mniej niż przeciwników, wszyscy rozsądni zdają sobie sprawę, że operacja kosztować będzie budżet wiele miliardów dolarów.

Reforma wprowadza powszechne ubezpieczenie czyli najbardziej ucieszy 50 mln Amerykanów (czy może dokładniej mówiąc mieszkających w USA), którzy z różnych przyczyn takowego nie mają. Największy odsetek osób bez ubezpieczenia jest wśród Latynosów (30,7 proc.) oraz Afroamerykanów (20,8 proc.).

Reforma nie przypomina jednak znanego w Europie czy Kanadzie systemu gwarantowanego przez państwo ze ściąganych od wszystkich podatków. Obamacare wymusza na pracodawcach ubezpieczenie pracowników, a właścicieli biznesów zmusza do wykupienia polis na giełdach ubezpieczeń, które zaczną działalność w październiku. Tych, którzy się nie dostosują czeka zapłacenie specjalnego podatku. W przypadku osób fizycznych początkowo będą one wynosić 1 proc., a później 2,5 proc. rocznych dochodów. Kara dla przedsiębiorców może zaś wynieść trzy tysiące dolarów za każdego pracownika (czyli sporo mniej niż kosztuje składka na ubezpieczenie zdrowotne).

Nowy podatek ma wejść w życie w 2016 r. Średnio rodzina, która nie wykupi polisy zapłaci ponad 2 tys. dolarów. Nowi klienci, na których liczy reforma to w założeniu młodzi Amerykanie, którzy dotąd zakładali, że zdrowie im dopisze a ewentualne leczenie pokryją nie z ubezpieczenia, a z własnej kieszeni.

Towarzystwa ubezpieczeniowe nie będą mogły odmówić przyjęcia osób chorych, a osoby najstarsze – z grupy tzw. wysokiego ryzyka – nie będą musiały płacić wygórowanych stawek jak dzieje się to teraz. Dodatkowo ubezpieczeniem objęte będą sfery dotąd nierespektowane przez ubezpieczycieli jak: leczenie uzależnień, leczenie chorób psychicznych czy fizykoterapia.

Na reakcję firm ubezpieczeniowych nie trzeba było długo czekać, przez ostatnie 3 lata polisy wzrosły średnio o 30 proc. i wciąż rosną, a  szpitale czekając na wprowadzenie zmian ograniczyły koszty leczenia nieubezpieczonych pacjentów.

Ameryka czekała z gruntowną reformą opieki zdrowotnej ponad 100 lat. Nie udało się zmian w tej dziedzinie dokonać ani Teddiemu Rooseveltovi, ani Franklinowi Delano Rooseveltowi, ani Billowi Clintonowi. W 1965 roku prezydentowi Lyndonowi Johnsonowi udało się doprowadzić do przyjęcia w 1965 roku ustawy, która objęła bezpłatnym ubezpieczeniem zdrowotnym emerytów i rencistów (Medicare) oraz najuboższych (Medicaid). Barack Obama dzięki „swojej” reformie przejdzie do historii.

Jak te zmiany wyglądać mają z bliska? Od 2014 roku większość z ubogich Amerykanów zostanie objęta ubezpieczeniem medycznym będącym swoistą mieszanką Medicaid i prywatnej polisy (prywatne ubezpieczenia będą częściowo subsydiowane przez rząd).

20 mln obywateli będzie musiało samodzielnie wykupić sobie ubezpieczenie (lub zapłacić karę – dla niektórych ten drugi wariant może być tańszy). W przypadku większości pozostałych mieszkańców USA reforma niewiele zmieni.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obecny system służby zdrowia jest koszmarnie drogi i wymaga pilnej reformy. W ub. roku wydatki na opiekę zdrowotną w USA przekroczyły 3 bilionów dolarów! Obamacare nie doprowadzi do zmniejszenia wydatków. Wręcz przeciwnie. Jej wprowadzenie podniosło wydatki na usługi medyczne o dodatkowe 450 mld dolarów.

Ochrona zdrowia pochłania za Atlantykiem środki stanowiące ok. 16 proc. PKB. To pokazuje jak bardzo Amerykanie dbają o siebie. Jednak źle funkcjonujący Medicare pożera 4 proc. PKB, równie źle zawiadywany Medicaid to dodatkowe 3 proc. PKB. Koszty amerykańskiej służby zdrowia publicznej oraz prywatnej rosną głównie za przyczyną pojawiania się coraz to nowych urządzeń oraz medykamentów.

Drugim pod względem istotności czynnikiem wzrostu wydatków medycznych w USA są choroby przewlekłe. Aż ponad 75 proc. wydatków na zdrowie można w USA przypisać łagodzeniu skutków nieuleczalnych przypadłości.

Zmorą są też koszty administracyjne rozumiane jako koszty marketingu i biurowej obsługi systemu. W Stanach Zjednoczonych stanowią one 7 proc. całości.

Na razie kilka milionów Amerykanów poniżej 26. roku życia jest już objęte polisą swoich rodziców co akurat zostało w Stanach świetnie przyjęte. Tymczasem kryzys zmusił niektórych przedsiębiorców do obcięcia wydatków na świadczenia zdrowotne, w 2011 roku ubezpieczenie medyczne oferowało swoim pracownikom 60 proc. firm, o dziewięć procent mniej niż w 2010 roku.

Choć możemy w USA narzekać na jakość opieki medycznej to pamiętajcie, że są na świecie państwa – jak Polska chociażby – gdzie na ten cel poświęca się ok 6 proc PKB. W efekcie czego np. znalezienie w mieście Kraków w ostatnią sobotę jakiegokolwiek lekarza ortopedy, który zbadałby mój łokieć rozbity na lodowisku zwanym dla niepoznaki chodnikiem, okazało się niewykonalne. Więc może Obama i jego pomysły na uzdrowienie Ameryki nie jest taki do końca zły?

Sławek Sobczak

meritum.us