Coraz silniejsze ruchy secesjonistyczne zaczną zmieniać europejskie granice. To, co jeszcze niedawno wydawało się groteskowe, może stać się jak najbardziej realne – pisze szef Stratforu.

W wyborach regionalnych, które odbyły się w niedzielę (ubiegłą, 25 listopada) w Katalonii, ruch niepodległościowy zachował mocną pozycję, ale sytuacja stała się bardziej złożona. Prezydent regionu Artur Mas rozpisał przedterminowe wybory, by zdobyć poparcie dla referendum w sprawie secesji.

Partia Masa straciła w wyborach 12 mandatów, ale inne proniepodległościowe partie, choć o nastawieniu bardziej lewicowym, podwoiły swój stan posiadania. Razem secesjoniści zwiększyli swój udział w lokalnym parlamencie o jeden mandat i mają niezbędną większość dwóch trzecich, by przeforsować niewiążące referendum.

Nie wchodząc zbyt głęboko w zawiłości polityki regionalnej, trzeba powiedzieć, że długoletni spór pomiędzy Katalonią i Madrytem pogłębił się przez kryzys finansowy i pytanie o to, jak dzielić ciężary z nim związane.

Pierwotnie Mas nie opowiadał się za niepodległością, lecz za większą autonomią dla Katalonii. Chciał jednak dobić targu z Madrytem, w ramach którego skutki oszczędności dla Katalonii byłyby mniej dotkliwe. Madryt odrzucił tę propozycję, co skłoniło Masa do opowiedzenia się za niepodległością i rozpisania wcześniejszych wyborów.

Po niedzielnych wynikach ruch niepodległościowy stał się mocniejszy i bardziej radykalny. Główna partia separatystyczna straciła, ale mniejsze i bardziej lewicowe ugrupowania zyskały. Ten trend będzie prawdopodobnie narastał w Europie wraz z pogłębianiem się kryzysu gospodarczego.

Od nostalgii 
do interesów

Od czasu II wojny światowej podstawową zasadą w Europie było to, że granice są nienaruszalne i nie będą zmieniane. Istniała obawa, że kiedy kwestie graniczne pojawią się znowu, napięcia, które rozrywały Europę przed II wojną światową, powrócą.

Oczywiście zasada ta nie była powszechnie respektowana. Granice Serbii zostały przymusowo zmienione po wojnie w Kosowie (a Hiszpania jest jednym z czterech krajów UE, które nie uznały niepodległości Kosowa z racji swojego własnego ruchu secesjonistycznego). Jednak idea jednego państwa wysuwającego roszczenia terytorialne wobec innego została odrzucona.

Nie została natomiast odrzucona autokorekta narodowych granic. Najbardziej znany przykład to „aksamitny rozwód” Czechosłowacji, w wyniku którego pokojowo powstały dwa niezależne państwa, Czechy i Słowacja.

Nie jest oczywiście tak, że zasada ta wyklucza dewolucję lub podział krajów na mniejsze podmioty narodowe, czego świadkami byliśmy w Jugosławii i Związku Radzieckim. W latach 90. w Europie powstało wiele państw pozostających wcześniej we wspólnotach ponadnarodowych, czasami w sposób pokojowy, czasami nie.

To nie oznacza, że napięcia ustały. W Belgii francuskojęzyczni Walonowie i Flamandowie nie lubią się od powstania tego kraju w XIX wieku. Na Słowacji i w Rumunii mieszkają duże mniejszości węgierskie, oddzielone od ojczyzny w ramach przesuwania granic byłego imperium austro-węgierskiego po I Wojnie Światowej. Od czasu do czasu wśród Węgrów w obu krajach zdarzają się nacjonalistyczne ruchawki, podczas których stawiane są postulaty reunifikacji.

W Wielkiej Brytanii silny jest ruch secesjonistyczny w Szkocji. W Irlandii Północnej panuje dziś spokój, ale secesjoniści nie złożyli broni. Liczne tego typu ruchy istnieją również we Włoszech.

(…)

George Friedman

Rzeczpospolita

aby przeczytać całość kliknij tutaj