Ponad 100 muzyków Chicagowskiej Orkiestry Filharmonicznej zamiast koncertu w sobotni wieczór rozpoczęło strajk zmuszając tym samym swoich wiernych fanów do zmiany planów dosłownie na dwie godziny przed pierwszym w sezonie 2012-2013 weekendowym występem.
Powodem wyjścia muzyków na ulice zamiast na scenę jednej z najpiękniejszych sal koncertowych na świecie jest walka o zaaprobowanie nowego kontraktu czyli większych pieniędzy. Warto zwrócić uwagę, że średnio muzyk grający w CSO (Chicago Symphony Orchestra) zarabia rocznie 145 tysięcy (podstawowa pensja) a faktycznie przeciętnie 173 tysiące dolarów (wliczając nadgodziny i dodatkowe koncerty).
W obliczu podpisania nowego kontraktu muzycy domagają się zarobków rzędu $2.795 dolarów tygodniowo w pierwszym roku pracy, $2.835 w drugim i $2.910 w trzecim.
Po raz ostatni muzycy chicagowskiej filharmonii strajkowali w 1991 roku.
Więcej informacji: http://cso.org/ oraz na stronie: http://www.cfm10208.com/index.
Nauczyciele stworzyli precedens. Wszak skoro oni mogli zaprotestować przerywając pracę to i czemu za ich przykładem nie mogliby powalczyć o większe apanaże inni przedstawiciele szeroko pojętej kultury? Fakt, że w ostatnim przypadku akurat tej na najwyższym poziomie. Ciekawe, ale w obecnych trudnych czasach strajkują w Chicago nie ci faktycznie najbiedniejsi, a ludzie, którym powodzi się lepiej lub znacznie lepiej niż przeciętnym zjadaczom chleba. W dodatku reprezentujący branże niedochodowe, czyli będący na garnuszku podatników. Podwyższanie ich i tak wysokich uposażeń stanowi więc dodatkowe obciążenie finansowe wszystkich chicagowian. Toż to jakaś ekonomiczna tragifarsa, kiedy wiążący koniec z końcem muszą zapłacić za pensje ludzi kultury mające przekraczać $200 tysięcy w rocznej skali. Paradoksem merytorycznym jest, iż tak nauczyciele, jak i muzycy występują pod hasłami “Solidarności”. No, ciekawe, i z kim oni się solidaryzują? Bo z najbiedniejszymi na pewno nie! Obie ostatnie akcje strajkowe można postrzegać jako objaw wyjątkowego egoizmu konkretnej grupy zawodowej i bez krzty przesady nazwać je antysolidarnościowymi.
Bodek Kwaśny, Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us