Skip to content
KĄCIK POETYCKI (209): Emigrant na ziemi obiecanej
Może, trzy razy księżyc obrócił się kołem
Gdym przybył do Chicago z olbrzymim tobołem.
Już od tamtego czasu minęło ćwierć wieku…
Tak się właśnie wyjeżdża na chwilę – człowieku.
Tutaj zamiast pieniędzy, cały czas czyhały
Na mnie różne przygody i naród wspaniały.
Dość długo pracowałem bez żadnej zapłaty,
Choć czasami biznesmen ją spłacał na raty.
Spotkałem przedsiębiorców, którzy na swym kącie
Siedem klas posiadali i chatę w remoncie.
Nie ma w tym nic dziwnego, że nie wypłacali
Wszak na modernizację kasę przeznaczali.
Z czasem swoją chatę odgrodzili płotem
I psa bardzo dużego zakupili potem.
I tak się robi biznes w tej wolnej krainie,
Szczególnie zachód z takich biznesmenów słynie.
Kiedyś stałem przy kasie w sklepie na Jackowie.
Spojrzałem na kasjerkę z czapeczką na głowie,
Ona się uśmiechnęła białymi ząbkami.
W tym momencie kierownik znalazł się przed nami
I zaczął swoją mowę wulgarnymi słowy…
Nie wiem, co facetowi strzeliło do głowy,
Zaczął wnet wyszukiwać w całym płocie dziury.
Myślał, że jego akcje podskoczą do góry…
Od nierobów wyzywał niewinną dziewczynę,
Przypisywał kasjerce niby jakąś winę:
To, że się głupio śmieje i że pstro ma w głowie.
A ja tylko czekałem, co jej jeszcze powie…
Facet tak się rozpuścił niczym bicz nad głową.
Po chwili się połączył w swym krzyku z połową,
Która wyszła spod ziemi, niczym kaktus z piasku.
Oboje narobili tak wielkiego wrzasku,
Jakoby dom się palił, albo jeszcze gorzej.
Nawet tak nie wariuje rozgniewane morze.
Dziewczyna zapłonęła niczym kwiat na wiosnę
Wszystko znikło z jej buzi, co było radosne.
Zwróciłem uwagę facetowi w krawacie,
Że tak się zachowywać może w swojej chacie.
Kilka osób stanęło w kasjerki obronie,
Wysyłając mądralę gdzie pasą się konie.
Sodowa więc do głowy niektórym uderza
I stają się podobni do dzikiego zwierza.
I wystawiają ostre okropne pazury
I głowę swą podnoszą zbyt mocno do góry.
I z żadnym pracownikiem się wtedy nie liczą.
Pienią się jak mydełka i wrzeszczą, i krzyczą!
Mają za nic szacunek i prawa człowieka,
A ten jest posłuszny i nigdy nie narzeka
Nie chce stracić pracy, bo z nią same kłopoty,
Więc ze spuszczoną głową idzie do roboty.
Nie zważa na przeszkody, na chwilę mozołu
I jak feniks powstaje z gruzu i popiołu.
Władysław Panasiuk
foto: Leszek Pieśniakiewicz