0107-ladneSą takie miejsca na ziemi, do których z rozkoszą powracamy, są zaznaczone długą życia kreską. Tam kiedyś spadła nasza pierwsza łza i oczy spojrzały na przestrzeń niebieską. Takie zakątki są bliskie tobie, i mnie. Tam młodość została, co mieszka we mgle i odrobina szczęścia nie mała. Mamy swoje miejsca, gdzie wygniecione malutkie dwa ślady, gdzie strumyk płynął z wolna i słońcem się krysztalik. Rozmawiał z nami, a może się żalił, że płynął zbyt szybko jako życie płynie…Wspomnienia nasze gdzieś przy dolinie zostały i leżą odłogiem, a my rozmawiamy raz z czasem, raz z Bogiem. Pytamy Boga, co nas jeszcze czeka, czy droga przed nami kręta i daleka? Czy jeszcze staniemy gdzie łąki i sady, czy zobaczymy dwa maleńkie ślady wygniecione w glebie, leżące odłogiem? Rozmawiajmy z czasem, rozmawiajmy z Bogiem… pytajmy o drogę, szukajmy kompasu.

Szanujmy wspomnienia naszym sercom drogie i na drobiazgi nie marnujmy czasu. Są takie miejsca gdzie rodziców stopy wydeptały ścieżki znacząc miejsca owe, posadzili drzewa, by później chroniły przed letnim upałem naszą mała głowę. Tam rosły kasztany i wysokie trawy, tam była studnia z wodą lodowatą, tam było miejsce do wspólnej zabawy. Dlatego te miejsca tak miłe i drogie i wspomnieniami zasiane jak pola. Rozmawiajmy z czasem, rozmawiajmy z Bogiem – od Niego bowiem dola i niedola. Powracamy tam, by dzwon usłyszeć ze znajomej wieży, z podniesioną głową gapić się na chmury, na pachnącej łące na sianie poleżeć, po raz już nie wiem, który. Porozmawiać z wiatrem kołyszącym drzewa, poszeptać z trawami, co mówią pacierze. Raz jeszcze ujrzeć jak zboże dojrzewa, zrywać kąkole i bławaty świeże. Choćby najlepiej nam w życiu było, choć byśmy mieli wszystko; to serce oszukać się nie da… Ono wciąż tęskni – do tych pól zielonych, do wierzb płaczących, do smukłych jak wieże topoli, do głogu, co kucnął przy rowie…

Serce tęskni i boli, nikt mi już nie powie, że jest inaczej, że ja coś tam bredzę, że tęsknoty nie ma. Oj! bracie rodaku; jest gdzieś taka ziemia, która jak magnes przyciąga człowieka, mam na ten temat znakomitą wiedzę – jest taka ziemia, co na ciebie czeka. I są cmentarze osadzone w ciszy, skute mogiłami z zimnego kamienia – tam tylko wronę czasami usłyszysz, spotkasz sens życia i chwilę istnienia. Tam czarne krzyże modły odmawiają, chyląc się rychło do pomnika płyty i żywym wiele do myślenia dają… jak życia kęsek spożyć znakomity. Tylko  w tej ciszy możemy się dzielić naszymi myślami, szeptanymi słowy. Zmarli usłyszą, zjednoczą się z nami, dołączą do wspólnej rozmowy. Tylko w tej ciszy przemyślimy czyny i wartość życia przyjdzie nam ocenić, bo nie ma ludzi zupełnie bez winy – tam potrafimy się zmienić. Uklękniemy wówczas przy najbliższych grobie, będziemy się chwalić swymi sukcesami, bo lżej na duszy będzie mnie i tobie – gdy zmarli będą z nami, Powiemy również o naszej niedoli, niech się dowiedzą, że mamy problemy i niech umarłych też serce zaboli, że nie tak łatwo chodzi się po ziemi. Tylko tam można mówić, bo wiatr nie powtórzy, a szepty też echa nie dają, tam taka cisza jakby po burzy – choć groby wciąż rozmawiają. Tam leżą nasi bracia, ojcowie czekając na słowo Pana – tam gdzie mogiły – poeta powie, tam nasza Ojczyzna kochana. Tam nasze miejsce jest bez wątpienia, gdzie są mogiły i krzyże, chociaż daleko może do Stanów, ale do nieba bliżej. Każdy powraca choćby myślami do swej kołyski, do lat beztroski, każdemu jakiś kadr z życia bliski – do miasta wraca czy wioski. Wraca na chwilę albo na stałe, bagaż życiowy za sobą wlecze, bagaż co nosi przez całe życie, choć coraz bardziej garb piecze. Lecz nie każdemu ciężar ten wadzi, choć walizeczka się zbierze, czym bardziej chytry, więcej gromadzi, a w piersi bije się szczerze. Są na tej ziemi takie zakątki, do których powracać nam miło, nie da się zatrzeć dróg, starych ścieżek, po których się niegdyś chodziło. Jeszcze się zapach po nosie błąka po tych stokrotkach i makach polnych, po sianokosach na polskich łąkach gdzie trawa zmieniła się w siano. A rosa, która myła twe stopy gdy biegłaś po łące rano… I w złocie żyta twoje warkocze plątały się niczym dwa sznury, w samo południe gdy słońce w ziemię wbijało czerwone pazury. Biegłaś przez łany wśród pól złocistych. Jeszcze pamiętam z tamtych lat wiele, choć mgły starają się zatrzeć ślady; pamiętam stare zielone sady, które owocem pachniały z dala i kartofliska dymem pachnące. Jadłem kartofle z ognisk gorące. Nad kartofliskiem jak parasole wisiały czarne posępne wrony, darły się jakby stać się coś miało. Wtem z nieba okrop puścił się wielki i parasole znikały z góry, a my zmoknięci jak liche szczury szliśmy do domu. Po twarzy lało. Na kartofliskach szaro i głucho, a deszczu spadło wtedy niemało. Niby drobnostka, a się pamięta, z takich drobiazgów składa się życie. Film można cofnąć – życia się nie da, każda sekunda jak myśl ucieka, a życie nadal płynie jak srebrna rzeka. Burzy się, wije, nabiera biegu, wciąż się rozpycha po swym korycie – chwilę postoi na swoim brzegu i dalej pędzi ta rzeka – życie. Obmywa głazy, wiruje w piasku, czasami urwie kawałek ziemi, niekiedy myje twarz w słońca blasku i gładzi trawy palcami swymi. Czasem spokojna jak życie bywa: nie pieni się i nie śpieszy – płynie, bo płynie i jest szczęśliwa; istnieje – więc się cieszy. A innym razem ryczy jak lew: burzy się, pieni, brzegi urywa, podmywa grube korzenie drzew – jak życie – gwałtowna, prawdziwa. Lecz tuż przy wejściu do głębin mórz – łagodna jak małe dziecię, bo tu się kończy rzeki szaleństwo; przestaje istnieć na świecie. Nurt coraz słabszy, węższe koryto i czystość wód nie ta sama. Źródło daleko gdzieś tam zostało, mgły zamazały już ślady, a życia ciągle mało i mało – stąd wiersze, pieśni, ballady. Bracie rodaku!- już mi nie powiesz, że nie ma ziemi, która ci bliska, że o tęsknocie ciągle coś bredzę. Ty również wracasz na kartofliska – wspominasz wrony i miedzę. Rozmawiasz z czasem, rozmawiasz z Bogiem, rozmawiasz z wierzbą i sosną.  Jest takie miejsce na polskiej ziemi gdzie twoje drzewa też rosną. Gdzie stoi bocian na jednej nodze, gdzie trawy mówią pacierze, gdzie krzyż drewniany stoi przy drodze,  przy którym modlisz się szczerze. I są cmentarze położone w ciszy, do których biegnie jakaś mała ścieżka, co już porosła karłowatym głogiem. Ona prowadzi w górę gdzie duch zmarłych mieszka. Tam spoczywają twoich ojców szczątki wśród pól zielonych, topoli i głogu. Tam powraca życie- gdzie jego początki – i za to chciejmy podziękować Bogu. Wracamy wszyscy, wszyscy bez wyjątku, do lat dzieciństwa, do wspomnień co błądzą, do progów chat starych, do ścieżek i dróg. Wracamy wszyscy do życia początku – do tego, co kiedyś ustanowił Bóg.

Władysław Panasiuk

0107-pole