wladek-panasiuk-cc3„Czy może być inaczej” oczywiście – jednakże pośpiech nie jest tu dobrym doradcą, pisanie wymaga wielu przemyśleń, a więc i czasu. Łatwość wydawania książek (o czym wspominaliśmy w studio telewizyjnym) staje się przyczyną wielu niedociągnięć. Słowo pisane powinno być krystaliczne, a zatem i zrozumiałe. Niektórzy ludzie szybciej mówią niż myślą, przez co też powstają niedomówienia. W pisaniu został nam dany czas na zastanowienie się i przemyślenie każdego słowa, ba, nawet na korektę. Słowo mówione przemija, pisane staje się historią, czy dobrą – od nas zależy.

Zwykliśmy wydawać książki z wielkim rozmachem i pośpiechem, jakby to dodawało jakiejś znaczącej rangi. Prześcigamy się, kto wyda więcej i tu leży błąd. Zapominamy o jednym, że nie ilość jest najważniejsza lecz jakość. Nastała era poetów, rodzą się jak grzyby po deszczu i dobrze pod warunkiem, iż  potrafią pisać. Rzadko, który znajomy nie jest poetą czy pisarzem. Chyba już nikt na świecie nie myśli, że na wydawaniu książek można się wzbogacić. Bywają takie przypadki, ale autorem musi być Clinton, Kwaśniewski czy Urban. Ostatnio napisał książkę były prezydent Bush, a bajki wydał prezydent Obama – wniosek z tego; by zarobić na książce nie trzeba być pisarzem lecz prezydentem. W tym przypadku ludzie kupują książki jedynie z ciekawości, co ów człek nawydziwiał. My jesteśmy w nieco gorszym położeniu.

Myślę, że bajkopisarz to najbardziej trafna forma w polityce. Każdy przywódca jest trochę bajkopisarzem, choć nie wszyscy o tym głośno mówią.

Skoro rodzą się poeci, przybywa również wydawnictw, jak kapitalizm – to kapitalizm…

Jakie są kryteria i ograniczenia wydawnictwa – jeśli powiem: żadne i potrafię to udowodnić!
Nawet Karol Wojtyła będąc już znanym człowiekiem miał kłopoty z wydawnictwem.

Często spotykamy w prasie wiersz o słabym podłożu literackim, jedynym tego plusem staje się uciecha autora. Nie wzmacnia to jednak wartości i nie podnosi rangi utworu, ani owego pisma. Nie wszystkie media zwracają uwagę na nadesłane teksty, wiele zamieszcza je ze zwykłej grzeczności.

Kiedyś, by wydać książkę wysyłało się skrypty do wydawnictwa gdzie były weryfikowane przez powołaną w tym celu komisję. Najczęściej odsyłano je z negatywną opinią.

Rok 1950 do 1978 to okres publikacji dzieł Karola Wojtyły w pismach katolickich (chociaż nie tylko). Publikował pod pseudonimami: Andrzej Jawień, Andrzej Gruda, Piotr Jasień. Sam kiedyś żartobliwie powiedział, że świat zainteresował się jego poezją tylko dlatego, że jej autor został papieżem. Zdarzało się bowiem, iż jego utwory nadesłane do redakcji  “Tygodnika Powszechnego”, którym kierował wtedy Bronisław Mamoń odrzucano z adnotacją, że na druk jeszcze za wcześnie. Tam nie zwracano uwagi na talent, jedynie na koneksje koleżeńskie.
Utwory Karola Wojtyły pisane szeroką frazą, w niepośpiesznym rytmie zamyślenia o człowieku są bardzo retoryczne i przepełnione pięknem. Tym samym uważano, iż brakuje w nich nowoczesności, bowiem pisane były nie dla redaktorów ówczesnych pism (mianowanych z rękawa partyjnego, bez żadnego dyplomu) – lecz ludzi o szerszym myśleniu filozoficzno-intelektualnym. Trzeba podkreślić, że twórczość autora ”Kamieniołomu” chroni zawsze intelekt od wulgaryzacji i propagandy zabijającej szlachetną myśl.

***

Dzisiaj ranga poetów, pisarzy maleje, nie jesteśmy tak mocni jak nasi poprzednicy. Pojawia się wiele podstawowych błędów, niespójności, zdań, które rozbiegają się jak drogi na rozwidleniu bez uprzednich znaków i informacji. Brak logiki zabijają słabe, lecz częste metafory, nadużywanie tych samych słów. W takiej rzeczywistości nie można mówić o rozwoju czy doskonałości. Wystarczy napisać kilkanaście linijek tekstu, rozmieszczonego niesymetrycznie w matematycznym ładzie i już wiersz gotowy. Ktoś zapyta, co myślał poeta pisząc to dzieło – odpowiem: niewiele. Należałoby kilkakrotnie powtórzyć temat „rodzaje i gatunki literackie” by rozróżnić lirykę od epiki. Nie nazywać sprawozdania poematem czy wspomnień z wycieczki wierszem. Szkoda, że literaci nie posiadają takiej wiedzy, przecież to zaledwie podstawy pisarstwa. Należy zająć się czytaniem poezji klasycznej (nie mylić z ówczesną) i z niej pomału uczyć się abecadła i melodii wiersza.

Tu i ówdzie słychać pomówienia o  popełnieniu plagiatu.

Czy nasze myśli są aż tak górnolotne, by je powielać? Wszyscy kogoś naśladujemy – to nie my rozpoczynamy pisanie poezji, czynił to już Homer i inni jemu podobni. Spróbujmy doszukać się w naszych wierszach myśli pochodzących z ery przed Chrystusem. Oczywiście żartowałem, nikt z nas aż tak daleko w historię nie sięga, niektórzy w żadną. Co prawda wielu przyznaje się do studiowania, ale jakoś w praktyce tego nie widać.

W Polsce jest 460 uczelni (lecz tylko 131 państwowych z należytym poziomem), reszta to prywatne (z nich 20 w miarę możliwych). Większość stanowią takie, gdzie wystarczy się zapisać i zapłacić, tam też może trafić nasza poezja i być przedmiotem – nawet prac naukowych (traktatów)

Trudno w niektórych wierszach odnaleźć sens i przesłanie, czyżby Norwid pisał bardziej zrozumiale? Piszemy i rychło dajemy do druku, by jak najszybciej wydać upragniony tomik, i wręczyć konsulowi, ministrowi, a nóż połknie haczyk, pochwali, a może nawet odznaczy. Kto dzisiaj koryguje, selekcjonuje, nie dopuszcza do druku? Wystarczy mieć parę stówek, by zostać „sławnym pisarzem”. Jedno tylko nam odpadło, że nie musimy należeć do partii, jak kiedyś  pan J. Iwaszkiewicz, no! on jeszcze namiętnie całował Breżniewa. Bez miłości i talentu nie można piastować stanowiska prezesa przez 35 lat. Co więc oznacza prawdziwa miłość…

Zobaczmy ilu znanych pisarzy w Polsce wyniesiono na wyżyny podobnymi komunistycznymi metodami. Niektórzy z nich zeszpecili nasze tomiki swoim posłowiem, czy wstępem. Z takim wpisem tomik nadaje się jedynie do kosza. Kiedy przeglądam tomiki, zaczynam tęsknić za zdrową cenzurą i za starym wydawnictwem, które przestrzegało litery prawa.

Słowo o autorze niekiedy przeraża, odpycha od polskości.

Takich bzdur nie drukowała nawet PZPR przed ostatnim zjazdem. Całe szczęście, że nie tłumaczy się tych książeczek na inne języki (chociaż i takie próby się już czyni). Najlepiej jak głupota zostaje wśród swoich. Mówi się, że piszący na emigracji są pobłażliwie traktowani (z ulgą); bo zapomnieli języka, nie potrafią odpowiednio złożyć zdania – skoro nie spełniają podstawowych zasad i norm pisowni nie powinni praktykować żadnego pisania, a już na pewno nie mogą nazywać się literatami. Żadna taryfa ulgowa pisarzy nie obejmuje – wszyscy mieliśmy za komuny równe szanse ukończenia podstawówki, czasami nawet „Ogólniaka”.

Poezja brzmi dumnie, są to jedynie próbki poetyckie i każdy fachowiec z dziedziny literatury nie może tego inaczej odebrać i określić. Wszystko podlega ścisłym kryteriom i nie możemy nazywać poezją samych dowolnych myśli całkiem przypadkowo zebranych. Demokracja rozluźniła więzy wiedzy, pomieszała nazewnictwo, ale nie można pozwolić na samowolkę. Żaden piszący nie może być traktowany z ulgą, tylko dlatego, że pisze. Człowiek, który po kilku latach zapomina własnego języka może oznaczać jedynie, że nigdy go dobrze nie znał. Talent bez znajomości zasad nic nie znaczy, zresztą tak mało w nas talentu.

Nasz język jest tak piękny i bogaty, że nie musimy zbyt długo wyszukiwać cennych słów, a  już deformowanie ich nie powinno mieć miejsca. Cała sztuka pisania polega na tym, by umiejętnie i gustownie poukładać wyrazy, innymi słowy pisanie to specyficzne klocki lego.

Dlaczego krytykuję piszących?

Otóż każdy dorosły jest dużym dzieckiem i kiedy chwali się go zbyt mocno praktycznie za nic, ten swoją wielkość zbyt poważnie dostrzega, bierze do serca. Odlatuje z powierzchni ziemi i buja w obłokach, czasami nawet zastyga w swoim geniuszu niczym krokodyl. Jeśli przyjrzymy się uważnie staje się to chorobą zakaźną, zarazem niebezpieczną dla normalnego środowiska twórczego, które wciąż tutaj istnieje.

Nawet najwięksi żeglarze mają swoją pokorę, bo wiedzą, że ostatnie zdanie wciąż należy do morza. Morze czyta im niełatwą poezję, a oni wsłuchują się w każde wyśpiewane wichrem  słowo. Później zapisują je na szarych kartach stających się historią pozostawionych za sobą mil morskich. Tak powstają prawdziwe dzieła niepewnością jutra pisane.

Z plotkowania, intryg i nieufności w obawie utraty upragnionej władzy nie mogą powstać żadne dzieła. Do tego celu służą warsztaty i ciągłe zdobywanie wiedzy – samo pisanie nie wystarczy.

Jeśli zrozumiemy o co tak naprawdę w poezji chodzi i poznamy podstawy pisowni, nie będziemy publicznie zadawać banalnego pytania: „czy może być inaczej”?

Władysław Panasiuk

meritum.us