0815-zero-cc

Konstytucyjnie zagwarantowana wolność i równość religijna daje mieszkańcom Stanów Zjednoczonych szczególne prawo do głoszenia i manifestowania jakże różnych poglądów wyznaniowych. Okazuje się jednak, że może ono być pomocne w iście prowokacyjnych inicjatywach, do jakich bez wątpienia można zaliczyć projekt wybudowania w pobliżu Strefy Zero w Nowym Jorku meczetu. Najciekawsze jednak jest w całym zamieszaniu to, iż wbrew pamięci ofiar największego w historii Ameryki ataku terrorystycznego na wieże World Trade Center 11 września 2001 roku pomysł nowojorskich (?!) muzułmanów oficjalnie poparł sam obecny prezydent USA i w błogim nastroju udał się na… urlop. Przeczekanie wzburzenia większości Amerykanów kompletnie się nie powiodło, a po zawierusze medialnej nazajutrz od dania zielonego światła wręcz makabrycznej inicjatywie Barack Obama włączył wsteczny bieg, okrakiem wycofując się z wcześniejszych deklaracji. Raczej niewiele mu to pomoże w lecącym na łeb na szyję wskaźniku popularności, bo i teraz będzie się kojarzyć jako polityk nieodpowiadający za własne słowa. No a osoba typu “paplatos” nie jest wiarygodna dla kogokolwiek w jakiejkolwiek konfiguracji, a zajmując przy okazji tak znaczące – wszak jedno z najważniejszych na świecie – stanowisko zdaje się być wręcz nieobliczalna.

0815-strefa-zero

Z chórem krytyki, także ze strony komentatorów sympatyzujących z administracją USA, spotkał się prezydent Barack Obama za swoje wypowiedzi na temat planów budowy meczetu w pobliżu Strefy Zero w Nowym Jorku – miejsca ataku terrorystycznego 11 września 2001.

Politycy i publicyści komentujący w niedzielnych programach telewizyjnych stanowisko Obamy w tej sprawie wytknęli mu sprzeczności w wypowiedziach na ten temat.

W sobotę wieczorem Obama mówiąc o meczecie zdawał się wycofywać w oświadczenia z poprzedniego dnia.

W piątek na uroczystej kolacji wydanej z okazji rozpoczęcia ramadanu, świętego miesiąca muzułmanów, prezydent powiedział, że “mają oni prawo” do budowy meczetu koło miejsca ataku 11 września, gdyż wynika to z zasady wolności religijnej w USA.

Oświadczenie spotkało się licznymi protestami prawicowych polityków.

– Decyzja budowy meczetu koło Strefy Zero jest głęboko niepokojąca, podobnie jak decyzja prezydenta, aby to poprzeć. Nie jest to kwestia prawa i wolności religijnej. Podstawowym problemem jest tu szacunek dla tragicznego momentu naszej historii – powiedział przywódca republikańskiej mniejszości w Izbie Reprezentantów John Boehner.

Prawicowi krytycy podkreślają, że muzułmanie mają prawo do budowy meczetu, ale powinni liczyć się z uczuciami rodzin zamordowanych i nie wznosić go w tym akurat miejscu.

Budowę meczetu koło Strefy Zero porównuje się do pomysłu, by np. Niemcy zbudowali niemiecki ośrodek kulturalny na terenie obozu Auschwitz albo Serbowie zbudowali cerkiew w miejscu masakry Muzułmanów w Srebrenicy (tego ostatniego porównania użyła była kandydatka GOP na prezydenta Sarah Palin).

W sobotę, kiedy Obamę, przebywającego wtedy na wakacjach w Panama City na Florydzie, zapytano o jego wypowiedź na temat meczetu, odpowiedział, że nie oznaczała ona poparcia dla jego budowy w kontrowersyjnym miejscu.

W ataku na wieżowce WTC na Manhattanie, przeprowadzonym przez islamskich ekstremistów z Al-Kaidy, zginęło ponad 2700 osób.

– Nie wypowiadałem się i nie będę się wypowiadał na temat słuszności decyzji budowy tam meczetu. Wypowiadałem się bardzo specyficznie o prawie, które ludzie mają (w USA) od początku istnienia naszego kraju – oświadczył prezydent.

Jednak znana komentatorka telewizji ABC News, Cokie Roberts, wypomniała mu, że nie jest to prawdą – wypowiedź w piątek bezpośrednio odnosiła się do budowy meczetu i została jednoznacznie odczytana jako jego poparcie.

– Uważam, że muzułmanie mają takie same prawo do praktykowania swej religii, jak ktokolwiek inny w tym kraju. Odnosi się to również do prawa budowy miejsca kultu na terenie prywatnej posiadłości na Dolnym Manhattanie – brzmiała wypowiedź Obamy.

Według sondażu telewizji CNN, 68 procent Amerykanów jest przeciwnych pomysłowi budowy meczetu w miejscu tragicznej śmierci 2.700 ludzi z rąk radykalnych islamistów.

Zdaniem liberalnych komentatorów, należących do mniejszości popierającej projekt meczetu, jak Roberts i publicysta “Washington Post” David Ignatius, prezydent “słusznie i odważnie” wypowiedział się w piątek pod prąd opinii.

Następnego dnia jednak – uważają ci komentatorzy – postanowił częściowo wycofać się z tej wypowiedzi po zapoznaniu się z sondażami, najwyraźniej w obawie przed jej politycznymi skutkami w kraju.

Obama traci popularność, jego notowania spadły ostatnio do 41 procent, i – jak uważa Roberts – doszedł do wniosku, że nie może sobie pozwolić na przeciwstawienie się większości opinii w sprawie meczetu.

Niedzielny “New York Times”, mocno popierający demokratyczną administrację, wyraził zaniepokojenie, że wypowiadając się na temat meczetu, Obama “wpłynął na zdradliwe politycznie wody” i może go to sporo kosztować.

“USA Today” zwraca uwagę, że swoimi oświadczeniami prezydent przekształcił lokalny problem w kwestię ogólnokrajową i na pewno nie pomógł tym Demokratom przed listopadowymi wyborami do Kongresu.

PAP, LP meritum.us