Coraz więcej szczegółów dotyczących nieszczęsnej smoleńskiej katastrofy lotniczej z 10 kwietnia trafia do opinii publicznej. Dla zwolenników spiskowych teorii mogą jednak być mało znaczące, bo i nie potwierdzają w jakikolwiek sposób udziały osób trzecich w wypadku. Ostatnie doniesienia powinny mimo wszystko, jeśli nie całkowicie to przynajmniej częściowo, ukrócić chore spekulacje. Mianowicie okazuje się, że prezydencki Tu-154 podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował wysokością, kursem i silnikami. Częściowo wyłączono go dopiero na pięć sekund przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę. Autopilota sterującego kursem wyłączono po uderzeniu w trzecią przeszkodę – informuje TVN24.
Międzypaństwowy Komitet Lotnictwa (MAK) przedstawił wstępny raport, dotyczący katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Na konferencji nie wspomniano o autopilocie, ale informacja o tym była opisana w rozdanych dziennikarzom materiałach.
Komisja techniczna nie stwierdziła żadnego ataku terroru. Natomiast stwierdzono, że w kabinie pilotów znajdowały się dwie osoby, które nie należały do załogi samolotu prezydenckiego. Według Polskiej Agencji Prasowej, jedną z nich był generał broni Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych. Głos jednej z tych osób jest nadal identyfikowany – informuje Komitet Lotnictwa.
Rosjanie poinformowali, że katastrofa nastąpiła o godzinie 10.41 czasu rosyjskiego. Samolot nie rozpadł się w powietrzu, nie doszło na jego pokładzie do eksplozji ani pożaru. System TAWS dał ostrzeżenie na 18 sekund przed katastrofą.
Rosjanie twierdzą, że załoga Tu-154 nie przechodziła regularnych ćwiczeń oraz została sformowana kilka dni przed katastrofą.
Prezydencki samolot Tu-154 rozbił się 10 kwietnia na lotnisku pod Smoleńskiem. Zginęli wszyscy pasażerowie i załoga – 96 osób. Polska delegacja leciała na uroczystości do Katynia.
TVN24, wp.pl, PAP, meritum.us