Poczucie przywiązania do narodu i jego symboli pojawiające się w obliczu śmierci może mieć też ciemną stronę. Na łamach “Polityki” z Markiem i Wojciechem Wareckimi polemizuje Michał Bilewicz.
– Z badań z obszaru psychologii egzystencjalnej wynika, że pierwszą reakcją na myśl o śmierci jest szok i odsuwanie od siebie wszelkich myśli o końcu życia. Gdy mijał czas, a badani angażowali się w inne zadania, pojawiały odroczone efekty trwogi – konformizm, nacjonalizm, fundamentalistyczne przywiązanie do swojego światopoglądu.
W ostatnich dniach wielu publicystów ogłosiło faktyczny koniec żałoby po prezydencie Kaczyńskim i innych ofiarach katastrofy pod Smoleńskiem. Choć żałoba narodowa nadal trwa, to zaczynamy dostrzegać odroczone efekty trwogi – za zasłoną pojednawczej frazeologii zaczynają pojawiać się nacjonalistyczne interpretacje wydarzeń z 10 kwietnia, obozy polityczne coraz częściej okopują się na swoich pozycjach, a spór wokół miejsca pochówku zdaje się być początkiem polowania na niedostatecznych patriotów.
Jak pokazują niedawne badania Immo Fritsche i współpracowników, za podobne zjawiska odpowiada poczucie utraty kontroli. Słysząc o śmierci – szczególnie o śmierci osób, które na co dzień „spotykaliśmy” na łamach gazet, czy w telewizorach – uświadamiamy sobie własną śmiertelność. Uświadamiamy sobie, że nasz los jest poza naszą kontrolą. Dlatego zaczynamy poszukiwać prostych rozwiązań i silnych przywódców, którzy dają iluzję pełnej kontroli, samodzielności.
W pierwszych dniach po odejściu Jana Pawła II byliśmy zjednoczeni, pogrążeni w zadumie i żałobie. Kilka miesięcy później większość z nas postawiła zaś w wyborach na polityków bardzo zdecydowanych, budujących swój wizerunek na nacjonalizmie, homofobii i lustracyjnym podejściu do polityki historycznej. Z punktu widzenia psychologii egzystencjalnej bliskość wyborów prezydenckich powinna napawać niepokojem. Szczególnie tych z nas, którzy za Słonimskim marzą o „Polsce słabej”.
polityka.pl