Mężczyzna podejrzany o zabicie czterech funkcjonariuszy policji został zastrzelony. Amerykańska policja zatrzymała też trzy osoby, które miały pomagać domniemanemu mordercy.
Policjant badający ukradziony samochód na jednej z ulic w Seattle zauważył podejrzanego Maurice’a Clemmonsa. Kazał mu się zatrzymać, ten jednak zaczął uciekać. Funkcjonariusz otworzył ogień w jego kierunku, jedna z kul śmiertelnie raniła Clemmonsa. Przy ciele mężczyzny znaleziono broń należącą do zastrzelonego parę dni wcześniej policjanta.
Cztery osoby zostały zatrzymane w związku z podejrzeniem o pomoc zabójcy. Rzecznik szeryfa hrabstwa Pierce, Ed Troyer dodał, że w kręgu podejrzeń wciąż pozostaje do siedmiu osób. – Część z nich to przyjaciele i rodzina, część wspólnicy. Teraz wszyscy są podejrzani o współudział – sprecyzował.
Do tragedii doszło w niedzielę rano miejscowego czasu w Seattle. Policjanci spotkali się w jednym z barów jeszcze przed rozpoczęciem służby, by omówić sprawy, które akurat prowadzili. Wtedy do baru wtargnął zamaskowany napastnik, otworzył ogień i zabił wszystkich czterech funkcjonariuszy. Nikt inny nie został ranny.
Policja od początku uważała, że było to morderstwo z premedytacją. Napastnik zastrzelił tylko policjantów, nie strzelał natomiast ani do barmanów, ani do innych klientów lokalu. Za pomoc w ustaleniu sprawcy wyznaczono nagrodę w wysokości 125 tysięcy dolarów.
Napastnikiem był 37-letni recydywista Maurice Clemmons. Odsiadywał on wieloletni wyrok za brutalne przestępstwo, jednak w 2000 roku kara została znacznie zmniejszona przez ówczesnego gubernatora stanu Arkansas.
Clemmons nie zrezygnował jednak z życia poza prawem i szybko wrócił za kratki. W tym roku ponownie wyszedł z więzienia. Po jego niedzielnym ataku gubernator Arkansas odpowiedzialny za jego przedwczesne zwolnienie przyznał, że popełnił ogromny błąd. Jego zdaniem cała sprawa to także skutek wadliwego systemu sprawiedliwości.
IAR, BBC