1020-obamaMiękka polityka prezydenta USA Baracka Obamy wobec dyktatorskich reżimów na świecie każe wątpić czy docenia on znaczenie łamania przez nie praw człowieka – uważa publicysta dziennika “Wall Street Journal”.

– Potrzeba niemałej dozy dobrej wiary – lub może głupoty – aby wyobrażać sobie, że Birma czy Sudan odwzajemnią prowadzoną przez Obamę politykę współpracy, chyba że dla swojej tylko korzyści – pisze komentator dziennika Bret Stephens.

– Potrzeba też znacznego stopnia cynizmu – lub może tchórzostwa – by traktować prawa człowieka jako coś, co “koliduje” z celami Ameryki na świecie, zamiast traktować jako coś, co powinno te cele określać. Taki jednak jest właśnie dotychczasowy dorobek Obamy – czytamy w komentarzu.

Autor nawiązuje tu do wypowiedzi sekretarz stanu Hillary Clinton, która w czasie wizyty w Pekinie na wiosnę oświadczyła, że nasze naciskanie na te problemy (praw człowieka) może kolidować z rozwiązaniem kwestii światowego kryzysu ekonomicznego, ocieplania się klimatu i kryzysu bezpieczeństwa.

Przykładem uległości wobec Chin w kwestii praw człowieka – przypomina Stephens – była m.in. odmowa Obamy spotkania się z dalajlamą w czasie wizyty tego ostatniego w Waszyngtonie we wrześniu, co krytykowało wielu komentatorów.

Biały Dom i Departament Stanu USA nie zareagowały także na represje wobec chińskiego dysydenta Liu Xiaobo oskarżonego w czerwcu o działalność wywrotową.

– Z polityką wyciągniętej ręki do Iranu łączy się – jak pisze komentator “WSJ” – zdystansowanie się administracji USA od organizacji obrony praw człowieka pomagających opozycji w tym kraju.

Amerykański Departament Stanu odmówił w tym roku funduszy dla działającego w New Haven, w stanie Connecticut, Ośrodka Dokumentacji Praw Człowieka w Iranie, który zbiera dowody brutalnych represji reżimu irańskiego. Rząd USA zaprzestał także finansowania internetowego forum Gazaar omawiającego tematy polityczne z perspektywy opozycji irańskiej.

PAP