Piękna karta w peerelowskiej opozycji i seria wpadek na stanowisku ministra sprawiedliwości. Andrzeja Czumę zgubiła kolejna nieostrożna wypowiedź: o jego losie przesądziło zbyt pochopne zapewnienie o niewinności Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewicekiego zamieszanych w tzw. aferę hazardową.
Początek pracy Andrzeja Czumy na stanowisku ministra sprawiedliwości nie był łatwy. Nie minęły jeszcze trzy tygodnie, od kiedy prezydent wręczył mu nominację na stanowisko ministra sprawiedliwości, a pojawiły się głosy o jego rychłej dymisji. Ministrowi wypominano zarówno nieostrożne słowa, jak i niezbyt fortunny dobór współpracowników oraz niespłacanie długów i złamanie przepisów ustawy antykorupcyjnej.
Już ceremonia odebrania nominacji była nietypowa, bo Czuma zaprosił na nią swoją liczną rodzinę oraz Janusza Korwina-Mikke. Były lider UPR, znany z kontrowersyjnych poglądów na demokrację („władza durniów”), kobiety („kobieta przesiąka poglądami człowieka, z którym sypia”), czy legalizację narkotyków miękkich, wzbudził większe zainteresowanie mediów niż nowy minister.
Andrzej Czuma długo jednak nie pozostał w cieniu. Już na wstępie zdążył się narazić prokuratorom, o których powiedział: „mamy ich w Polsce 6 tys. Niechby chociaż 1,5 tys. porządnie ścigało przestępstwa”. Prokuratorzy wystosowali list protestacyjny. Dostało się też amerykańskiej Polonii. Podczas konferencji prasowej stwierdził, że fakt, iż jako jej członek przez 20 lat pobytu w USA nie został zatrzymany przez policję „pod wpływem” należy wpisać do księgi rekordów Guinnessa. Za tę wypowiedź kajał się w TVN24. – To był taki żart. Z góry przepraszam rodaków – zapewnił.
Kontrowersje wzbudziła też obrona Jacka Karnowskiego, podejrzanego o korupcję prezydenta Sopotu. – Mimo tego, że przeczytałem wszystkie osiem zarzutów wiem, że bywa taka sytuacja, iż organy ścigania, działając w dobrej wierze, trafiają w próżnię – stwierdził.
Jednak większe kłopoty przysporzyła mu wypowiedź przy okazji brutalnego morderstwa porwanego w Pakistanie polskiego inżyniera. – Polski wywiad zdumiewająco szczegółowo opisał przywództwo bandy, która porwała i zamordowała Polaka. Znane są dane porywaczy, ich krewnych oraz przyjaciół w strukturach rządu Pakistanu – powiedział.
Rząd zna nazwiska morderców polskiego inżyniera
Za przypisywanie władzom w Islamabadzie przyjaźni z talibami obraził się Pakistan, a media sugerowały, że mogło dojść do złamania tajemnicy państwowej. Przedstawiciele PO tłumaczyli, że informacje o sprzyjaniu ekstremistom przez niektórych przedstawicieli pakistańskiej administracji to wiedza ogólnie dostępna.
Poważniejsze zarzuty wobec ministra pojawiły się w tym tygodniu. Najpierw „Polityka” napisała, że Czuma podczas swojego pobytu w USA narobił sporo długów, których część spłacił dopiero po wyroku sądowym, a o pozostałe upomni się amerykański windykator.
Minister odpierał te zarzuty na konferencji prasowej. Zapewnił, że wszystkie amerykańskie długi spłacił, a na dowód pokazał dokument, który został sporządzony podczas sprzedaży domu w 2005 roku. Ma on zaświadczyć, że nie ciążą na nim żadne należności. Zapowiedział też, że premier nie domaga się od niego dymisji, a on pozwie tygodnik za pomówienie go.
Na tym kłopoty Czumy się nie skończyły. Media przyjrzały się bliżej jego relacjom z synem Krzysztofem. Najpierw okazało się, że jest on społecznym asystentem ojca, mimo że – czego wymaga ustawa – nie zostało to zgłoszone marszałkowi Sejmu. Następnie media wytknęły, że rzecznikiem prasowym ministra został dziennikarz Bogusław Mazur, bliski znajomy córki Czumy. Po tych rewelacjach Mazur zrezygnował z funkcji. – Uważam, że rolą rzecznika jest ujmowanie ministrowi kłopotów, a nie dokładanie nowych – stwierdził.
Rzecznikiem Czumy z pewnością nie jest jego syn, który komentując sprawę stwierdził: – Jestem gorącym zwolennikiem nepotyzmu. Jeśli minister chce coś zrobić, musi otaczać się rodziną i przyjaciółmi.
Jednak zbyt bliskie zawodowe relacje z synem bynajmniej nie ułatwiają ministrowi pracy. Jak ustalił tvn24.pl, Andrzej Czuma jest nadal członkiem rady nadzorczej prywatnej firmy “Elektron”, która należy do jego syna, co jet wbrew zapisom ustawy antykorupcyjnej. Minister zapewniał, że wniosek o wykreślenie go z tej funkcji wysłał do KRS półtora roku temu. Krzysztof Czuma z kolei tłumaczył, że cała wina leży po jego stronie, bo zapomniał wysłać dokumentu do KRS, a jego firma nigdy żadnych korzyści z posiadania posła PO we władzach nie odniosła.
Potem “Polska” napisała o stronie internetowej czuma.pl (administrator: Krzysztof Czuma), na której w zakładce „lista kapusiów” można znaleźć imiona, nazwiska i zdjęcia osób uznanych przez autorów za tajnych współpracowników SB. Towarzyszą im mało wybredne opisy w rodzaju “wielbiciel obfitego jedzonka i seksualnych fantazji” (o byłym przeorze Jasnej Góry), czy “interesujący się polityką i muskularnymi, męskimi ciałami” (o dziennikarzu).
Janusz Palikot dawał wówczas Czumie dwa miesiące na wykazanie się. Minister wytrzymał dziewięć. Zmiotła go afera hazardowa, a konkretnie wypowiedź, w której auotorytatywnie zapewniał o niewinności Chlebowskiego i Drzewieckiego.
tvn24.pl