29-wrzesnia-smrod-ccW prasie trwa dyskusja o brzydkich zapachach. Czy lekarz ma mianowicie prawo oburzać się na woń pacjenta. Ale smród to pojęcie względne – czytamy na łamach “Polityki”.

Czy na przykład nauczycielka ma prawo dąsać się na brzydkie wonie – można by się zastanawiać. Co do śmieciarza i zmywacza zwłok – już pewnie nie, bo widziały gały, co brały, a to, co brały – nieżywe.

Kilka moich koleżanek ze studiów zrezygnowało z posady w szkole, nie mogąc poradzić sobie ze skondensowaną wonią potu i sików, która w stołówce przebijała zupę kapuśniakową, a w gimnastycznej pruła nozdrza.

– Zdarza mi się wejść na salę gimnastyczną – mówi Krystyna, nauczycielka spod Radomia – w której wcześniej ćwiczyła grupa nastolatków. Wiadomo, wiek dojrzewania plus wysiłek fizyczny to mieszanka piorunująca. Ale to normalne. Zdarzają się jednak dzieci, których rodzice opalają mieszkania dziwnymi rzeczami. Wtedy te dzieci mają nimi przesiąknięte ubrania i zeszyty. Często jest to nieprzyjemny zapach, ale cóż począć, skoro ci ludzie nie mają pieniędzy na opał.

Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja w szkołach poprawia się jednak z powodu wstępującego niżu. Mniej niżu, mniej pachnie w przestronnych, jeszcze dla wyżu zbudowanych szkołach, ale też dlatego, że nikt już jednak nie hoduje kur w łazienkach, jako pomieszczeniach uznanych za fanaberyjne. – Małe dzieci, które uczę, raczej nie śmierdzą – mówi ­Krystyna.

Brzydko pachną dzieci z rodzin biednych i zaniedbanych. Nauczycielki ze szkół w łódzkich enklawach biedy opowiadały badaczkom z Uniwersytetu Łódzkiego, że w szkołach w piwnicy trzymają pralkę automatyczną, żeby prać ubrania tych dzieci, w tajemnicy, rzecz jasna, przed pozostałymi, pachnącymi bardziej standardowo, bo ich własny zapach gruntownie wyklucza je z klasowej społeczności.

Szkoły jednak, sale szpitalne, tramwaje w upały i tym podobne miejsca o licznie zgromadzonych pachach i pachwinach zalatują potem i czymś stęchłym nadal. Dla pracowników jedynym wówczas sposobem przetrwania w woniach en bloc lub wydzielanych przez pojedynczych obywateli jest: przyzwyczaić się. Jak w anegdocie z brodą. Nauczycielka Henia pisze do jego matki: Henio śmierdzi. Mama Henia odpowiada nauczycielce: szkoła nie ogród, Henio nie kwiat. Uczyć, nie wąchać!

(…)

Barbara Pietkiewicz

“Polityka”

całość w najnowszym numerze “Polityki”, dostępnym w polonijnych punktach sprzedaży prasy i polskich księgarniach na terenie całych Stanów Zjednoczonych