Oto prawda o “przemyśle urody”. Rynek kosmetyków w Stanach Zjednoczonych wart jest 500 miliardów dolarów. Firmy twierdzą, że ich produkty powstają tylko po to, aby ludzie byli piękni i zdrowi. To tylko pozory – przekonuje Stacy Malkan z Kampanii na rzecz Bezpiecznych Kosmetyków na łamach portalu treehugger.com.
Jej zdaniem koncerny kosmetyczne nie ujawniają całej prawdy o swoich produktach, a część informacji po prostu ukrywają. Oto ujawnione przez aktywistkę tajemnice przemysłu, który rzekomo dba o nasze zdrowie i urodę.
– Wiele kosmetyków zawiera substancje chemiczne, które są niebezpieczne dla skóry. Użycie takiego produktu powoduje wysypkę, zaczerwienienie, a nawet wrzody – przekonuje Malkan. Jej zdaniem lekarze nie są w stanie rozpoznać przyczyny zmian skórnych i podają chorym niewłaściwe leki.
Amerykanka uważa, że koncerny mogą zastąpić chemikalia bezpiecznymi środkami, ale te są bardzo drogie, dlatego nadal narażają zdrowie i życie swoich klientów.
Firmy, które wspierają badania nad nowotworem piersi nadal do produkcji kosmetyków używają substancji rakotwórczych. Malkan oskarża o takie praktyki Estée Lauder, Revlon L’Oréal, Procter & Gamble czy Avon. Jej zdaniem producenci stosują chemikalia, które wpływają na działanie hormonów w organizmach kobiet, co przyczynia się do powstawania nowotworów.
Dlatego producenci perfum, szamponów, mydeł czy pudrów sprzeciwiają się wprowadzeniu prawa, które nakazywałoby im ujawniać nazwy wszystkich używanych chemikaliów.
W Stanach Zjednoczonych prawo nie zmusza firm do testów nad bezpieczeństwem ich produktów. Aktywistka podkreśla, że Food and Drug Administration (instytucja zajmująca się kontrolą rynku żywności, leków i kosmetyków) nie wymaga od koncernów żadnych dokumentów potwierdzających, że ich produkty higieny osobistej są bezpieczne. Malkan twierdzi, że kosmetyki od razu trafiają na sklepowe półki. Nawołuje do zmiany przepisów – na wzór tych, które obowiązują w Europie.
AJ, sfora.pl