Czy młody biznesmen trafił na dwa i pół roku do więzienia, aby nie mógł być traktowany jako wiarygodny świadek w sprawie zabójstwa byłego komendanta głównego policji generała Marka Papały? Trafiłem do aresztu, bo zbyt dużo wiedziałem o ludziach związanych z zabójstwem komendanta głównego policji Marka Papały – twierdzi Maciej Lisowski, biznesmen i prezes Fundacji “Lex Nostrum” – czytamy w materiale Leszka Szymowskiego na łamach “Polski”.
32-letni dziś Lisowski (nazwisko podane za jego zgodą) mógł być jedną z gwiazd polskiego biznesu. W 2002 roku w Warszawie został wspólnikiem Tadeusza G., oficjalnie handlującego chemią przemysłową. Szybko jednak okazało się, że Tadeusz G. to absolwent moskiewskiej uczelni wojskowej i były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych.
Pod przykryciem prywatnej spółki zaczął handlować komponentami do paliw sprowadzanymi z Rosji bez akcyzy. W jego biurze odbywały się spotkania biznesowe, w których uczestniczyli m.in. Roman K., Józef S. i Jan B. To byli oficerowie służb specjalnych PRL. Ich nazwiska przewijają się w śledztwie prokuratorskim w kręgu osób zainteresowanych zabójstwem Marka Papały. Wszyscy przyznają się do znajomości z nim, ale kategorycznie wypierają się jakichkolwiek związków z jego śmiercią. Ich prawdziwej roli nie udało się do dziś wyjaśnić.
Według Lisowskiego, uczestnicy tych spotkań pod wpływem alkoholu chwalili się swoimi wpływami i bezkarnością. Mieli mówić, że nie podskoczył im nawet Papała. – Zdałem sobie sprawę, że spółka bierze udział w nielegalnym obrocie paliwami i ma powiązania z ludźmi wywodzącymi się ze służb specjalnych PRL – opowiada Lisowski.
W trakcie jednego ze spotkań biznesowych Lisowski zorientował się, że spółka, w której ma udziały, jest tylko przykrywką dla handlu narkotykami i komponentami do paliw. Młody biznesmen próbował się wycofać. Odmówił również podpisywania fałszywych faktur. Wtedy pojawiły się groźby pod jego adresem.
– Mówili mi wprost, że jeśli nie będę spełniał ich poleceń, to mnie wykończą, tak jak wykończyli Papałę – twierdzi. Według niego, groźba ta brzmiała realnie, ponieważ w czasie zakrapianych alkoholem imprez goście Tadeusza G. opowiadali wielokrotnie, jakim zagrożeniem był niegdyś dla nich Marek Papała i jak udało się im go wyeliminować. Chodziło o to, że był zagrożeniem dla biznesu narkotykowego.
– Odmówiłem jakiejkolwiek dalszej współpracy z nimi – opowiada Lisowski. We wrześniu 2006 roku młody biznesmen został w Warszawie zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prokuratura postawiła mu błahy zarzut przywłaszczenia zepsutego komputera.
Tyle tylko, że zdarzenie miało miejsce w 1999 roku, a domniemany poszkodowany zeznał, że otrzymał pieniądze za ten komputer. Lisowski usłyszał również zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach. W trakcie śledztwa nie udało się jednak udowodnić ani jednego takiego przypadku. Lisowski został skazany i łącznie spędził w więzieniu 2,5 roku.
(…)
Leszek Szymowski
polskatimes.pl
aby przeczytać całość, kliknij tutaj