Francuskie cmokanie się w policzki na powitanie i pożegnanie – słynny, wszechobecny “la bise” – pada ofiarą globalnego zagrożenia grypą A/H1N1.
Niektóre szkoły, firmy, a także gorąca linia resortu zdrowia mówią uczniom i pracownikom, żeby zrezygnować z tradycji, bo “la bise” może się stać pocałunkiem śmierci, a przynajmniej choroby.
Na pierwszej lekcji w rozpoczętym właśnie roku szkolnym dzieciom w Guilvinec w Bretanii usilnie wkładano do głów, że nie można się już cmokać, bo groźna grypa czyha. Poza tym należy oczywiście myć ręce, zasłaniać buzie podczas kasłania, najlepiej chusteczką itp.
Oczywiście wobec dzieciaków, które nie zrezygnują z “la bise”, nie planuje się żadnych konsekwencji.
Zalecenia na stronie internetowej ministerstwa zdrowia są również bardzo konkretne: unikać “bezpośredniego kontaktu” z ludźmi, nie całować się, nie podawać sobie rąk, nie głaskać nikogo po twarzy, zwłaszcza jeśli to chory. I w tym wypadku chodzi o przemówienie ludziom do rozsądku, a nie o zakazy, których przecież nijak nie dałoby się wyegzekwować.
Ale zagrożenie grypą A/H1N1 prowokuje i zakazy – w mieście Coulaines na zachodzie Francji wprowadzono w zeszłym miesiącu zakaz plucia w miejscach publicznych.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) nowa grypa zabiła już na świecie co najmniej 2837 osób. Liczba potwierdzonych przypadków zarażenia się tą chorobą przekroczyła ćwierć miliona.