Wężem świateł wije się rozpusta
betonowy świat zamętu i prawdy
Procent spożycia
to klucz do wnętrza człowieka
co odkrywa słabości i jałowi charakter
Wstyd więdnie jak róża bez wody
Sylwetki zachwiane znikają za rogiem
Z kamienia się wznoszą
by o kamień się potknąć
Nie rozumie co mówią
jakiś bełkot nieznany
Uśmiech w płacz się zamienia
wstyd wściekłość rozsiewa
Oczy zbłąkane szukają pomocy
lecz tylko obłęd muzyki sercami zawodzi
Świat bez przykazań i zasad moralnych
gdzie czerpak sumienia
jest wiadrem bez dna
Szklane zwierciadło w dłoniach rozmaka
i z mocą ognistą pali ich gardła
Siedzą zgarbieni
obcy dla siebie
słodzą się słowem i bawią uśmiechem
Dziś wszyscy samotni
spragnieni czułości
jutro przy rodzinnym stole
aktorstwem się pochwalą
W nocy grzeszyć im wolno
księżyc słowa nie szepnie
i czarną kołdrą próżności
okryje zdrowy rozsądek
Owocem jabłoni silną wolę swą karmią
Dziś będąc poliglotą
z wężem ten sam język odnajdą
Ich nogi swych imion spamiętać nie mogą
Czy ja jestem prawą
czy też prawa jest lewą?
Oczy latarni płaczą światłem na domy
widząc jasne sukienki błotem ochlapane
i męską postawę z napoleońskim cieniem
Poranna woń świeżego pieczywa
niczym ammonium
pobudza ich rozum i poczucie czasu
Pierwsze promienie codzienności
rysują grymas na pobladłej twarzy
Wody! Woła dusza
co spragniona życia
które z sercem w klepsydrze zamkniętym
dzień od nocy
suchym piaskiem odmierza
a patrząc w przyszłość
nic więcej nie widzi
poza fatamorganą na horyzoncie nadziei
Paweł Jaćkiewicz
Kraków/Naperville