Po blisko dwóch miesiącach od śmierci króla popu, w końcu koroner Los Angeles podał do publicznej wiadomości przyczynę zgonu Michalela Jacksona. Tym samym zakończyły się najdziwniejsze spekulacje, włącznie z przeróżnymi spiskowymi teoriami, którym sprzyjało właśnie odwlekanie decyzji upublicznienia wyników sekcji zwłok króla popu. Okazuje się, że znane były już wcześniej, jednak policja z Los Angeles zabroniła koronerowi ich upublicznienia ze względu na toczące się śledztwo. Teraz wszystko jest już jasne: Michael Jackson zmarł z powodu przyjęcia zbyt dużej dawki propofolu, silnego leku znieczulającego.
Koroner z Los Angeles, dr Lakshmanan Sathyavagiswaran przeprowadził badania toksykologiczne krwi Jacksona, które wykazały nadmiar leku diprivan (propofol), bardzo silnie oddziałującego na centralny system nerwowy. – On wpływa na mózg. Usypia go – ocenił dr Zeev Kain, przewodniczący wydziału anestezjologicznego California University – Dlatego – zaznacza Kain – pacjent musi być pod ścisła kontrolą lekarzy.
– Wyniki sekcji zwłok Jacksona w sumie nie stanowią żadnej większej niespodzianki – ocenił dr David Zvara, szef anestezjologów Uniwersytetu Północnej Karoliny w Chapel Hill. – Wiadomo było, co Murray podał swojemu pacjentowi, a ta mieszanka leków mogła okazać się śmiertelna.
Decyzja koronera i opinie specjalistów stawiają w bardzo niekorzystnym położeniu dr. Conrada Murray’a. On wszak co wieczór (przez 6 tygodni z rzędu) podawał Jacksonowi 50 miligramów propofolu, na – jak stwierdził – bezsenność króla popu. Najprawdopodobniej Murray zostanie oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci. Ponadto osobisty lekarz Jasksona przyznał, że w tragicznym dniu – 25 czerwca – podał mu również valium na uspokojenie oraz dwa silne środki psychotropowe: lorazepam i midazolam, co mogło stanowić bezpośrednią przyczynę śmierci.