GYI0050839124.jpg
Tego nie można określić inaczej niż słowem “cud”. Uznany za zmarłego wcześniak, który narodził się w paragwajskim szpitalu bez oznak życia, niespodziewanie zapłakał w trumience. Lekarzom udało się uratować słabego chłopca. Co ciekawe, nie mają sobie nic do zarzucenia.

– Widocznie funkcje życiowe dziecka były tak nikłe, że nie dało się ich wyczuć – tłumaczy się ordynator oddziału wcześniaków ze szpitala w stolicy Paragwaju, Asuncion, doktor Ernesto Weber. Dodaje od razu, że maluch jest w stabilnym stanie.

Jednak tylko przypadek zdecydował o tym, że dziecko w ogóle żyje. Jak donosi włoski dziennik “Corriere della Sera”, chłopiec przyszedł na świat nie dając oznak życia. Lekarze reanimowali go przez jakiś czas, ale w końcu dali za wygraną. Malucha zabrał więc ojciec, chcąc przygotować zwłoki syna do pogrzebu.

Jakież było jego zdziwienia, gdy wioząc samochodem trumienkę z ciałem usłyszał dobiegający z wnętrza… płacz. Podniósł wieko i z radością stwierdził, że maluch jednak żyje. Czym prędzej zawrócił do szpitala. Chłopiec trafił na oddział intensywnej terapii.

Lekarze nie czują się winni tego, że orzekli zgon żywego dziecka. Przekonują, że u chłopca nie dało się wyczuć tętna i oddechu.

mn

“Corriere della Sera”, BBC News, Dziennik.pl