Kongres USA chce wprowadzić podatek od niezdrowego jedzenia i picia. Ma to odchudzić Amerykanów i sfinansować reformę systemu opieki zdrowotnej.
Ekonomiści od dawna uznawali argument o nakładaniu specjalnych podatków na towary i usługi, których ceny nie odzwierciedlają faktycznej wartości społecznej ich konsumpcji. Podatki takie, od nazwiska brytyjskiego ekonomisty znane są jako „podatki Pigou” i obejmują podatki środowiskowe, akcyzy na papierosy, alkohol czy hazard. Palenie papierosów zwiększa ryzyko zachorowań na raka osób w otoczeniu palacza. Nadużywanie alkoholu oraz hazard powodują agresję i mają ogromny wpływ na rozpad rodzin.
Co więcej, te trzy nałogi prowadzą do zwiększenia kosztów opieki zdrowotnej. W teorii rządy mogą nadrobić te koszty poprzez podatek, który dostosuje ceny, które ludzie płacą by zapalić, wypić czy zagrać w kasynie. Taki podatek może również zachęcić konsumentów do zdrowszego trybu życia.
Obecnie coraz więcej zwolenników, zwłaszcza w USA, zyskuje wprowadzenie podatku od niezdrowego jedzenia. Kongres zastanawia się właśnie, czy wprowadzenie podatku od słodkich napojów nie pozwoliłby na sfinansowanie planowanej reformy zdrowia. Niektórzy analitycy chcieliby wprowadzenia większej akcyzy na tzw. śmieciowe jedzenie. 27 lipca Urban Insitute z Waszyngtonu zaproponował 10-procentowy podatek na „tuczące jedzenie o niskiej wartości odżywczej”. To miałoby przynieść 500 miliardów dolarów w ciągu 10 lat.
Jedna trzecia Amerykanów to ludzie otyli. W 1980 roku liczba ta stanowiła 15 proc. Otyli ludzie są bardziej narażeni na choroby serca i kości, cukrzycę oraz raka. Roczny koszt leczenia takiej osoby wynosi ponad 700 dolarów więcej niż w przypadku osoby szczupłej. Łącznie jest to koszt rzędu 200 miliardów dolarów. Co więcej, nie ponoszą go tylko osoby otyłe. Rządowe plany dotyczące opieki zdrowotnej zakładają, że połowę kosztów związanych z leczeniem chorób wynikających z otyłości muszą ponieść podatnicy.
Ale czy „gruby podatek” wpłynie na zachowanie ludzi? Wiele badań pokazuje, że istnieje związek pomiędzy ceną jedzenia, zwłaszcza fast foodów, a wagą ciała. Gdy jedzenie typu fast food staniało, ludzie zaczęli tyć.
Badania przeprowadzone przez RAND Corporation wykazują, że opodatkowanie kalorii może mieć wymierny efekt na wagę obywateli. Autorzy badania przyjrzeli się wadze i wzrostowi dużej grupy Amerykanów w wieku ponad 50 lat w okresie od 1992 do 2004 roku.
Obliczyli oni wskaźnik cen, który wskazuje, że zmiany cen kalorycznych produktów mają większy wpływ na wagę konsumentów. I tak, np. cena masła bardziej wpływa na nadwagę niż cena warzyw. Sprawdzając takie dane, jak zarobki czy stan zdrowia mierzyli, czy cena produktów spożywczych ma wpływ na wskaźnik wagi ciała BMI.
Okazało się, że ceny te mają wpływ na BMI i podniesienie ich o 10 proc. doprowadziłoby do spadku BMI o 2 punkty w ciągu 20 lat. To znacznie obniżyłoby liczbę otyłych osób.
Pojawia się tylko pytanie, które artykuły spożywcze należy dodatkowo opodatkować. Hamburgery, mimo że bardzo tuczące, mają przecież pewne wartości odżywcze. Ponadto niektórzy specjaliści twierdzą, że osoby uzależnione od fast foodów i tak nie zmienią swoich przyzwyczajeń i nie zniechęci ich nawet wyższa cena.
Anna Dyda, kf
Źródło: The Economist
tvp.info