29-lipca-michael-jacksonNajnowsze wyniki śledztwa potwierdzają przypuszczenia o przedawkowaniu silnego leku znieczulającego, który podał Michaelowi Jacksonowi osobisty lekarz Conrad Murray. Według śledczych mógł on spowodować zatrzymanie akcji serca i w konsekwencji śmierć artysty.

Coraz więcej szczegółów związanych z niespodziewaną śmiercią Michaela Jacksona wypływa na światło dzienne. Dr Murray, który nie został jeszcze formalnie uznany za podejrzanego może mieć poważne kłopoty. Policja znalazła bowiem w domu Jacksona propofol, niezwykle silny lek znieczulający, który Murray miał mu aplikować jako środek nasenny. Takie zastosowanie byłoby sprzeczne z przeznaczeniem tego leku i mogłoby być zakwalifikowane jako błąd w sztuce lekarskiej.

Propofol może powodować zakłócenia oddychania, zwolnić rytm pracy serca i obniżyć ciśnienie krwi. Dlatego powinien być stosowany jedynie w warunkach szpitalnych przez doświadczonych lekarzy. Podawanie go w warunkach domowych jest w zasadzie niespotykane.

Piosenkarz w zasadzie uzależniony od demerolu (leku podobnego składem i działaniem do morfiny), przez lata przyjmując coraz większe dawki, doprowadził do obniżenia jego skuteczności. Zastrzyki z demerolu zwykł nazywać „koktajlami życia”, bez których faktycznie nie mógł się już obejść.

Dlatego też Conrad Murray musiał poszukiwać coraz to nowszych specyfików uśmierzających ból i uspokajających. Czy niezwykle silny propofol spowodował zgon króla popu dowiemy się zapewne niebawem.

PAP