Nawet 19 osób mogło zginąć w trakcie sobotnich zamieszek na ulicach Teheranu. Łączną ilość ofiar od początku powyborczych protestów szacuje się na 150.
Pałki, armatki wodne, gaz łzawiący, a w końcu broń. Policja irańska stłumiła wielotysięczne protesty na ulicach Teheranu. Sobotni protest zwolenników Hosejna Musawiego został uznany za nielegalny. Jednak już od wczesnych godzin popołudniowych tysiące ludzi zbierało się w okolicach Uniwersytetu i placu Rewolucji. Policjanci użyli wobec nich pałek i gazu łzawiącego. Padały też strzały ostrzegawcze z broni palnej. W wyniku starć do szpitala trafiło ponad 60 osób. Danych tych nie da się jednak potwierdzić, bo w Teheranie panuje chaos informacyjny, a praca dziennikarzy jest utrudniona.
Świadkowie twierdzą, że zwolennicy Musawiego podpalili budynek w południowym Teheranie, który był zajmowany przez partię prezydenta Mahmuda Ahmadineżada. W tej samej części miasta policja oddawała strzały w powietrze, żeby rozdzielić zwolenników Musawiego i Ahmadineżada. Protesty przybrały na sile i służby mundurowe zaczęły strzelać w kierunku protestujących.