Stanley Cup Penguins Red Wings HockeyNiesamowicie emocjonujący – i zaskakujący – miał przebieg ostatni akt batalii o Puchar Stanleya. Ku powszechnemu zaskoczeniu o wyłonienieniu triumfatora zmagań sezonu 2008/09 najlepszej hokejowej ligi świata musiał zadecydować dopiero 7. mecz. Ogólny faworyt, obrońca trofeum sprzed roku – Detroit Red Wings niespodziewanie w kończącym finałową serię meczu uległ na własnej tafli Pittsburgh Penguins 1-2, a w serii 3-4.  Tak więc okazały Stanley Cup powędrował do Pittburgha.

Gdy w 5. spotkaniu serii na szczycie “Czerwone Skrzydła” wręcz zmiażdżyły “Pingwiny”, wygrywając w Joe Louis Arena w Detroit 5-0, niemal wszyscy obserwatorzy – no, chyba tylko poza najbardziej zacietrzewionymi fanami Penguins – spodziewali się “dobicia” zespołu kiedyś fantastycznego hokeisty, a dziś właściciela klubu – Mario Lemieux już w meczu numer 6 w Pittsburgu, we wtorkowy wieczór.

Tymczasem fenomenalna postawa w bramce Marc-Andre Fleury’ego była chyba natchnieniem dla jego partnerów z pola, którzy stanęli na głowie, czego efektem wygrana po thrillerze 2-1. Stan serii został wyrównany na 3-3 i o wyłonieniu triumfatora Stanley Cup musiał zadecydować 7. mecz w Detroit.

Wydawało się, iż nafaszerowana gwiazdami największego formatu ekipa obrońców pucharu podtrzyma dotychczasową tendencję, czyli serię zwycięstw na swojej tafli. W rzeczywistości okazało się, iż – po pierwsze – nic nie trwa wiecznie, a – po drugie – wbrew obiegowym opiniom, cud może zdarzyć się nie tylko jeden raz. Piątkowa konfrontacja była kopią poprzedniej potyczki, czyli genialnej postawy w bramce Fleury’ego oraz wyjątkowej koncentracji jego partnerów z pola. A to co zrobił golkiper “Pingwinów” w ostatniej sekundzie (sic!) regulaminowego czasu gry przejdzie z pewnością do historii hokeja: fenomenalna interwencja w piłkarskim wręcz stylu! Efektem wygrana 2-1 Penguins i Stanley Cup jedzie do Pittsburgha!

Brawo, brawo, brawo!!! Możemy się tylko cieszyć. Raz, że triumfował ostatecznie piękny, ofensywny hokej, biorąc górę nad wyrachowaniem, gdzie bardziej czyha się na błędy obrońców przeciwnika i blokuje wszystkimi siłami bramkarza rywali niż przeprowadza systematyczne falowe ataki, dwa – trochę satysfakcji mają kibice Blackhawks, wszak gracze Penguins poniekąd pomścili zakończoną porażką konfrontację “Jastrzębi” z “Czerwonymi Skrzydłami” w finale Zachodniej Konferencji. No i odwieczny wróg w końcu poległ!

* DETROIT RED WINGS – PITTSBURGH PENGUINS 1-2 (0-0, 0-2, 1-0)

0-1  Talbot  21,13 min.

0-2  Talbot 30,07 min.

1-2  Ericsson 53.53 min.

Seria: 4-3 dla Penguins.

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us