30-maja-_wiza_jupDemokratyczny kongresman z Chicago, Mike Quigley, wezwał prezydenta USA Baracka Obamę do włączenia Polski do programu ruchu bezwizowego, obejmującego ponad 30 krajów, w tym kilka z Europy Środkowo-Wschodniej.

– Polska dowiodła, że jest niezbędnym sojusznikiem w światowej kampanii przeciw terroryzmowi. Włączenie Polski do programu ruchu bezwizowego będzie miało pozytywne skutki gospodarcze i w zakresie bezpieczeństwa. Jesteśmy to winni temu krajowi, który nas wspiera, i ludziom, którzy chcieliby odwiedzić Stany Zjednoczone – oświadczył kongresman.

Jako senator z Chicago i kandydat na prezydenta Obama obiecywał Polakom zniesienie wiz. Ostatnio jednak pojawiły się sygnały, że nie nastąpi to szybko.

Polska wciąż nie zeszła poniżej progu 10 procent odmów wizowych, co w ustawie Kongresu z 2007 r. ustalono jako warunek włączenia do programu ruchu bezwizowego.

Co gorsza, od lipca próg ten zostanie prawdopodobnie znowu obniżony do 3 procent – czyli trudniej będzie poniżej niego zejść – gdyż amerykańskie Ministerstwo Bezpieczeństwa Kraju, jak wynika z informacji z ambasady RP, nie zdoła do tego czasu przygotować programu rejestracji danych elektronicznych osób opuszczających USA drogą powietrzną. Zgodnie ze wspomnianą ustawą powraca wtedy kryterium 3 procent odmów.

Sprawa zniesienia wiz jest o tyle drażliwa, że Polska postrzegana jest w Europie jako największy – moralny i militarny – sojusznik Stanów Zjednoczonych, które w kwestiach formalnych traktują jednak ludzi z kraju nad Wisłą po macoszemu. A może w tym wypadku trochę winy jest po stronie polskich władz, niezbyt energicznie domagających się pewnych przywilejów. W tym konkretnym przypadku zniesienia wiz, będącego namacalnym przejawem prawdziwie obopólnej współpracy na wszystkich płaszczyznach. Wszak do tej pory stosunki na linii USA – Polska wydają się przypominać miłość bez wzajemności. Oczywiście tą nieczułą stroną są wciąż Stany Zjednoczone.

PAP, lp