3-kwietnia-dollars
W Londynie trwa szczyt G20, na którym starły się dwie koncepcje. Jedna reprezentowana przez Amerykanów wspieranych przez Brytyjczyków zakłada kontynuację tak zwanego „quantative easing”, czyli prościej mówiąc dalszego drukowania pieniędzy. Z drugiej strony znalazła się Europa kontynentalna reprezentowana przede wszystkim przez Niemcy i Francję. Tutaj widać dość zdecydowany opór przeciw przysłowiowemu rozrzucaniu banknotów z helikoptera.

Zawsze od deklaracji bardziej liczą się czyny i ogłoszona właśnie przez Europejski Bank Centralny obniżka stóp procentowych o 25 pkt bazowych do najniższego poziomu w historii ECB, czyli 1,25% jest dowodem na to, że Trichet i Europa nie chcą przyłączać się do eksperymentu, którego jedynym pewnym długoterminowym efektem jest wzrost inflacji, a według pesymistów wręcz hiperinflacja. Rynek spodziewał się większej obniżki, do 1%, czyli widać, że ECB chciał pokazać akurat teraz w trakcie spotkania przywódców największych państw, że zachowuje duży sceptycyzm co do skuteczności takich metod pobudzania gospodarki.

Co było łatwe do przewidzenia, od razu zaczęło zyskiwać euro do dolara i ten ostatni otrzymał kolejny mocny cios, a cała ta sytuacja zrodziła z pewnością kolejne wątpliwości na przykład w głowach Chińczyków czy warto akurat w tej walucie trzymać tak olbrzymie rezerwy. Z drugiej strony przy tak potężnym eksporcie do USA są oni niejako zakładnikami Amerykanów i wszelkie ruchy musza podejmować niezwykle ostrożnie, starając się zbytnio nie drażnić kolosa na glinianych, a właściwie zrobionych z zielonego papieru nogach.

Z kolei nieco niepokoją kolejne kroki, które pragną podjąć najbogatsi znowu ograniczając swobody obywatelskie zwiększając kontrolę przepływów finansowych oraz liczbę różnych regulacji i przepisów, które rzekomo mają zapobiec przyszłym nieprawidłowościom, ale czy czasem nie są pretekstem do intensyfikacji inwigilacji własnych obywateli? Tak przecież stało się przy okazji wojny z terroryzmem (czy widział ktoś Bin Ladena?) i teraz nawet nie da się wnieść do samolotu własnej plastikowej butelki z wodą, tylko trzeba kupić ją w sklepie na lotnisku po dość paskarskich cenach. Owszem, można się zgodzić, że ukrywanie dochodów i ich transferowanie do rajów podatkowych przez przestępców powinno zostać ukrócone, ale czy przy okazji państwa nie zaczną przeglądać wszystkich przepływów pieniężnych na kontach swoich obywateli szukając przy okazji sposobów jak ich obłożyć kolejnymi podatkami?

Poza tym jako ciekawostkę zauważmy, że MFW pragnie sprzedać część swoich rezerw trzymanych w złocie, więc zainteresowani żółtym kruszcem będą prawdopodobnie mieli okazję do promocyjnych zakupów. W sumie środki do dyspozycji funduszu urosną aż do 750 mld dolarów i będą przekazywane na bieżąco wszystkim potrzebującym, a jest ich z pewnością niemało, bo nawet dziś usłyszeliśmy informację, że Łotwa nie spłaciła jednej z rat swojego zadłużenia i prosi o zwłokę, a przy okazji kolejne środki.

Giełdy na razie podjęły grę na zwyżkę, licząc, że kolejny program stymulujący pobudzi w końcu gospodarki przynajmniej do jakiegoś lekkiego odbicia, a wszyscy i tak trąbią o prawdziwym odwrocie recesji w przyszłym roku. Zatem parkiety mają całkiem sporo czasu na życie złudzeniami, o ile po drodze nie przytrafi nam się jakaś kolejna katastrofa.

Zauważmy również wzmożony popyt na surowce i dziś cena baryłki ropy ponownie przekroczyła 50 dolarów. Z pewnością przez weekend inwestorzy będą trawili wszystkie informacje, które napływają z Londynu i dopiero w kolejnych dniach przekonamy się jak je zinterpretują. Czwartkowe notowania wyglądają dość obiecująco, ale równie dobrze może być to pułapka na naiwnych zastawiona przez rekiny. Z tego powodu z dość umiarkowanym optymizmem poczekajmy na rozstrzygnięcia, tym bardziej, że nasze indeksy giełdowe znowu znalazły się w strefie oporów, której nie udało się pokonać poprzednim razem.

Zbigniew Papiński

notowany.pl