30-marca-crisis_plan_logo-copyStany Zjednoczone przeżyły gigantyczny rynek byka, rozpoczęty za kadencji prezydenta Ronalda Reagana (1981-1989), który wyniósł indeks grupujący 500 największych spółek amerykańskich S&P500 z poziomów nieco tuż nad 100 punktów do gigantycznych 1576,09 pkt 11 października 2007 roku. W tym samym okresie również ceny domów szybko rosły, mniej więcej czterokrotnie. Skutkiem ubocznym stał się gwałtowny spadek oszczędności Amerykanów, którzy jeszcze w 1982 roku odkładali około 11% swoich dochodów. 25 lat później z powodu rosnących kosztów obsługi kredytów hipotecznych ten poziom spadł do symbolicznego 1 procenta. Zatem paradoksalnie teoretycznie bogaci na papierze Jankesi w rzeczywistości mieli mniej pieniędzy w portfelu.

Podobnie zresztą spadała mediana dochodów przeciętnego gospodarstwa domowego, co silnie kontrastowało z teoretycznie potężnymi wycenami majątku zwykłych ludzi. Wszyscy ekscytowali się tak zwaną wartością netto gospodarstwa domowego, w której dominowały olbrzymie ceny nieruchomości oraz napompowanych do granic absurdu kursów akcji. Nikt nie przejmował się niepokojąco rosnącym zadłużeniem na kartach kredytowych czy kosmicznym długiem hipotecznym, skoro tak pięknie rosła wartość posiadanych aktywów.

Teraz, gdy ceny akcji i domów gwałtownie spadły, wszyscy wrócili na ziemię i okazało się, że nie wiadomo, gdzie podziały się te wszystkie wirtualne miliony. Co gorsza, wielu Jankesów straciło też olbrzymie sumy w swoich funduszach emerytalnych i ich plany o spokojnej jesieni życia w jakimś ciepłym zakątku muszą odłożyć na półkę. Na dodatek wielu z nich grożą zwolnienia, a praca w nadgodzinach, którą niedawno można było uzupełnić dziury w domowym budżecie stała się dobrem rzadkim i pożądanym przez wszystkich.

Tymczasem władze amerykańskie próbują kontynuować tą samą grę w życie na kredyt i to na niespotykaną skalę w historii. W wariancie optymistycznym uważa się, że banki zostaną zalane setkami miliardów (a właściwie bilionami) dolarów pomocy i jakoś wywiną się z kryzysowej sytuacji. Cały świat wtedy odetchnie i wróci do zabawy w pompowanie cen akcji i domów do poprzednich absurdalnych poziomów. Jednak taka wersja wydaje się dość dziecinna i mało prawdopodobna, choć tak naprawdę wygląda na oficjalną doktrynę administracji Obamy oraz Banku Rezerwy Federalnej, który w swojej pasji drukowania dolarów bez pokrycia przekroczył wszelkie znane dotąd granice.

Bankowe lobby nie pozwala na najbardziej logiczne rozwiązanie, czyli pozbawienie ich wpływów przez zwolnienie utracjuszy z posad oraz tymczasowe przejęcie instytucji finansowych pod zarząd państwowy, wyleczenie i ponowną sprzedaż akcji prywatnym inwestorom. Zauważmy, że wymagający znacznie mniejszych nakładów przemysł
motoryzacyjny nie cieszy się aż taką szczodrością władz, bo jego wpływy w Waszyngtonie są zdecydowanie mniejsze. Stąd całkiem możliwe, że czeka nas niedługo informacja o bankructwie któregoś z gigantów samochodowych. Widać dziwną asymetrię w traktowaniu firm z takimi samymi problemami.

Tymczasem rodzi się pytanie czy kryzys nie powinien być czasem oczyszczenia gospodarki? Jeden z kontrariańskich ekonomistów zauważył, że nie można cały czas funkcjonować choćby bez chwili snu, a Ameryka jest takim cierpiącym na bezsenność pacjentem, któremu lekarz przepisuje kolejne środki pobudzające zamiast dać mu się zdrzemnąć.

Recesja i kryzys są nieodłącznymi elementami cykli koniunkturalnych, w których poruszają się gospodarki i stają się zarazem czasem katharsis, oczyszczenia z podmiotów nieudolnych i nieefektywnych. Gdyby pozwolono upaść tym najgorszym i przejąć ich aktywa innym, być może upadek byłby bolesny, ale powrót do zdrowia byłby znacznie szybszy.

Tymczasem obserwujemy niesamowity eksperyment zamiany kapitalizmu w twór hybrydowy z elementami socjalizmu, a końcowe skutki są całkowitą niewiadomą – stąd taki wysyp spiskowych teorii dziejów, które teraz znajdują szczególnie podatny grunt i łudzimy się cały czas, że nieuzasadniony.

Niestety w tym przypadku Polska wydaje się kolejny raz ofiarą i tylko niewielka część społeczeństwa zdążyła zachłysnąć się modelem życia na kredyt. Teraz nadeszła pora na powrót do starych wartości, na których zbudowano trwałe majątki, czyli życia za swoje i powolnemu bogaceniu się ciężką pracą, oszczędnościami i inwestycjami.

Zanim jednak przejdziemy do tego etapu czeka nas pewnie jeszcze parę faz kryzysu i każdy powinien się do niego przygotować przede wszystkim od strony zabezpieczenia finansowego, czyli redukując niepotrzebne wydatki, spłacając długi i gromadząc odpowiedni kapitał na czarną godzinę, którą prawdopodobnie szykują nam świadomie czy nieświadomie możni tego świata już niedługo.

Zbigniew Papiński

notowany.pl