– Dlaczego dolar ciągle się trzyma, chociaż logika dyktuje coś wręcz przeciwnego? – zastanawia się na łamach londyńskiego dziennika “The Daily Telegraph” felietonista Ian Campbell.
Federalna Rezerwa USA drukuje pieniądze – rozpoczyna swój wywód pt. “Dollar defies recipe for currency collapse” z 10 marca br. angielski dziennikarz. Rząd Stanów Zjednoczonych wydaje pieniądze w sposób szalony dzisiaj, żeby jutro nie było depresji. Brzmi to jak recepta na upadek waluty, a jednak wygląda na to, że dolar coraz bardziej się umacnia. I nic nie zapowiada rychłego odwrócenia tego trendu – zauważa red. Campbell i pyta: Co się dzieje? A zaraz potem proponuje przyjrzenie się konkurencji dolara.
Zaczyna od brytyjskiego funta, który kiedyś pełnił funkcję czołowej waluty rezerwowej. W chwili publikowania rozważań członka redakcji “Codziennego Telegrafu” kurs funta równał się 1,38 dolara, co bliskie było rekordowo niskim notowaniom brytyjskiej waluty i to w niespełna rok od ustanowieniu rekordów jej wzlotu na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza.
Słabość funta wynika z różnych przeciwieństw, jakie stoją przed Brytanią. Brytyjskie banki nękają wielkie obciążenia zagraniczne, zaś nękany deficytem rząd Zjednoczonego Królestwa przyjął na siebie lwią część ryzyka swego sektora bankowego. Bank Anglii zamierza dołożyć 75 miliardów świeżych banknotów do szterlingowych aktywów kraju – wylicza autor tekstu. To wszystko odstrasza zagranicznych inwestorów – stwierdza.
Euro, latające minionego lata wysoko jak Ikar, wydaje się szybko pędzić ku ziemi. Stan ekonomii eurozony jest zły. Jej banki znajdują się w tarapatach. Poważną kwestię stanowiła już mocno niefortunna sytuacja Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii, lecz teraz dochodzą jeszcze do tego Belgia, Włochy i Austria, których banki należą do najgorzej dotkniętych przez zapaść na wschodzie Europy.
We Frankfurcie Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego, nie przejawia chęci do pofolgowania. W Berlinie kanclerz Angela Merkel nie jest jest gotowa do wyciągania z tarapatów. Strefa euro tonie – stwierdza red Campbell.
Tonie również eksport japoński; w styczniu spadł o 46 procent w skali rocznej. Wzrost wartości jena w minionym roku był po części sztuczny. Potem przyszła pora na spuszczenie owych ryzykownych gaci jenowych i ucieczkę w bezpieczne miejsce – czytamy. Japońskie podstawy pozostają nadal obnażone i nie jest to wcale widok piękny. Recesja Japonii jest głęboka.
Położenie Ameryki jest również straszne, ale trudno o bardziej aktywne działania polityczne od tego, co dzieje się w Waszyngtonie. Jest to w gruncie rzeczy wielka spekulacja, stawiająca na uzdrowienie gospodarcze – zauważa angielski analityk. Na razie świat woli raczej wejść do tej hazardowej gry i kupować instrumenty finansowe masowo emitowane przez rząd USA, niż rozważyć inne posunięcia. Dlatego dolar jako waluta rezerwowa przeć będzie dalej naprzód. Chyba, że świat dojdzie do wniosku, że stawiając tak mocno na USA można wiele stracić – konkluduje red. Campbell.
Opr. Darek JAKUBOWSKI
[email protected]