12-marca-europa_usa
Sojusz ekonomiczny Europy i USA pozostaje najsilniejszy na świecie i jest kotwicą gospodarki globu. Kryzys gospodarczy może nawet go wzmocnić – twierdzą autorzy raportu ”Ekonomia Atlantycka 2009”. – czytamy w korespondencji Marcina Bosackiego z Waszyngtonu na łamach “Gazety Wyborczej”.

Gospodarki UE i USA stanowią dziś 45 procent światowego PKB, generują 23 procent eksportu i 30 proc. importu. Choć handel USA z Azją jest nieco większy niż z Europą, to jeśli chodzi o inwestycje nie ma żadnego porównania: 26 mld dolarów zainwestowanych przez firmy z USA w Chinach w ostatnich dziewięciu latach to mniej niż inwestycje amerykańskie w tym czasie… w Belgii.

Takie są wnioski “Ekonomia Atlantycka 2009” ujawnionego wczoraj w budynku Senatu USA. Patronat nad raportem objęła szefowa podkomisji Senatu USA ds. Europy senator Jeane Shaheen. To o tyle ważne, że poprzedni szef tej podkomisji Barack Obama, zajęty kampanią prezydencką, przez kilkanaście miesięcy w ogóle jej nie zwoływał. Shaheen mówiła, że “postara się te błędy naprawić”.

Raport przygotował jednak nie Senat, a Centrum Stosunków Atlantyckich Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie, jeden z najpoważniejszych instytutów zajmujących się w USA Europą.

– Stosunki gospodarcze Azji i z Europą i z Ameryką są zdominowane przez handel, natomiast Ameryki i Europy ze sobą – poprzez inwestycje – mówi “Gazecie” główny autor raportu Daniel Hamilton. – To może okazać się bardziej trwały związek. W tym kryzysie wszyscy w świecie dostają w kość. Ale na razie nie widać, co wieszczyli niektórzy, by w wyniku kryzysu nastąpiło rozluźnienie stosunków gospodarczych Europy i Ameryki, by amerykańskie czy europejskie firmy przenosiły zaangażowanie na rynki wschodzące.

Handel USA z Europą to ponad 950 mld dolarów rocznie, tyle samo z Kanadą i Meksykiem w ramach NAFTA (970 mld) i nieco mniej niż z Azją (1,2 biliona). Jednak sprzedaż dóbr i usług filii firm amerykańskich w Europie to aż 3,8 biliona dolarów, ponad dwa razy więcej niż w Azji (1,5 biliona) i cztery razy więcej niż w krajach NAFTA (870 mld). W 2007 roku (ostatni, za który są pełne dane) inwestycje amerykańskie w Europie były trzy razy większe niż w Azji i 16 razy większe niż łącznie w czterech najpotężniejszych rynkach wschodzących – w Brazylii, Rosji, Indiach i Chinach (grupa BRIC). W tym stuleciu amerykańskie inwestycje w Indiach są równe tym w Polsce (ok. 10 mld dolarów), w Brazylii – (12 mld) stanowią ledwie połowę inwestycji w Hiszpanii. Wraz z inwestycjami rosną zyski. W 1997 roku zyski firm europejskich kontrolowanych przez korporacje amerykańskie wyniosły 46 mld dolarów, dwa lata temu – już 177 miliardów. Firmy kontrolowane przez biznes amerykański wytwarzają 22 procent PKB Irlandii, 17 procent – W. Brytanii i po 6 procent Szwajcarii i Belgii.

(…)

Jak na to wszystko wpływa kryzys? Źle. W pierwszym kwartale 2008 roku jeszcze przychody firm amerykańskich w Europie rosły, w drugim – już spadały. Europejskich w Ameryce pozostały na mniej więcej tym samym poziomie, ale zyski – spadały dramatycznie, np. firm niemieckich o 100 procent, brytyjskich – o 20.

(…)

Wszyscy uczestnicy dyskusji w sali Senatu zgadzali się, że odpowiedzią na kryzys (np. zbierającej się niedługo grupy G20) powinno być wyznaczenie standardów w skali globu, ale i liberalizacja gospodarki światowej, a nie protekcjonizm. Raport zakłada, że gdyby UE i USA uwolniły dla siebie rynki usług (np. lotniczych, zdrowotnych, telekomunikacyjnych), dałoby to gospodarce światowej pozytywne skutki takie jak… cała runda Doha o wolnym handlu.

– Doceniamy rozwój regionu Azji i Pacyfiku i szanujemy rynki wschodzące – mówił obecny na konferencji James Quigley, prezes Deloitte, globalnej firmy konsultingowej. – Ale gdy spoglądamy na portfel naszych przychodów, to nadal 87 proc. z nich pochodzi z USA i Europy…

“Mimo wszystkich wieści o wzroście Chin i innych krajów, dane wciąż wskazują na dominującą rolę gospodarki atlantyckiej w świecie” – piszą autorzy raportu. Ich zdaniem choć to USA zapoczątkowały kryzys, ubiegły rok przyniósł i dla Ameryki, i dla Europy też pozytywne wieści, np. wzmocnienie i dolara, i euro w roli dominujących walut świata oraz korzystny dla regionu spadek cen paliw. “Chociaż wiarygodność USA i Europy została nadszarpnięta, nie ma na horyzoncie realnej alternatywy do globalnego przywództwa gospodarczego” – podsumowują autorzy raportu.

– Ostatnie lata, po wojnie w Iraku, Europejczycy i Amerykanie spędzili w dużej mierze na kłótniach, kto jest z Marsa, a kto z Wenus – mówi Daniel Hamilton, jeden z autorów raportu. – A może powinniśmy się zgodzić, że wszyscy jesteśmy z Merkurego, bo to ten bóg handlu i przedsiębiorczości najbardziej obie strony Atlantyku łączy. I najlepiej służy interesom obu stron w świecie.

Marcin Bosacki, Waszyngton

całośc pod adresem:  www.wyborcza.pl