6-marca-salon-samochodowySprzedaż aut w Polsce rośnie jak na drożdżach, choć w większości państw Europy spada na łeb na szyję. Tanie auta w Polsce kupują kierowcy w Niemczech i dostają za to jeszcze premię od swojego rządu – oceniają eksperci.

Polska nie daje się motoryzacyjnemu kryzysowi, który dopadł kierowców w większości państw Unii. W lutym nasi dilerzy sprzedali 30,2 tys. nowych aut – o 7 proc. więcej niż przed rokiem i aż o 13 proc. więcej niż w styczniu, poinformowała firma doradcza Samar, ekspert branży motoryzacyjnej.

Już w styczniu polski rynek motoryzacyjny błyszczał na tle Europy. Sprzedaż nowych aut w Polsce zmalała tylko o 5 proc. – najmniej w całej UE, gdzie średnia spadków wyniosła 27 proc., licząc rok do roku.

W lutym poza Polską z jeszcze większym impetem do salonów ruszyli tylko kierowcy w Niemczech. Sprzedaż wzrosła tam aż o 22 proc. Za Odrą kierowców popchnął do salonów rząd. Od lutego władze w Berlinie dopłacają do 2,5 tys. euro do zakupu nowego auta kierowcom oddającym jednocześnie na złom samochody, który ma ponad dziewięć lat. Renault twierdzi, że po wprowadzeniu tej premii nie nastarcza z dostawami do Niemiec małych aut marki Clio i Dacia Logan z zakładów w Rumunii. Opel chwali się, że ma najwięcej zamówień od pięciu lat.

Polski boom w lutym to także efekt akcji rabatowej w Niemczech, oceniają eksperci. – Niemieccy kierowcy mogą dostać rządową premię także od aut kupowanych w Polsce, a są one u nas często dużo tańsze, po przeliczeniu cen ze złotego na euro – mówi szef Samaru Wojciech Drzewiecki.

Różnice bywają kolosalne. Najtańszy Opel Astra 1,4 w wersji trzydrzwiowej w Polsce kosztuje 53,7 tys. zł. W Niemczech za takie auto trzeba zapłacić 16,3 tys. euro, czyli przy obecnym kursie 76,5 tys. zł – prawie 23 tys. zł drożej. Najtańsza wersja Dacii Logan kosztuje w Niemczech 7,3 tys. euro, czyli równowartość 34,3 tys. zł. W Polsce w promocji takie auto jest oferowane za 25,5 tys. zł, prawie 9 tys. zł taniej.

Sprowadzając auto z Polski, niemiecki kierowca skorzysta jeszcze na różnicach w podatkach. Od ceny nowego auta sprowadzanego z Polski kierowca zza naszej zachodniej granicy może odliczyć VAT, który wynosi u nas 22 proc. W Niemczech zapłaci fiskusowi mniej, bo tam VAT wynosi 19 proc. A dodatkowo skorzysta, odliczając państwową premię od samochodu, który kupił w Polsce taniej.

Statystyk o zakupach nowych aut przez cudzoziemców nie ma. Nieoficjalnie mówi się, że to kilka tysięcy aut miesięcznie. – Według dilerów zagraniczni kierowcy kupują 10-15 proc. wszystkich aut. Już nawet dilerzy w Warszawie wysyłają po kilka, kilkanaście aut w jednym transporcie do Niemiec, a w zachodnich województwach może to być jeszcze więcej – mówi Drzewiecki.

– W Polsce nowe auta są teraz faktycznie najtańsze w Europie – przyznaje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM), stowarzyszenia przedstawicielstw koncernów. Ale Faryś minimalizuje wpływ niemieckich ulg na boom w Polsce. – Faktycznie niemieckie przepisy pozwalają korzystać z państwowych premii przy zakupie aut w innych państwach UE, pod warunkiem złomowania starego samochodu w Niemczech. Ale tym można wytłumaczyć tylko sprzedaż u nas kilkuset aut miesięcznie – uważa prezes PZPM. To co nakręca boom? Faryś. – Polscy kierowcy zdają sobie sprawę, że koncerny nie będą długo utrzymywać cen niższych niż na Zachodzie.

(…)
Rządy wspierają motoryzację, bo według UE to jedna z najważniejszych branż europejskiej gospodarki, najmocniej przy tym dotknięta przez kryzys. Po spadku sprzedaży samochodów koncerny ograniczają produkcję i zwalniają masowo pracowników. Renault i Peugeot zdziesiątkowały personel we Francji. W Szwecji od połowy zeszłego roku pracę straciło ponad 10 tys. ludzi w przemyśle samochodowym.

W naszych zakładach motoryzacyjnych od jesieni zapowiedziano już zwolnienie ok. 10 tys. osób. Polska jako jedyny producent aut w Unii nie przygotowała żadnego programu wsparcia kierowców i przemysłu samochodowego w czasie kryzysu. Jako jedyni podnieśliśmy w czasie kryzysu podatki od aut (z silnikami ponad 2 litry). Teraz polscy kierowcy, kupując toyoty z silnikami z Wałbrzycha, płacą wyższe podatki, podczas gdy na Zachodzie nabywcy takich aut dostają premię. W styczniu Ministerstwo Gospodarki zapowiadało, że też chce premiować złomowanie starych aut. Ale potem o pomyśle ucichło.

(…)

Andrzej Kublik

całość pod adresem: www.gazeta.pl