17-lutego-czarnyK.M. Vreden, czarnoskóry didżej z Holandii, oskarża wrocławian i policję: – Jesteście rasistami. Brak tolerancji jest wszędzie, ale w innych krajach policjanci wiedzą, jak na to reagować. We Wrocławiu ciągle jestem czarną małpą

Vreden przyjechał do Polski przed czterema laty. Pochodzi z Surinamu, zamorskiej prowincji Holandii. Jest muzykiem. We Wrocławiu zarabia na życie jako didżej, puszczał muzykę w wielu znanych klubach. Opowiada, że polubił to miasto: poznał tu swoją dziewczynę Kasię, ma dwójkę dzieci. Jednak ciągle czuje się tu jak intruz i popada w tarapaty.

Wiem, co znaczy “asfalt ” i “Bambus”

Vreden: – Bo jestem czarny – przekonuje. – Nie znam polskiego, ale dobrze wiem, co znaczą słowa asfalt, bambus, szympans, goryl, czarna małpa, opona, Bambo – wylicza. – Słyszę je w dyskotekach, na ulicy, w tramwaju. Na początku to był dla mnie szok, masakra, bo Wrocław to w końcu duże miasto, a nie jakaś zapyziała wieś.

Nawet w klubach, gdzie pracuje, goście różnie reagują na jego kolor skóry. Po kilku drinkach zaczepiają, prowokują: “Graj, czarnuchu”. Twierdzi, że klubowa ochrona też krzywo patrzy na czarnoskórych didżejów i nie reaguje, kiedy dochodzi do incydentów.

Kłopoty Vredena zaczęły się przed dwoma laty. Wrócił właśnie do wrocławskiego mieszkania z trasy koncertowej po Chinach. Okazało się, że go okradli. Po kilku tygodniach spotkał w jednym z klubów faceta ubranego w swoje ciuchy, raczej niepowtarzalne. – Mało tego, ten gość chciał mi sprzedać klucze do mojego mieszkania! Pojechaliśmy z nim na policję, ale go wypuścili. Pytałem potem policjantów, co z kradzieżą, z moimi rzeczami, a oni na to, że nic nie mieli na tego faceta. Umorzyli sprawę.

Polacy są zazdrosnymi cieniasami

Vreden twierdzi, że ciągle jest prowokowany. Do przezwisk się przyzwyczaił, ale zdarza się, że grupy młodych mężczyzn chcą go bić. – Polacy są zazdrosnymi cieniasami. Nienawidzą czarnych muzyków, bo do nas kleją się fajne laski.

Jeden z poważniejszych incydentów zgłosił policji. Pobili go ochroniarze z klubu w Rynku, gdzie był didżejem. Stracił przytomność, miał krwiaka w tchawicy. – Powiedziałem na komisariacie, kto mnie tak urządził, ale po pół roku dochodzenie zostało oczywiście umorzone. Dlaczego? Brak wykrycia sprawców.

Kolejną bójkę zaliczył w ubiegłym roku na wiosnę. Szedł ulicą z kolegą, który jest Romem. W okolicach kina Helios czterech dobrze zbudowanych chłopaków w szalikach kibiców zaczęło coś za nimi wykrzykiwać.

Vreden: – Nie rozumiałem, o co chodzi, ale Krystian, mój kolega powiedział mi, że wołają “Czarnuchu, śmierdzisz gównem”. Rzucili się na nas. Jeden z tych gości przygniótł mnie do ziemi i wgryzł mi się w udo. Miałem dżinsy zalane krwią.

Tym razem sprawa ma finał w sądzie. Jeden z młodych mężczyzn oskarżył czarnoskórego Holendra i polskiego Roma o pobicie. Sąd skazał Vredena na karę grzywny, choć on uważa, że to absurd: – Napadło mnie czterech potężnych byków, a sędzia dał wiarę, że to ja ich zaczepiłem?

W tym mieście czarny ma przerąbane

– Może masz w sobie coś takiego, że prowokujesz te zajścia? – pytam nieśmiało.

– No widzisz! – wścieka się Vreden. – I sędzia też tak myśli, jak ty. W tym mieście czarny ma przerąbane.

Vreden oskarża komisariat Stare Miasto o totalny brak reakcji. To właśnie tutaj zgłaszał się, gdy go atakowano. Mało tego, uważa, że sami policjanci są rasistami: – Kiedy mnie zatrzymali po sprawie pod Heliosem, udawali w mojej obecności małpy. Robili miny, wydawali z siebie dziwne odgłosy. Mieli ubaw.

Holender przekonuje, że w cywilizowanej Europie takie postępowanie policji, urzędników i sądu byłoby niedopuszczalne: – Rasizm jest wszędzie, nie jestem naiwny, ale tam przynajmniej instytucje przestrzegają prawa, bronią ludzi przed takimi akcjami.

Artur Falkiewicz, pełnomocnik ds. ochrony praw człowieka w Komendzie Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, poprosił wydział kontroli o sprawdzenie, czy policjanci działali prawidłowo w sprawach Vredena. – Policjanci nie popełnili błędów. Wszystkie te postępowania były nadzorowane przez prokuraturę i absolutnie nie można tu zarzucić jakiegokolwiek zaniedbania – usłyszał.

Falkiewicz dodaje, że przyjmie każde zgłoszenie od obcokrajowca, który czuje się pokrzywdzony przez wrocławską policję. Zapewnia, że sam Vreden w razie kolejnego incydentu powinien zadzwonić bezpośrednio do niego.

K.M. Vreden wynajął adwokata. Chce zaskarżyć umorzone przez policję sprawy.

Agnieszka Czajkowska

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław