13-lutego-inteligencjaBadacz ludzkiej inteligencji James Flynn mówi o różnicach w IQ między czarnymi i białymi oraz młodymi i starymi.

74-letni Flynn, jeden z najbardziej wpływowych naukowców zajmujących się tą dziedziną, mieszka i wykłada w Nowej Zelandii. Od jego nazwiska pochodzi określenie “efekt Flynna”: ludzie w państwach uprzemysłowionych, przynajmniej w świetle testów IQ, stają się coraz mądrzejsi.

W swojej najnowszej książce “Where Have All the Liberals Gone?” uczony stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w testach na inteligencję czarni wypadają gorzej od białych.

Spiegel: Panie profesorze, czy ludzie o czarnej skórze są głupsi?

Flynn: Inteligencja jest wielowarstwowa, jeden rozumie pod nią rozwiązywanie problemów matematycznych, inny interpretowanie powieści. Bezdyskusyjny jest jednak fakt, że w zwykłych testach na inteligencję czarni wypadają średnio gorzej od białych. To fakt, którego wielu liberalnych akademików nie chce uznać, gdyż nie pasuje do ich wizji świata.

Natomiast do wizji konserwatystów chyba bardzo. Widzą w tym dowód, że białych natura wyposażyła hojniej w dary ducha…

…co jest interpretacją błędną. Liczby dowodzą czegoś zupełnie innego: tego mianowicie, że rodzice, nauczyciele i przyjaciele mają decydujący wpływ na to, jak dobrze lub źle wypadnie się w teście IQ. Czarne dzieci lokują się tylko o kilka procent za białymi, nastolatki już o 10 procent, a u osób 24-letnich wyniki były kiedyś gorsze nawet o ponad 15 proc. W ciągu każdego kolejnego roku życia młodzi czarni cofają się na skali IQ o około 0,6 proc.

Jak pan tłumaczy ten fenomen?

Stoją za nim przede wszystkim różnice kulturowe. Idąc do zerówki dzieci urzędników biurowych dysponują zasobem około 2000 słów, dzieci robotnicze około 1200 słów, a dzieci osób korzystających z pomocy socjalnej około 600 słów. Odbija się to na wynikach testów na IQ. I to właśnie czyni z naszego tematu polityczne pole minowe. Bo nie rozmawiamy tu o strukturach rodzinnych, o tym, że wielu młodych czarnych ludzi siedzi w więzieniu, że jest wiele samotnych matek i tak dalej.

Osoby samotnie wychowujące dzieci spotykamy nie tylko wśród czarnych. Czy chce pan powiedzieć, że czyni to ich potomstwo głupimi?

Mózg można traktować jak swego rodzaju mięsień. Kiedy się go nie trenuje, zanika. Gdy mamy oboje rodziców, jesteśmy po prostu silniej stymulowani, doznajemy więcej wrażeń, nasze słownictwo staje się bogatsze. Ale dochodzi tu jeszcze coś innego. U wyższych warstw społecznych dzieci wysyła się na różne kursy, u warstw niższych dominuje raczej pogląd: daję dziecku miłość i dach nad głową, reszta przyjdzie sama.

Zatem poszkodowani są sami sobie winni?

Tak nie jest. Twierdzę tylko, że ten, kto mówi o inteligencji, musi także mówić o kulturze i sposobie życia. Inteligencja to dzisiaj wielkie tabu. A efekt jest fatalny. Wszyscy mówią wprawdzie o społeczeństwie wiedzy, ale wiele uniwersytetów rezygnuje niemal całkowicie z przekazywania studentom podstaw badania inteligencji. W ten sposób oddaje się pole konserwatywnym badaczom, którzy inteligencję przyporządkowują przede wszystkim genetyce.

W istocie to i owo wskazuje na komponenty genetyczne. Na przykład czarne dzieci wychowywane w białych rodzinach wypadają w testach IQ gorzej niż ich białe rodzeństwo.

Tak, ale jeśli przyjrzy się pan dokładniej liczbom, zobaczy pan, że różnice nie powiększają się systematycznie z roku na rok. Mamy tu raczej nagłe załamanie, w okresie dojrzewania, gdy większość czarnych orientuje się na grupę rówieśniczą – obojętnie, czy ich rodzina jest biała, czy też nie. Nagle oceny szkolne pogarszają się, a na pierwszy plan wysuwają się sport i muzyka.

Zaskakujące jest to, że jeden z pańskich najsilniejszych argumentów w kwestii wpływu kultury na inteligencję pochodzi z Niemiec.

Tak, chodzi o studium dzieci czarnych amerykańskich żołnierzy, którzy stacjonowali w Niemczech. Ukazuje ono, że ich potomstwo wypadało w testach dokładnie tak samo jak dzieci białe. Niestety badania te pochodzą sprzed 30 lat. Byłoby ciekawe znów przebadać ówczesnych respondentów, żeby zobaczyć, czy ich IQ nadal odpowiada średniej. Byłoby wspaniale, gdyby ten wywiad zachęcił jakiegoś niemieckiego badacza do wyjaśnienia owej kwestii.

Nie tylko między środowiskami społecznymi, ale również między starymi i młodymi w testach IQ występują różnice, tłumaczone nazwanym efektem Flynna.

Trend ten jest jednoznaczny, przynajmniej w sferach wykształconych w państwach uprzemysłowionych: każdego roku przeciętne IQ zwiększa się o 0,3 punktu. Również to przemawia przeciwko silnemu wpływowi dziedziczenia.

Nasi przodkowie około roku 1900 mieliby zatem IQ na średnim poziomie 70. Czy na serio uważa pan, że nasi pradziadkowie byli upośledzeni umysłowo?

Samych punktów nie należy utożsamiać z tym, co w życiu codziennym rozumie się pod określeniem “inteligencja”. IQ może odpowiadać różnym rzeczom, także rozmaitym stylom myślenia. Dawniej na przykład myślano w sposób znacznie bardziej konkretny. Gdy zapytano kogoś “Wszędzie, gdzie jest śnieg, są niedźwiedzie polarne. W Nowosybirsku jest śnieg. Czy są tam niedźwiedzie polarne?”, odpowiedź brzmiała często: “Tego nie wiem, nie byłem tam”. Właściwie dobra odpowiedź, ale w teście na inteligencję daje zero punktów.

W każdym razie efekt Flynna wydaje się stopniowo wyczerpywać swoje działanie: na przykład w Skandynawii wskaźnik inteligencji popada w stagnację – jeśli nawet na wysokim poziomie.

W pewnym momencie wszystkie sztuczki dla pobudzenia mózgu tracą chyba skuteczność. Również mięśnia sercowego nie można trenować w dowolny sposób.

Czy jest również do pomyślenia, by społeczeństwo zaprezentowało ujemny efekt Flynna, a więc wypadało w testach coraz gorzej?

Absolutnie tak. Mogę sobie na przykład wyobrazić, że przyczyniłoby się do tego wielu rodziców samotnie wychowujących potomstwo. Albo fakt, że uwagę dzieci pochłaniają gry komputerowe, a zaniedbywane jest czytanie.

Czy pan utrzymuje swój mięsień myślenia w odpowiedniej kondycji?

Myślę, że tak. Jestem co prawda od dziesięciu lat na emeryturze, ale nadal wykładam, bo sprawia mi to przyjemność. W tej chwili jestem visiting professor w USA. Studium na temat wczesnych emerytów we Francji dowodzi, że gdybym nie pracował, moje IQ byłoby średnio o osiem punktów niższe.

Hilmar Schmundt
Der Spiegel

Onet.pl