11-lutego-depresja1

Szpitale psychiatryczne w Tworkach i Lublińcu szykują dyskretne oddziały dla menedżerów, których dopadł kryzys – gospodarczy i psychiczny. W planach są też terapie grupowe skierowane do konkretnych profesji, np. bankowców. Andrzej, 37-letni biznesmen ze Śląska, prowadził firmę odzieżową. Handlował z Rosją, Ukrainą, Białorusią. Gdy przyszedł kryzys, towar zaległ w magazynie. Przychody spadły, a koszty nie – banki żądały spłaty rat, a dostawcy zapłaty za zamówione materiały – czytamy w “Gazecie Wyborczej”.

Andrzej postanowił odciąć się od kryzysu radykalnie. Połknął mieszankę tabletek nasennych i uspokajających – w sumie 110 sztuk. Znalazła go rodzina. Trafił do prywatnej kliniki, po detoksie spał nieprzerwanie przez 30 godzin. Czeka go dalsze leczenie.

– Każdego tygodnia mam dwóch-trzech pacjentów po próbach samobójczych – mówi dr Sławomir Wolniak, psychiatra, u którego leczy się Andrzej.

Bożena, zadbana, dojrzała bizneswoman, prowadziła ze wspólnikiem kantor. Bez jego wiedzy inwestowała w akcje. Kiedy giełda tąpnęła i stracili pół miliona, wpadła w rozpacz. Do psychiatry trafiła w porę, kiedy zaczęła myśleć o samobójstwie.

28-letni Karol, menedżer w firmie elektronicznej, ten moment przegapił: lekarza zobaczył dopiero wtedy, gdy pękła sprzączka od paska, na którym się powiesił. Karol stracił pracę i przestraszył się, że nie utrzyma dwójki małych dzieci i żony.

O Andrzeju, Bożenie, Karolu i innych opowiedzieli nam lekarze pod warunkiem, że tożsamość pacjentów zachowamy w tajemnicy, a imiona zmienimy. Żaden z nich nie zgodził się na rozmowę z dziennikarzem.

Pacjent nowy, kryzysowy

W Szpitalu Tworkowskim pod Warszawą nie ma dnia bez telefonu od desperatów poszukujących pomocy. Rozmowę zaczynają od kategorycznego warunku, że na zwykły oddział nie pójdą.

Bartosz Łoza, dyrektor ds. lecznictwa: – Są gotowi zapłacić za leczenie, byle mieć pewność, że po wyjściu ze szpitala nikt nie będzie wskazywał ich palcem, a dokumentację medyczną osobiście zniszczą.
Dyrektor Łoza i inni specjaliści, z którymi rozmawiałyśmy, rysują obraz nowego typu pacjenta – sami nazywają go “pacjentem kryzysowym”.
Ma 30-50 lat, latami piął się po szczeblach kariery, dziś jest menedżerem, biznesmenem. Przywykł do zmiany co jakiś czas mieszkania na większe, urlopów w ciepłych krajach, dzieci posyłał do prywatnych szkół. Nie przywykł natomiast do porażek.

Prof. Aleksander Araszkiewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego: – Taki ktoś wyda ostatnie pieniądze, ale za skarby świata nie pójdzie do zwykłego szpitala. To byłaby dla nich ujma na honorze.

Dyrektor Łoza: – Nawet ci, których już zwolniono, przez jakiś czas walczą o zachowanie dobrego wizerunku we własnych oczach. Za odprawę kupią np. nowy drogi samochód.

Dyrektor ocenia, że ostatnie przypadki załamań nerwowych i prób samobójczych to dopiero początek: – “Białe kołnierzyki” rzadko wymagają dziś leczenia szpitalnego, ale za pół roku dopadnie ich ciężka depresja i będą oczekiwali od nas tego, czego publiczna służba zdrowia im nie zaoferuje: kameralnych pokoi, odizolowania od reszty chorych.
Jak przetrwać kryzys gospodarczy i psychiczny?

Wacław Urbaniec, psychoterapeuta: – Z załamaniem łatwiej poradzą sobie ci, którzy stworzyli jakiekolwiek więzi, mają oparcie w bliskich. Problem w tym, że w naszym społeczeństwie o to coraz trudniej, bo nie ma już wielopokoleniowych rodzin, a dla wielu praca stała się najważniejsza.
Jacek Santorski: – Dinozaury wyginęły, bo miały mózg jak orzeszek i ciało jak czołg. Źle rokują ci, którzy poddadzą się podstawowym instynktom: uciekaj, zwalniaj, walcz, likwiduj. Dobrze – ci, którzy połączą realizm z wiarą w sukces: zachowają jasność umysłu i spokojnie przebudują firmę. Ale po części – jak to w biznesie – sporo będzie zależeć od szczęścia.

Natalia Waloch, Toruń, Anna Twardowska, Bydgoszcz

Całość w serwisie: Wyborcza.pl – www.wyborcza.pl