7-lutego-crusoe_385Dokładnie trzysta lat temu prawdziwy Robinson Crusoe został uratowany z bezludnej wyspy. Naukowcy zrekonstruowali, w jaki sposób żył – i przeżył – porzucony na wyspie pirat.

Jak to było? Na niezamieszkałej przez ludzi wyspie na południowym Pacyfiku dostrzeżono ogień. Następnego dnia kapitan pirackiego statku ”Duke” wysłał tam uzbrojony oddział. Kiedy drużyna powróciła na statek, miała dla kapitana dwie niespodzianki: mnóstwo langust i jakieś kudłate stworzenie.

Postać, która 2 lutego 1709 roku weszła na pokład ”Duke’a”, była bez wątpienia człowiekiem, ale zachowywała się jak dzikie zwierzę,  była bez butów, okryta kozią skórą. Mężczyzna był bardzo pobudzony, bełkotał pojedyncze słowa, które jednak wystarczyły, by osoba je wypowiadająca stała się nieśmiertelna.

W swojej powieści z 1719 roku Daniel Defoe nazwał rozbitka Robinsonem Crusoe. Jednak prawdziwy Robinson nazywał się Alexander Selkirk. Był Szkotem, siódmym z kolei synem szewca i pochodził ze wsi Lower Largo w pobliżu Edynburga. Na wyspie Más a Tierra w archipelagu Juan Fernández, oddalonej 650 kilometrów od Chile, Selkirk spędził cztery lata i cztery miesiące. Był tam samotny jak palec. Piętaszek, znany z książki, nigdy nie istniał.

Selkirk nie był rozbitkiem jak w książce Defoe. Kapitan okrętu po buncie porzucił go na bezludnej wyspie. Selkirk pewnie patrzył zszokowany, jak jego statek znika za horyzontem. Z cywilizowanego świata zostały mu tylko następujące przedmioty: derka, nóż, toporek, broń, przyrząd nawigacyjny, garnek, trochę tytoniu i Biblia.

Z okazji trzechsetletniej rocznicy uratowania Selkirka naukowcom udało się nakreślić przybliżony obraz życia, które mógł on wieść na wyspie. Badacze twierdzą, że wiedzą, gdzie i jak mieszkał żeglarz. Znaleźli przedmioty, które do niego należały. Również jego dalsze losy można dokładnie prześledzić. Portret prawdziwego Robinsona nie zawsze jest pochlebny, ale typowy dla pewnego rodzaju ludzi, którzy w owych czasach ruszali na tułaczkę po morzach.

Selkirk był rozbójnikiem morskim, opojem i awanturnikiem. Urodzony w dysfunkcyjnej rodzinie, w wieku 17 lat uciekł na morze. Podczas pirackich wypraw po Morzu Śródziemnym i Karaibach napadał na Hiszpanów i Francuzów. Nie był głupi, doszedł do stopnia nawigatora, jednak miał wybuchowy temperament. Wśród ludzi Selkirk nie czuł się dobrze, może właśnie dlatego tak doskonale zniósł izolację na wyspie.

David Caldwell (lat 57) jest archeologiem w Szkockim Muzeum Narodowym w Edynburgu. Wcześniej zajmował się głównie historią Szkocji – nie opuszczając swego gabinetu. Kiedy więc japoński wielbiciel Robinsona Daisuke Takahashi zaczął go namawiać na przeprowadzenie wykopalisk na wyspie Robinsona Crusoe, zgodził się bez wahania.

Takahashi, z pomocą National Geographic Society, znalazł w USA sponsora gotowego wyłożyć pieniądze na ekspedycję. Potrzebny był mu tylko naukowiec. Caldwell miał kwalifikacje, gdyż bądź co bądź w jego muzeum są przechowywane dwie relikwie Selkirka: naczynie do picia, które pirat miał samodzielnie wystrugać, oraz skrzynia pochodząca z północnych Włoch, którą zdaniem Caldwella Selkirk zrabował na Morzu Śródziemnym.

Pasjonaci spędzili ponad miesiąc na wyspie Robinsona Crusoe, która oficjalnie nazywa się tak od 1966 roku. Ciągle jeszcze jest cichym zakątkiem. Mieszka na niej około 600 mieszkańców, głównie poławiaczy langust. Przebiegają przez nią dwie nieutwardzone drogi, po których jeździ kilkanaście pojazdów. Nie ma restauracji, nie ma kawiarni. Od czasu do czasu przybijają tu rejsowe statki w drodze z Wysp Galapagos na Ziemię Ognistą.

Niedawno naukowcy opisali efekty wykopalisk na wyspie w czasopiśmie ”Post-Medieval Archeology”. Kopali tam, gdzie według Takahashiego, który był już wcześniej na wyspie, mogło znajdować się obozowisko Selkirka: na dobrze osłoniętej polanie na zboczu wulkanu, na wysokości 300 metrów, otoczonej gęstymi zaroślami. Selkirk nie mieszkał na plaży, było to zbyt ryzykowne. Wprawdzie nie musiał obawiać się ludożerców jak postać z książki Defoe, ale sen z oczu spędzali mu Hiszpanie, którzy niechybnie by go zabili lub uczynili z niego niewolnika.

Naukowcy natknęli się na resztki hiszpańskiego składu amunicji. W 1750 roku Hiszpanie zajęli wyspę, aby uniemożliwić wrogom szukania na niej schronienia. W arsenale Caldwell znalazł ślady dwóch starych palenisk – a w nich zwęglone resztki kości.

Wokół palenisk naukowcy znaleźli otwory w ziemi, w których niegdyś mogły stać słupy. Przypuszcza się, że Selkirk miał tu swoją chatę. Kiedy Caldwell przesiał wykopaną ziemię, trafił na niezbity dowód obecności Selkirka: kanciasty, zakończony szpicem kawałek brązu o długości 1,6 centymetra. Na początku nie przywiązywał do znaleziska dużego znaczenia, jednak po pewnym czasie uzmysłowił sobie, że metalowy kawałek miał taki sam kształt jak metalowa noga cyrkla traserskiego, który był częścią przyrządu nawigacyjnego będącego w posiadaniu Selkirka.
Rozbitek, zdaniem Caldwella, użył cyrkla niezgodnie z przeznaczeniem i uszkodził go. Analiza metalurgiczna wykazała, że kawałek metalu mógł pochodzić z okolic Kornwalii. Naukowiec twierdzi, że jest to dowód, którego w archeologii praktycznie nie można zanegować.

Z obozowiska Selkirk miał 300 metrów w górę na szczyt, gdzie znajdował się punkt obserwacyjny. Najprawdopodobniej każdego dnia prowadził stamtąd obserwacje. Kiedy dostrzegał żaglowiec, musiał zdecydować, czy to przyjaciel, czy wróg, czy wysłać sygnał świetlny, czy pozostać w ukryciu? Dostrzegł kilka statków, dwa z nich dobiły nawet do wyspy. Oba hiszpańskie. Miał szczęście.

Pierwsze miesiące na wyspie były dla Selkirka trudne. Łasy na pieniądze i przygody pirat popadł w depresję. Jednak z biegiem czasu zaczął sobie radzić.

Ze wszystkich wysp trafił akurat na taką, która była jakby dla niego stworzona. Wkrótce odzyskał dobry nastrój i poczuł się tak dobrze jak nigdy dotąd ani później. Był uwięziony – i mimo wszystko wolny jak ptak.

Klimat przez większość roku był łagodny i przeważnie suchy. Nie ma żadnych jadowitych czy niebezpiecznych zwierząt. W strumieniu płynęła słodka woda. Tłuste foki wylegiwały się na plaży, w lagunie roiło się od langust i różnego rodzaju ryb. Na lądzie można było znaleźć dzikie jagody i rozmaite zioła. Jak potem skarżył się swoim wybawcom, do szczęścia brakowało mu tylko soli.

Selkirk nie był pierwszym człowiekiem, który rezydował na wyspie. W 1547 roku konkwistadorzy przywieźli na wyspę kozy. Po następnych statkach zostały koty, szczury, również rzodkiew i pasternak. Zwierzęta rozmnażały się, w przeciwieństwie do ludzi, którzy mieszkali tu sporadycznie. Selkirk oswoił koty, który broniły go przed szczurami, dobierającymi się po nocach do jego palców. Najwięcej radości sprawiało mu jednak bieganie za stadami dzikich kóz.

Polowanie na kozy stało się jego sportem. Nauczył się biegać szybciej niż one i w galopie przewracał je na ziemię. Wiele z nich wypuszczał, ale, jak opowiadał swoim wybawcom, w sumie zabił 500 kóz dla mięsa i skór. Każdą sztukę zapisywał w swoim dzienniku.

Jego życie seksualne ograniczało się do samozaspokojenia, choć wielu ekspertów zastanawia się, czy nie używał do tego celu kóz. Żeby poradzić sobie z samotnością Selkirk czytał Biblię, modlił się, medytował i śpiewał psalmy. Swoim wybawcom zdradził, że nigdy nie był tak bogobojnym chrześcijaninem jak podczas pobytu na wyspie, i że raczej wątpi, czy kiedyś jeszcze nim będzie.

Pod względem zdrowotnym trzydziestoparoletni rozbitek był w o wiele lepszej kondycji niż żeglarze, którzy go znaleźli. Połowa załogi po długim rejsie z Anglii cierpiała na szkorbut. Selkirk poruszał się natomiast z zadziwiającą zwinnością. Podeszwy jego stóp pokryły się tak grubą warstwą zrogowaciałego naskórka, że po urwistym terenie swojej wyspy potrafił skakać szybciej niż pies pokładowy. Na początku wzbraniał się od noszenia butów, jak również odmawiał rumu.

Prawie trzy lata Selkirk żeglował po świecie z korsarzami, którzy go uratowali. Walczyli, rabowali i wymuszali. Wszystko pod auspicjami Korony, gdyż ich ofiary były wrogami ojczyzny. Pod koniec 1711 roku wyspiarz powrócił do Anglii. Momentalnie stał się sławny. Swoje opowieści wymieniał w pubach w zamian za jadło i napitek. Zdaniem Caldwella możliwe jest, że w ten właśnie sposób poznał Daniela Defoe.

Jednak świat ludzi nie cieszył Selkirka. Ogarniała go tęsknota za swoją wyspą. Pewien dziennikarz cytował go: – Mam teraz 800 funtów, ale nigdy nie będę tak szczęśliwy jak wtedy, kiedy nie miałem ani grosza. Upijał się, robił awantury i był żonaty jednocześnie z dwiema kobietami. Potem uciekł na morze, tym razem jako podporucznik marynarki.

Zmarł w wieku 45 lat. Dwunastego grudnia 1721 roku u wybrzeży Zachodniej Afryki zwyciężyła go żółta febra. ”Robinson Crusoe” był wtedy u szczytu popularności. Do dziś powieść Defoe uważana jest za pierwszą powieść w języku angielskim.

Ale nie odkryto jeszcze wszystkich tajemnic Selkirka. Z raportów wynika, że rozbitek prowadził na Más a Tierra dziennik. Potwierdza to list jednej z jego żon. Gdzie jednak są te notatki?

Archeolog ma koncepcję. Zaraz po śmierci Selkirka jego dziennik trafił w posiadanie księcia Hamiltona, najbogatszego arystokraty w Szkocji. Kiedy w XIX wieku jego przodkowie potrzebowali pieniędzy, wystawili obrazy i wszystkie zbiory w Domu Aukcyjnym Christie’s w Londynie. Wielu poważnych transakcji dokonało wtedy młode Cesarstwo Niemieckie.

Jeśli dziennik jeszcze istnieje, może on dziś znajdować się gdzieś w Niemczech, w centrum Berlina. – Myślę, że może spokojnie leżeć zapomniany na jakimś zakurzonym regale w Państwowej Bibliotece Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego – mówi Caldwell.

Marco Evers
SPIEGEL

7-lutego-crusoe-129

7-lutego-robinson_crusoe_island7-lutego-rc-island1