Rozczarowanie na Wall Street
Podsumowując ostatnią sesję tygodnia warto zwrócić uwagę na fakt, że głównym motywem piątkowego handlu były dane dotyczące zatrudnienia w Stanach Zjednoczonych. Choć zatrudnienie wzrosło, stopa bezrobocia nadal pozostaje na tym samym poziomie, co rozczarowało uczestników rynku. W konsekwencji główne indeksy na Wall Street w większości spadały, dając szansę jedynie indeksowi Dow Jones na utrzymanie się powyżej kreski. Tak więc podczas piątkowej sesji handlowej główne rynki akcji w USA zamknęły się przeważnie niżej, po sesji charakteryzującej się publikacją listopadowego raportu o zatrudnieniu. Według Bureau of Labor Statistics, zatrudnienie na listach płac w sektorze pozarolniczym w Stanach Zjednoczonych wzrosło w listopadzie o 263 tys. osób. Tymczasem, co wydaje się istotniejsze – stopa bezrobocia nie zmieniła się w stosunku do października i wyniosła 3,7%, a liczba bezrobotnych wyniosła 6 mln osób. Idąc dalej współczynnik aktywności zawodowej również niewiele się zmienił w stosunku do października i wylądował na poziomie 62,1%. Średnie zarobki godzinowe w listopadzie wzrosły o 18 centów lub 0,6% do 32,82 dolarów. W ciągu ostatnich 12 miesięcy średnie zarobki godzinowe wzrosły o 5,1%. Średni tydzień pracy zmniejszył się o 0,2 godziny do 34,4 godziny.
Z piątkowych informacji wynikało również, że prezydent Stanów Zjednoczonych podpisał ustawę pozwalającą na wejście w życie porozumienia o pracy na kolei, udaremniając strajk, który mógł sparaliżować kraj przed sezonem świątecznym. Według dostępnych informacji ustawa zawierała wzrost płac o 24%, ale nie pozwalała na płatne zwolnienia lekarskie, ponieważ Senat USA odrzucił wczoraj program zaproponowany przez Izbę Reprezentantów. Finalnie na koniec dnia jedynie Dow Jones zyskał 0,10%. Indeks technologiczny z kolei, Nasdaq 100 spadł o 0,40%, a najbardziej tracącą spółka w benchmarku był Zscaler, który spadł o 10,73%. S&P 500 tymczasem spadł o 0,12%.
Istotne wystąpienie Powella
Mijający tydzień należał do bardzo ekscytujących i to nie tylko na rynkach kapitałowych (Polska w końcu po 36 latach wyszła z grupy na mistrzostwach świata). Natomiast dwa najbardziej cenotwórcze wydarzenia na rynkach finansowych to (i) wystąpienie szefa amerykańskiego banku centralnego J. Powella (S&P500 +3,1%), oraz (ii) raport o zatrudnieniu w USA (S&P500 -2% bezpośrednio po publikacji danych). Nie zapominajmy też o spadającej inflacji w Europie i Polsce oraz słabych danych makro (jak np. indeksy PMI). Wystąpienie Jerome Powella w Brookings Institution można uznać za najważniejsze jego wystąpienie w tym roku, ponieważ szef FED-u w niemalże analityczny sposób przedstawił, w jaki sposób zamierza walczyć z inflacją (to wręcz „drogowskaz” dla inwestorów na 2023 rok). Wystąpienie zostało powszechnie zinterpretowane jako gołębie (łatwo tak stwierdzić, skoro S&P500 wzrósł w tym dniu ponad 3%), ale moim zdaniem było jastrzębie i Powell (podobnie jak w lipcu/sierpniu br., kiedy mieliśmy do czynienia z podobną „błędną” reakcją rynku na jego konferencję prasową) przy pierwszej okazji może skorygować reakcję rynku (posiedzenie FED-u już 13-14 grudnia br.).Miom zdaniem trafniejszym podsumowaniem reakcji rynku byłoby stwierdzenie, że rynek zignorował jastrzębie wystąpienie Powella.
W mijającym tygodniu indeks S&P500 wzrósł o 1,13%(najmocniej rósł w środę bezpośrednio po wystąpieniu Powella) i jest obecnie 13,8% powyżej dołka bessy i jedynie 15,1% poniżej szczytu ostatniej hossy. Piątkowe wzrosty w ciągu sesji (po gwałtownym spadku bezpośrednio po publikacji raportu o zatrudnieniu) wpisują się w obecną „chęć” rynku do dalszych wzrostów. Możliwe, że prawdziwy test obecnych wzrostów nastąpi dopiero w przyszłym roku (a grudzień tradycyjnie będzie pozytywnym miesiącem dla akcji). 13,8% wzrostu S&P500 od dołka to ciągle mniej niż podobne wzrosty w lipcu/sierpniu br. (wtedy indeks wzrósł o 17,4%), ale obecnie S&P500 przebił w górę 200-sesyjną średnią i od razu można było przeczytać komentarze, że jest to sygnał końca bessy – tak wielokrotnie było w przeszłości.