Cenzura wg Muska

Od momentu przejęcia Twittera, Elon Musk nie przestaje zaskakiwać. Tym razem wypowiedział się na temat rzekomej cenzury internetu, którą od lat mają stosować Google oraz Apple. Miliarderowi nie podoba się fakt, że za wprowadzenie aplikacji na rynek, giganci pobierają dużą część zysku z aplikacji, a jak wiadomo, nowo upieczony właściciel Twittera przegląda każdego centa, o czym mogli się przekonać byli pracownicy firmy. Choć wydawałoby się, że giganci powinni trzymać się razem, tak ekscentrycznego Elona Muska zasada ta nie obowiązuje. W ubiegłym tygodniu zamieścił on na Twitterze wpis, sugerując, aby wydział antymonopolowy Departamentu Sprawiedliwości przyjrzał się praktykom stosowanym przez Google oraz Apple, czyli właścicieli Google Store oraz Apple Store. Powyższe sklepy są najpopularniejszymi sieciami dystrybucji aplikacji mobilnych, a bez ich zgody niemal nie sposób przebić się na szeroki rynek.

Elon Musk stwierdził, że opłaty, jakie Apple i Google pobierają od aplikacji w swoich sklepach, są zdecydowanie zbyt duże i stanowią 30% podatek od internetu. Według miliardera jest to nieetyczne i tworzy na rynku duopol, który na dodatek stoi w sprzeczności z zapowiadanym przez muska “Twitterem 2.0.”, platformą niemal nieograniczonej wolności słowa oraz rentownego biznesu. W odpowiedzi otrzymał zapytanie, czym zatem była wycofana po kilku dniach płatna weryfikacja konta, kosztująca użytkowników 8 USD miesięcznie, za samo potwierdzenie swojej tożsamości.

Twitter i Apple byli partnerami biznesowymi od 2011 roku, gdy Apple zintegrował tweety z systemem operacyjnym iOS. Ponadto firma Apple reklamowała nowe iPhone’y i przełomowe projekty właśnie na Twitterze. Dlaczego więc tak owocna przyjaźń dobiega końca? Jak zwykle poszło o pieniądze. Sfrustrowany Musk szuka oszczędności, a Apple Store nie chce się zgodzić na niższe opłaty i renegocjacje warunków. Jest to o tyle ważne, iż w 2021 r. Twitter odnotował przychody na poziomie 5,08 mld dolarów, a setki milionów dolarów skończyły właśnie w kieszeni Apple i Google.

Odkąd Elon Musk przejął Twittera, na platformie nie tylko odnotowano rekordową aktywność, ale także wysyp szkodliwych treści. Ponadto po fali masowych zwolnień firma nie ma dostateczniej ilości pracowników, która mogłaby kasować konta internetowych trolli, banować za rasistowskie, czy nawet nawołujące do przestępstw tweety. Również plan wprowadzenia płatnej weryfikacji wyrządził zdecydowanie więcej szkód niż pożytku. Konto podszywające się pod producenta insuliny Eli Lilly And Co ogłosiło darmowe dostawy insuliny, czym spowodowało miliardowe straty spowodowane tąpnięciem akcji prawdziwego producenta. Podobne sytuacje miały miejsce w przypadku Lockheed Martin czy Nestle. Tym samym plan ratowania finansów Twittera za pomocą płatnego znaczka weryfikacji legł w gruzach, a biznes po odjęciu wszystkich marż i opłat wciąż nie jest rentowny. Nie pomogło nawet odblokowanie kont byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, czy popularnego wykładowcy akademickiego Jordana Petersona. Problemy Twittera są strukturalne i jeśli Musk szybko nie opracuje nowego planu biznesowego, przedsiębiorstwo wypadnie z globalnej rywalizacji wielkich spółek.

 

Jak kryptowalutowa giełda okradła Afrykę

Robin Hood okradał bogatych i dawał biednym. Sam Bankman-Fried postanowił nieco ulepszyć tę strategię. Zaczął on okradać biednych i dawać sobie. Należącą do niego giełda FTX sukcesywnie wykorzystywała wielopoziomowy marketing (MLM) do promowania swoich usług w Afryce, a środki w taki sposób pozyskane przeznaczyła między oryginalnymi na zakup wakacyjnych domów na Bahamach.  Mieszkańcy najbiedniejszego kontynentu świata nie od dzisiaj zainteresowani są usługami oferowanymi przez różnorakie przedsiębiorstwa związane z kryptowalutami. Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele. Choćby nadal w wielu afrykańskich krajach ograniczony dostęp do systemu bankowego jest sporym problemem. Według raportu EFInA w Nigerii 71 proc. dorosłych mieszkańców miast ma konto bankowe, przy czym odsetek ten na obszarach wiejskich wynosi zaledwie 40 proc. W dużej mierze wynika to z tego, że w ponad 60 proc. społeczności wiejskich w tym kraju nie ma dostępu ani do oddziału banku, ani do ich przedstawicieli. Z kolei wielu z nich chciałoby skorzystać z usług takich przedsiębiorstw choćby po to, aby zakupić dolary. Lokalne afrykańskie waluty często są mało stabilne.  W Nigerii inflacja praktycznie ani razu od 2016 roku nie spadła poniżej 10-procentowego poziomu. Powoduje to, że oszczędzanie w tym kraju jest niezwykle trudne, gdyż siła nabywcza uzbieranych przez Nigeryjczyków środków szybko topnieje. Z tego powodu wielu z nich jest zainteresowanych wymianą nairów (tak nazywa się nigeryjska waluta) na dolary. Przy czym, co warto zaznaczyć, to właśnie z tej usługi przedsiębiorstw powiązanych z kryptowalutami najczęściej korzystali mieszkańcy Afryki.

Niektóre firmy zauważyły, że zainteresowanie jest spore i postanowiły je wykorzystać. Jednym z takich przedsiębiorstw było FTX. Jak donosi New York Magazine firma należąca Sama Bankmana-Frieda ruszyła z ogromną kampanią marketingową mającą przekonać mieszkańców Afryki do tego, że warto korzystać z oferowanych przez nich usług. FTX zatrudniło kilka znanych aktorek z nigeryjskiego przemysłu filmowego określanego zwyczajowo mianem Nollywood. Do tego, postanowiło opłacić tamtejszych influencerów, aby ci promowali usługi świadczone przez firmę wśród tamtejszych społeczności. Ponadto, jak wiele innych firm operujących w sektorze, giełda dawała nowym użytkownikom różnorakie bonusy. Choćby mieszkańcy Ghany w zamian za otworzenie konta mogli otrzymać 5 dolarów.  Jednakże to nie wszystko. Otóż jak wskazuje dwutygodnik New York Magazine, FTX postanowiło skorzystać z marketingu wielopoziomowego (MLM). Otóż płaciło ono specjalnym ambasadorom za to, by ci zajmowali się nie tylko zachęcaniem do korzystania z usług firmy, ale również tworzeniem kryptowalutowych społeczności. Mieli oni udzielać się na portalach społecznościowych, nakłaniać ludzi do przychodzenia na specjalne spotkania poświęcone działalności FTX i kryptowalutom. W zamian za swoją pracę otrzymywali oni prowizję od liczby kont założonych z ich polecenia. Przy czym, co warto zaznaczyć, taka działalność pozwala całkiem nieźle zarobić. Jak donosi dwutygodnik, z tej pracy spokojnie można było wyciągnąć nawet 200 dolarów. Dla porównania średnie wynagrodzenie w Nigerii aktualnie wynosi ok. 71 185 nairów miesięcznie, czyli ok. 160 dolarów. Choć w kraju tym wiele osób może co najwyżej pomarzyć o takich zarobkach, gdyż stopa bezrobocia wynosi obecnie ponad 30 proc.

Kampania zdała się przynieść oczekiwane rezultaty. W wielu afrykańskich krajach znacznie wzrosło wykorzystanie kryptowalut. Z raportu Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju z czerwca wynika, że w 2021 roku w dziesięciu krajach przodujących na świecie pod względem odsetka populacji posiadającej kryptowaluty znalazły się aż trzy kraje z Afryki. W Kenii, RPA oraz Nigerii wskaźnik ten wyniósł kolejno 8,5, 7,1 oraz 6,3 proc. Do tego w tym roku Republika Środkowoafrykańska jako drugie państwo na świecie zatwierdziła bitcoina jako prawny środek płatniczy. Jak historia potoczyła się dalej, wie już chyba każdy. FTX przekazywała środki klientów innej spółce Alameda Research, która z kolei obracała nimi na wysokim lewarze. Gdy wyszło to na jaw, klienci ruszyli, aby wypłacić swoje środki. Jednakże bardzo wielu z nich się to nie udało, gdyż ze względu na straty spowodowane działalnością spekulacyjną, firma nie posiadała wystarczających środków, aby wypłacić klientom należne im pieniądze. Po tym wydarzeniu spółka ogłosiła bankructwo. Choć warto, przy tym zaznaczyć, że nie wszystkie środki przekazane spółce między innymi przez Nigeryjczyków zostały przeznaczone na dosyć ryzykowane inwestycje. Za część z nich właściciele giełdy kupili sobie domy wypoczynkowe. Z informacji, do których udało się dotrzeć agencji prasowej Reuters, wynika, że giełda kupiła dyrektorom FTX, rodzicom Sama Bankmana-Frieda oraz samemu Samowi, przynajmniej 19 posiadłości na Bahamach.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *