Wszystko o polityce monetarnej FED
W debacie publicznej niewiele mówi się o tym, że obecne agresywne podwyżki stóp procentowych Fed są wyjątkowe. Od czasów polityki Volckera nigdy przedtem amerykański bank centralny w tak szybkim tempie nie zacieśniał polityki monetarnej. Co więcej, wizja tzw. soft landingu jest wciąż realna. Na listopadowym posiedzeniu Rezerwa Federalna podniosła stopę funduszy federalnych (główna stopa procentowa) o 75 punktów bazowych do przedziału 3,75%-4%. To szósta z rzędu podwyżka stóp procentowych i czwarta z rzędu o trzy czwarte punktu procentowego. Tym samym koszty kredytów dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw znalazły się w USA na najwyższym poziomie od 2008 roku. Komunikat Fed po posiedzeniu zasugerował stopniowe schodzenie z tak dynamicznego tempa zacieśniania polityki monetarnej. Jednak J. Powell swoim przemówieniem na konferencji zdezorientował rynki i ekonomistów. Podkreślił on bowiem, że docelowy poziom stóp procentowych będzie wyższy, niż oczekiwano. Posiada on silne argumenty za takim podejściem w postaci odpornego rynku pracy, który wciąż wydaje się nie reagować na wyższe stopy procentowe.
Najnowsze modele ekonometryczne wskazują, że stopa funduszy federalnych znajdzie się docelowo na poziomie 5,00% w 2023 r. i spadnie do 4,50% w 2024 r. Wszystko będzie zależeć od najbliższych odczytów inflacji, wskaźników na rynku pracy i wzrostu gospodarczego. Wydaje się, że szczyt inflacji w USA mają już za sobą. Inflacja CPI (consumer price index) systematycznie spada od czerwca br., kiedy wyniosła 9,06% r/r. W październiku CPI była na poziomie 7,75%. Jednak dobra kondycja amerykańskiej koniunktury i odporny rynek pracy mogą uzasadniać decyzje Fed – te ostatnie, jak i przyszłe. Choć istnieje ryzyko, że decydenci polityki monetarnej za Atlantykiem przeszarżują z zaostrzaniem polityki pieniężnej. Co więcej, dotychczasowe agresywne podnoszenie stóp procentowych jest wyjątkowe i bezprecedensowe. Z czego wynika ta obserwacja?
Fed prowadzi dość jasną politykę monetarną. Nie ma miejsca na moment zawahania się i stopy procentowe muszą rosnąć dopóty, inflacja nie znajdzie się w okolicach celu lub przynajmniej w gospodarce nie będzie oznak istotnego spowolnienia koniunktury. Takie myślenie doprowadziło do najszybszej konsolidacji monetarnej od lat 1980-81, kiedy szefem Fed był Paul Volcker. Wówczas główna stopa procentowa wzrosła z okolic 5% do pułapu 20%. Obecnie Rezerwa Federalna podnosi stopy procentowe w najszybszym tempie od czterech dekad! Zdaniem Jerome’a Powella takie tempo jest zgodne z ogólną sytuacją makroekonomiczną oraz „biorąc pod uwagę uporczywość i siłę inflacji, a także niski poziom, z którego zaczynaliśmy”.
Napięty rynek pracy implikowany niedoborem pracowników sprawia, że bezrobocie od miesięcy pozostaje na relatywnie stałym poziomie (zmiany są marginalne, w październiku stopa bezrobocia wzrosła o 0,2 pkt proc. r/r do 3,7%). Ogólnie rzecz biorąc, dla Fed (i każdego innego banku centralnego) marzeniem jest, aby obniżyć wskaźnik inflacji bez jednoczesnej utraty miejsc pracy przez znaczną część społeczeństwa. Wówczas doszłoby do tzw. miękkiego lądowania. Czy to realny scenariusz? Odpowiedź postaramy znaleźć się w danych historycznych. W zasadzie każdy dotychczasowy cykl podwyżek stóp procentowych prędzej czy później wiązał się ze wzrostem bezrobocia. Przeważnie zdarzało się to dopiero po minimum dwóch latach od zakończenia cyklu, tzn. dojścia stopy procentowej do poziomu docelowego. Można się więc spodziewać, że najbliższe lata będą przebiegać pod znakiem rosnącego bezrobocia w gospodarce USA. Ponadto perturbacje na rynku pracy mogą nadejść szybciej, tzn. wcześniej niż po 2 latach od końca cyklu, gdyż Fed bardziej stanowczo podwyższa stopy procentowe, niż za każdym poprzednim razem od 1981 roku. Na domiar tego krajowa koniunktura nie jest dotknięta jedynie wewnętrznym szokiem finansowym w wyniku zaostrzenia warunków monetarnych, ale także wydarzeniami na rynkach globalnych, jak wysokie ceny surowców energetycznych i spowolnienie wymiany handlowej przez zerwane łańcuchy dostaw oraz kryzys energetyczny i ryzyko recesji w Europie. Nie pomaga także postępująca wojna handlowa z Chinami, szczególnie w sektorze wysokich technologii.
Wiele wskazuje na to, że Fed „dopełni swego” i stopa bezrobocia wzrośnie dość znacznie w średnim okresie, co przyczyni się do spadku inflacji w okolice celu 2%. Choć, najprawdopodobniej na tle ostatnich cykli zacieśniania polityki monetarnej, kondycja amerykańskiej koniunktury pozostanie dobra. Ostatnie odczyty gospodarcze sugerują, że wizja miękkiego lądowania jest jeszcze możliwa do realizacji. Wszystko zależy od poziomu inflacji, a co za tym idzie dalszych decyzji Fed. Rekordowo szybkie zacieśnianie polityki monetarnej i wciąż realne prawdopodobieństwo miękkiego lądowania w USA sprawiają, że obecny cykl podwyżek stóp procentowych jest wyjątkowy.
Półprzewodnikowa wojna amerykańsko-chińska trwa
Wojna handlowa między USA a Chinami trwa, a jej głównym polem bitwy jest rywalizacja o chipy. W poniedziałek założyciel przedsiębiorstwa TSMC ogłosił, że Tajwańczycy chcą produkować półprzewodniki w USA. Morris Chang powiedział przy tym, że decyzja nie jest potwierdzona, jednak jest to już niemal pewne. Fabryka najnowocześniejszych obecnie chipów najprawdopodobniej stanie w Arizonie. TSMC (Taiwan Semiconductor Manufacturing Company) planuje produkować najnowocześniejsze podzespoły świata w Arizonie — zapowiedział Morris Chang, założyciel przedsiębiorstwa podczas konferencji prasowej w Tajpej. Szacuje się, że TSMC odpowiada za 90 proc. światowej produkcji superzaawansowanych chipów. Firma dostarcza swoje produkty m.in. dla Apple czy Qualcomm.
Chang jest już na emeryturze, jednak nadal odgrywa istotną rolę w TSMC. Decyzję o produkcji chipów w USA ogłosił po powrocie z Bangkoku, gdzie był przedstawicielem Tajwanu na spotkaniu APEC (Asia-Pacific Economic Cooperation). Można powiedzieć, że podczas spotkania również rozegrała się bitwa między Chinami a USA. Chang rozmawiał bowiem o chipach zarówno z Przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpingiem, jak i wiceprezydentką Stanów Zjednoczonych Kamalą Harris. Chang w poniedziałek powiedział, że Harris zapraszała TSMC do postawienia swojej fabryki w Arizonie. Formalnie TSMC plany budowy fabryki w Arizonie ogłosiła już w 2020 r. W wydanym wówczas oświadczeniu firma zobowiązała się do przeznaczenia na ten cel 12 miliardów dolarów. Fabryka miała jednak produkować jedynie 5-nanometrowe chipy. Słowa Changa potwierdzają, że TSMC nie ma zamiaru wycofać się z tej obietnicy. Dodatkowo Tajwańczycy chcą produkować także 3-nanometrowe chipy w USA, a produkcja ma wystartować w 2024 roku.
Tajwan pełni jedną z kluczowych ról w trwającej wojnie handlowej między USA a Chinami. Jest największym eksporterem układów scalonych na świecie (64% udziału na globalnym rynku). Gospodarka światowa uzależniona jest od tajwańskich półprzewodników i czipów. Tamtejsze fabryki produkują podzespoły dla Apple, Sony czy IBM. Początkowo Trump, a następnie Biden wprowadzali kolejne restrykcje, mające na celu odciąć Chiny od nowoczesnych chipów. W sierpniu administracja Bidena wprowadziła Chips and Science Act — ustawę, według której USA przeznaczy 52 miliardy dolarów na wzmocnienie produkcji półprzewodników w USA, z czego aż 39 miliardów dolarów jest zarezerwowanych na tworzenie zachęt do produkcji chipów w Stanach Zjednoczonych. Obecnie jedynie nieco ponad 10 proc. chipów sprzedawanych na świecie pochodzi z fabryk amerykańskich.
O dobre stosunki z Tajwanem USA zabiegają od dawna. Ostatnio w sierpniu wyspę odwiedziła Nancy Pelosi, co rozwścieczyło Chińską Partię Komunistyczną do tego stopnia, że chińska marynarka wojenna rozpoczęła ćwiczenia. Sprawa TSMC wydaje się jednak wygrana dla USA. Fabryka w Arizonie ma produkować zarówno 5-nanometrowe chipy, jak i te najnowocześniejsze – 3-nanometrowe. Kilka dni temu Berkshire Hathaway Warrena Buffetta ogłosiło, że zakupiło udziały w TSMC o wartości 4,1 mld dolarów, co wywołało zwyżkę cen akcji spółki, po tym, jak od blisko roku znajdowały się one w trendzie spadkowym. Komunistyczna Partia Chin od dekad rości sobie prawa do Tajwanu. Historia konfliktu sięga czasów po II wojnie światowej, kiedy to narodowcy uciekli na Tajwan, po tym, jak wojnę domową zwyciężyli komuniści. Przez wiele lat to rząd w Tajwanie był uznawany przez społeczność państw demokratycznych za reprezentantów Chin. Sytuacja zmieniła się w latach 70., kiedy USA, dążąc do poprawy stosunków z Partią Komunistyczną rzeczywiście sprawującą rządy w Chinach, dopuściły przedstawicieli Chińskiej Republiki Ludowej do ONZ. Napięcia między Chinami a Tajwanem trwają jednak nadal, a Waszyngton otwarcie wspiera Tajpej.
Sprawa chipów to jedno z najważniejszych pól bitwy o miano najważniejszego supermocarstwa na świecie. Przestoje w produkcji półprzewodników mogłyby mieć kolosalny wpływ na produkcję na całym świecie. Ta technologia jest obecna w ogromnej liczbie produktów, często nawet nieskomplikowanych technologicznie, takich jak zmywarki. To, że Tajwańczycy chcą produkować najnowocześniejsze chipy w USA to dla administracji w Waszyngtonie z pewnością sukces na drodze do zbudowania silnej krajowej produkcji.