Obligacje na topie, akcje gigantów zniżkują

S&P500 zaliczył najmocniejszy spadek od przeszło dwóch tygodni i zakończył dzień na najniższym poziomie w tym roku. Inwestorzy zaczynają być przerażeni polityką prowadzoną przez największe banki centralne Zachodu. Po jednym dniu przerwy amerykańskie indeksy powróciły do spadków. S&P500 poszedł w dół o 2,11% i zakończył czwartkową sesję na poziomie 3 640,47 pkt. To najniższy kurs zamknięcia od listopada 2020. W trakcie dnia indeks ten wyznaczył nowe śródeseyjne dno bessy na poziomie 3 610,40 pkt. Od początku września S&P500 stracił ponad 7,8%. Co ciekawe, nowego dna nie ustanowił Nasdaq, który stracił najwięcej, bo 2,84%. Także średnia przemysłowa Dow Jonesa nie naruszyła niedawnych śródsesyjnych minimów, w czwartek zniżkując o 1,54% i kończąc dzień na poziomie 29 225,61 pkt. Nie zmienia to faktu, że trend na Wall Street od początku roku pozostaje spadkowy.  Rynek reaguje coraz bardziej nerwowo na plany bankierów centralnych, którzy zamierzają kontynuować politykę podwyżek stóp procentowych. Fed, EBC czy Bank Anglii nie mają tu wielkiego wyboru: są mocno spóźnieni w pogoni za galopującą inflacją i muszą ją „nadganiać” szybkimi podwyżkami stóp.

W czwartek dowiedzieliśmy się, że inflacja CPI w Niemczech po raz pierwszy od siedmiu dekad przekroczyła 10%. Wyższy, niż pierwotnie raportowano, był też bazowy deflator PKB w Stanach Zjednoczonych w II kwartale. Nieoczekiwanie spadła za to tygodniowa liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA, co świadczy o utrzymującej się sile rynku pracy. W takich okolicznościach Rezerwa Federalna ma otwartą drogę ku stopom na poziomie 4,5-5,0% z obecnych 3,00-3,25%. Rosnące stopy procentowe nie tylko zwiększają atrakcyjność obligacji względem akcji, ale też zmniejszają bieżącą wartość przyszłych przepływów pieniężnych, co obniża modelową wartość giełdowych spółek. Dotyczy to zwłaszcza wysoko wycenianych tzw. spółek wzrostowych, po których inwestorzy spodziewają się znacznie wyższych zysków w odległej przyszłości. Nie dziwi więc, że akcje Tesli przeceniono o prawie 7%, Amazona o niemal 3%, Apple’a o prawie 5%, a nVidii o ponad 4%. Na dodatek od kilku tygodni analitycy dość istotnie zaczęli obniżać oczekiwane przyszłoroczne zyski amerykańskich spółek. Strach przed pogorszeniem tego parametru na Wall Street widać już prawie codziennie. W czwartek akcje CarMax poszły w dół o prawie 25% po tym, jak sprzedawca używanych samochodów rozczarował wynikami kwartalnymi. To także sygnał, że konsumenci w USA przytłoczeni potężnym wzrostem kosztów życia (żywności, paliwa i energii) oraz realnie malejącymi płacami zaczynają ograniczać wydatki na pozostałe dobra. Notowania Forda poszły w dół o 5,8%, a General Motors o 5,6%.

 

Bank Anglii interweniował, fundusze emerytalne uratowane

Brytyjskie fundusze emerytalne o mało nie znalazły się na krawędzi bankructwa. Ze względu na ogłoszone cięcia podatków, ceny rządowych obligacji zaczęły pikować, przez co instytucje te, szybko zaczęły tracić płynność. Sytuacja była tak zła, że zainterweniować musiał Bank Anglii, ogłaszając przeprowadzenie skupu obligacji na łączną kwotę 65 mld funtów.  W ciągu ostatnich dekad w Wielkiej Brytanii zaczęły rozwijać się nowe fundusze określane mianem liability driven investment funds (LDI). Te zajmowały się głównie inwestowanie z dźwignią finansową. Oznacza to, że kupowały one papiery wartościowe, które potem były przez nie wykorzystywanie, jako zabezpieczenie mające umożliwić pozyskiwanie dodatkowej gotówki. W taki sposób pozyskane środki zaś wykorzystały one do zakupu większej ilości papierów wartościowych, które następnie służyły jako zabezpieczenie mające umożliwić pozyskanie dodatkowej gotówki i tak dalej. Co warto zaznaczyć, takie LDI były w szczególności zainteresowane zakupem obligacji skarbowych. Aż dwie trzecie z 1,5 biliona funtów zainwestowanych w te fundusze zostało przeznaczonych na zakup wspomnianych aktywów z dźwignią finansową. Przy czym sam wybór aktywów był, jak się zdawało, bardzo rozsądny. Ze względu między innymi historycznie niskie stopy procentowe, brytyjskie obligacje cały czas drożały, dzięki czemu LDI były w stanie w relatywnie bezpieczny sposób dobrze zarobić. Jednakże, co w sytuacji, w której obligacje nie tylko nie drożeją, a relatywnie szybko tanieją? No cóż, w takim wypadku dochodzi do katastrofy, co dobitnie pokazał ostatni tydzień.

Otóż Liz Truss postanowiła spełnić obietnice wyborcze i znacznie obniżyć podatki w Wielkiej Brytanii. W oświadczeniu Commons nazwanym mini-budżetem, a wydanym przez aktualnego kanclerza Skarbu Kwasi Kwartenga, możemy wyczytać, iż podstawowa stawka podatku od osób fizycznych zostanie obniżona z 20 do 19 proc. w nadchodzącym kwietniu. Jednakże, co ważniejsze, wedle planowanej reformy, trzecia stawka podatkowa zostanie obniżona 40 proc. Co więcej, dzięki zmianom, mniej Brytyjczyków będzie musiało wnosić opłatę skarbową od zakupu domów, gdyż wartość nieruchomości, od której się ją uiszcza, wzrośnie. Łącznie zrealizowanie wszystkich ogłoszonych postulatów ma kosztować tamtejszy budżet aż 45 miliardów funtów!  Ogłoszenie tych cięć sprawiło, że inwestorzy słusznie zakładając, że podwyżki stóp procentowych w tym roku będą większe, niż wcześniej oczekiwano, zaczęli wyprzedawać między innymi 20-letnie obligacje Wielkiej Brytanii, przyczyniając się do spadku cen*. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie ich rentowność jeszcze 22 września, czyli na dzień przed ogłoszeniem cięć wyniosła 3,361. Z kolei już zaledwie 5 dni później była ona na poziomie 4,617.

Ze względu na spory spadek cen obligacji, spadła również wartość LDI, przez co brytyjskie fundusze emerytalne, które najwięcej w nie zainwestowały, zostały zmuszone do zwiększenia zabezpieczania inwestycji. W celu zebrania odpowiednich środków zaczęły one sprzedawać posiadane przez siebie papiery wartościowe, w tym obligacje. To z kolei spowodowało, że rządowe papiery wartościowe zaczęły tanieć jeszcze szybciej, przyczyniając się tym samym do spadku wartości LDI i zwiększania zabezpieczeń, które muszą uiścić fundusze emerytalne. Jak widać, uformowała się bardzo niebezpieczna pętla, która mogła sprawić nawet, że przedsiębiorstwa te utracą płynność, a następnie zbankrutują, doprowadzając tym samym do wybuchu poważnego kryzysu.  Na szczęście dla Brytyjczyków do takiej sytuacji nie doszło ze względu na interwencję Banku Anglii. Ten ogłosił rozpoczęcie programu skupu obligacji na rynku wtórnym o zapadalności powyżej 20 lat na łączną kwotę 65 mld funtów. Takie działanie doprowadziło do niemal natychmiastowego spadku rentowności obligacji, dzięki czemu brytyjskie fundusze emerytalne zyskały tak potrzebny im czas na zebranie odpowiedniej ilości gotówki oraz przemyślenie swojej strategii inwestycyjnej. Przy czym, co warto zaznaczyć, wszystkie straty, jakie poniesie Bank Anglii na skutek skupu aktywów, zostaną pokryte przez rząd. Oznacza to, że ostatecznie koszt dosyć ryzykownej strategii inwestycyjnej funduszy emerytalnych zostanie poniesiony nie przez te przedsiębiorstwa, a brytyjskiego podatnika.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *