Koniec spadków na Wal Street
Słaby początek czwartkowego handlu sugerował, że pierwsza wrześniowa sesja na amerykańskich giełdach znów toczyć się będzie pod dyktando strony podażowej przynosząc kolejne spadki indeksów. Tak było tylko po części, gdyż w ciągu dnia nastroje ulegały lekkiej poprawie co pozwoliło ostatecznie dwóm z trzech głównych indeksom wyjść nad kreskę i przerwać serię czterech sesji spadkowych z rzędu. Dzisiaj będzie miała miejsce publikacja najważniejszych danych gospodarczych ze Stanów Zjednoczonych – raport NFP. Dane z rynku pracy obrazują nam w zasadzie kondycję całej gospodarki i od niego w dużej mierze zależały decyzje Rezerwy Federalnej. Fed jednak już dosyć dawno temu wskazał, że cele na rynku pracy zostały osiągnięte, a teraz należy skupić się na stabilizacji cen. Do osiągnięcia tego celu jest bardzo daleko, dlatego bez względu na dzisiejszy odczyt, Fed powinien w dalszym ciągu dążyć do zacieśniania polityki monetarnej. Co to znaczy dla dolara?
Wiele członków Fed wskazuje na potrzebę dalszego zacieśniania. W czerwcu i w lipcu rynek rozgrywał możliwą zmianę postawy ze strony bankierów centralnych w USA, ale ostatnie dane i wypowiedzi utwierdziły nas, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Co więcej, przy najbliższym posiedzeniu jest szansa na podwyższenie prognoz dla podwyżek. Na ten rok bardzo prawdopodobne jest 4%, choć jeszcze niedawno mówiono o maksymalnym poziomie 3,5%. Co więcej, prognozy powinny pokazać, że w przyszłym roku nie ma szans na obniżki stóp ze strony Fed, choć taki scenariusz perswadował jeszcze niedawno James Bullard, jeden z najbardziej jastrzębich członków amerykańskiego banku centralnego. Dzisiaj oczekiwany jest odczyt wzrostu zatrudnienia rzędu 300 tys., choć wznowiony raport ADP mówi jedynie o wzroście nieco powyżej 100 tys. Jedynie wyraźny spadek zatrudnienia mógłby cokolwiek zmienić po stronie Fedu. Co więcej, nie jest wykluczony wzrost płac po ostatnich spadkach. Dzisiaj oczekuje się wzrostu do 5,3% r/r z poziomu 5,2% r/r, ale nie powinniśmy wykluczać powrotu w okolice 5,5% r/r, biorąc pod uwagę to co działo się w Europie.
Gdyby i dziś odczyt był mocny, a oczekiwany wzrost liczby etatów o 300 tys. za taki można uznać, to szala przechylałaby się w kierunku opcji podwyżki o 75 pkt. bazowych. Raport ADP z środy wprawdzie sugeruje słabsze dane, ale na razie podchodzi się do niego ze sceptycyzmem. Potrzeba czasu, by ta publikacja ponownie zyskała wiarygodność. Tymczasem inne dane, które już znamy, czyli liczba ofert pracy, czy liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, a także subindeksy zatrudnienia pojawiające się przy okazji publikacji wskaźników PMI i ISM nie sugerują znaczącego osłabienia. Z punktu widzenia rynków akcji wydaje się, że im lepsze będą dane, tym gorzej dla rynków, gdyż dobra sytuacja rynku pracy będzie korzystnym argumentem za bardziej zdecydowaną walką z inflacją. Poza danymi z amerykańskiego rynku pracy nieco w tle pojawi się informacja o inflacji producenckiej w strefie euro oraz o zamówieniach w amerykańskim przemyśle.
Rosyjska gospodarka zmierza ku zagładzie
Sankcje nałożone przez Zachód sprawiły, że rosyjska gospodarka wpadła w wielkie tarapaty. Jednakże jeszcze przed wybuchem wojny zmagała się ona z wieloma problemami. Ludność tego kraju systematycznie malała, śmiertelność osiągnęła poziom notowany w krajach Trzeciego Świata, a innowacyjność rosyjskiej gospodarki biorąc pod uwagę wielkość populacji i jej wykształcenie była na relatywnie niskim poziomie. W 1989 r. Goskomstat wyliczył, że populacja Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej wzrośnie z ok. 147 mln do co najmniej 171,9 mln w 2021 roku, przy czym badacze uwzględnili ludność Krymu. Jak się potem okazało, badacze z tego instytutu, delikatnie mówiąc, pomylili się. Populacja Rosji nie tylko nie wzrosła w ciągu wspomnianych trzech dekad, ale dodatkowo spadła. W 2021 roku wyniosła ona ok. 145 mln osób, czyli była aż o ponad 26 milionów mniejsza od tej prognozowanej przez radzieckich demografów. Pomyłka ta została spowodowana między innymi gwałtownym spadkiem wskaźnika urodzeń. Ze względu na kryzys gospodarczy, który wybuchł już pod koniec istnienia ZSRR, współczynnik ten spadł z 16 urodzeń na 1000 mieszkańców w 1989 roku do zaledwie 8-9 urodzeń na 1000 osób w połowie lat 90. Biorąc to pod uwagę, nie zaskakuje fakt, że wskaźnik dzietności, obrazujący liczbę dzieci na jedną kobietę w wieku reprodukcyjnym, również się załamał. W ciągu zaledwie jednej dekad (od 1989 do 1999 roku) zmniejszył się on 2,13 do 1,16. Co prawda w latach 2000. za sprawą między innymi działań władzy znowu zaczął on rosnąć, co więcej w 2015 roku osiągnął on nawet wartość 1,78, ale potem ponownie zaczął spadać. Ponadto analitycy przewidują, że będzie się on obniżał dalej.
Jednakże, problemy demograficzne Rosji wykraczają poza kwestię malejącej dzietności. Innym, nawet poważniejszym od tego przeanalizowanego przed chwilą jest wysoka śmiertelność. Z danych, na które powołują się analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), wynika, że w 2019 roku przed rosyjskim 15-latkiem czekało krótsze życie niż przed jego rówieśnikiem urodzonym w jednym z 23 z 48 najbiedniejszych krajów na świecie. Dalsza długość życia osób w tym wieku w Rosji była niższa niż w ogarniętym wojną Afganistanie. Co więcej, jak wskazują analitycy PIE: Prognozy z 2019 r. pokazują też, że średnio więcej niż jeden na czterech 20-latków w Rosji i w Afryce umarłby przed ukończeniem 60. roku życia. Dla porównania w Szwajcarii ryzyko niedożycia 60 lat, po osiągnięciu 20 roku życia wyniosło jedynie 4 proc.
Jest to o tyle zaskakujące, iż populacja Rosji pod względem zurbanizowania wypada znacznie lepiej od krajów Trzeciego Świata, a nawet dorównuje europejskim państwom. Choćby wskaźnik urbanizacji Rosji, obrazujący udział ludności mieszkającej w miastach, w 2019 roku wyniósł 74,59 proc. Dla porównania w tym roku we Francji osiągnął on 80,71 proc., w Niemczech 77,38 proc., a w Polsce zaledwie 60,04 proc. Do tego Rosjanie nie odstają zachodnim potęgom gospodarczym również pod względem wykształcenia. Jak informują analitycy PIE: Poziom wykształcenia mierzony liczbą lat przeznaczonych na kształcenie jest porównywalny z Europejczykami z krajów OECD: 11,5 lat w Rosji i w Australii, 11,6 w Japonii, 10,7 we Francji i w Belgii. Z drugiej strony dane dotyczące innowacyjności rosyjskiej gospodarki skłaniają do wątpienia w jakość tej relatywnie długiej edukacji. W latach 2000-2020 amerykańska agencja Patent and Trace Office przyznała łącznie 2,5 mln patentów zagranicznym podmiotom, z czego jedynie 0,3 proc. trafiło do rosyjskich przedsiębiorstw. Do tego, z danych cytowanych przez analityków PIE wynika, że w rankingu państw pod względem liczby międzynarodowych wniosków patentowych z 2019 roku państwo z dziewiątą co do wielkości populacją na świecie zajęło dopiero 22. miejsce, plasując się tym samym między innymi za liczącym mniej niż 10 mln mieszkańców Izraelem.
Co więcej, w przyszłości będzie ona w tym rankingu jeszcze niżej, gdyż za sprawą wojny oraz pogarszającej się demografii rosyjska gospodarka straci swój jedyny atut- relatywnie liczną i wykształconą siłę roboczą. Ze względu między innymi na sankcje nałożone przez Zachód na Rosję, tamtejsi informatycy postanowili opuścić ojczyznę. Do połowy tegorocznego marca wyjechało ich od 50 do 70 tys., przy czym według kwietniowych szacunków Rosyjskiego Stowarzyszenia Komunikacji Elektronicznej w tym roku ma do nich dołączyć jeszcze co najmniej 100 tys. Oznacza to, że jedynie w tym roku Rosję może opuścić nawet 10 proc. specjalistów z dziedziny IT. Choć, nawet gdyby do wybuchu wojny nie doszło i tak populacja tamtejszej inteligencji kurczyłaby się w relatywnie szybkim tempie, ze względu między innymi na wysoką śmiertelność w tym kraju. Jak możemy wyczytać w tygodniku PIE: Według szacunków Wittgenstein Center, w 2040 r. Rosja zajmie dopiero 40. miejsce pod względem odsetka ludności z wyższym wykształceniem w wieku produkcyjnym, daleko za USA, Chinami i Indiami, a w 2050 r. wyprzedzą ją nawet Japonia, Indonezja i Nigeria.