Używane auta droższe od nowych

Miesięczny Tesla Model 3 z zaledwie kilkuset milami na liczniku sprzedaje się w Australii za około 130 tys. dolarów australijskich (91 tys. USD) lub nawet więcej. To o ponad jedną trzecią więcej, niż wynosi cena nowego auta. Czas dostawy zupełnie nowego modelu Tesli jest tak długi – nawet do dziewięciu miesięcy – że kupujący tracą cierpliwość. Dlatego płacą ogromny haracz za ominięcie kolejki, nawet jeśli oznacza to kupno lekko używanego samochodu. Występowanie różnych zakłóceń w branży stawia tradycyjny model cenowy na głowie. Kłopoty w łańcuchu dostaw wynikające z blokad Covid-19 opóźniają dostawy samochodów na całym świecie. Jednocześnie rosnące ceny benzyny, wywołane inwazją Rosji na Ukrainę, zwiększyły popyt na tańsze w eksploatacji pojazdy elektryczne. Najwyższej klasy Model 3 Performance, kosztujący 91,6 tys. dolarów australijskich (64,2 tys. USD), zamówiony dziś w Sydney, zostanie dostarczony między lutym a majem 2023 r., wynika ze strony internetowej Tesli. Opóźnienia dostaw nowych aut do Australii są dużo większe niż w USA, Japonii i Niemczech, podczas gdy fani Tesli w Singapurze będą musieli poczekać tylko cztery tygodnie.

Jeżeli jednak ktoś w Australii nie chce czekać tak dług,o ma alternatywne rozwiązanie. Może kupić lekko używany samochód. Wersje tego samego samochodu z niewielkim przebiegiem są teraz dostępne u kilku sprzedawców w całej Australii w cenie od 130 tys. do 138 tys. AUD, według carsales.com. Mimo wysokiej ceny chętnych nie brakuje. Popyt na używane pojazdy elektryczne w Australii jest tak duży, że Lloyds Auctions sprzedaje używane elektryki jak świeże bułeczki. Choć wartość używanych pojazdów Tesli wzrosła również na kluczowych rynkach, takich jak Stany Zjednoczone, to zniekształcenie cenowe było szczególnie duże w Australii, czyli kraju, który od dawna jest maruderem w branży pojazdów elektrycznych. Samochody typu plug-in stanowią zaledwie 2 proc. całej sprzedaży nowych aut w Australii. Popyt jest daleko w tyle za światową średnią wynoszącą 13 proc. w ostatnich trzech miesiącach 2021 r. i ma niewielki ułamek udziału w rynku wśród liderów, takich jak Chiny i Norwegia. Jeszcze przed obecnymi zamieszaniem w łańcuchu dostaw, stosunkowo niskie zainteresowanie pojazdami elektrycznymi w Australii skłoniło głównych producentów samochodów do nadania priorytetu innym krajom dla swoich nowych modeli. Stacje ładowania w Australii są wciąż nowością i są bezpłatne w wielu miejscach publicznych, takich jak parkingi supermarketów czy centra handlowe.

Teraz oba czynniki powodują wzrost cen w całym kraju, ponieważ kupujący ścigają się, aby szybko zdobyć pojazd elektryczny, nawet używany. W Good Car Company, australijskiej firmie sprzedającej nowe, używane i importowane pojazdy elektryczne, popyt znacznie przewyższa podaż. W przypadku niektórych nowych modeli czas oczekiwania może wydłużyć się do dwóch lat, powiedział współzałożyciel firmy Anthony Broese van Groenou. Van Groenou przyznał, że nawet starsze pojazdy elektryczne, takie jak Nissan Leaf , sprzedają się za więcej niż dwa lata temu. Z kolei czas pomiędzy zamówieniem a dostawą w przypadku auta Hyundai Ioniq 5 może wynieść nawet 12 miesięcy, a na model EV6 od Kia trzeba czekać dwa lata.

 

Amerykanie stawiają na mikroprocesory

Oczekuje się, że prezydent USA Joe Biden wkrótce podpisze ustawę Chips+, której celem jest zwiększenie konkurencyjności amerykańskiego przemysłu mikroprocesorów, co ma złagodzić niedobór mikrochipów odczuwalny na całym świecie oraz zmniejszyć zależności od Chin. Ponieważ obawy przed konfrontacją z Chinami się nasilają, negocjacje, które trwały ponad rok, w końcu doszły do skutku. Ustawa przeszła w Senacie w wyniku ponadpartyjnego porozumienia z kilkoma Republikanami, którzy dołączyli do Demokratów w głosowaniu. Oczekuje się, że koszt wprowadzenia ustawy wyniesie około 280 miliardów dolarów. Obejmuje to kluczową kwotę około 52 miliardów dolarów, która w ciągu najbliższych pięciu lat trafi bezpośrednio do amerykańskich producentów mikroprocesorów na rozbudowę ich obiektów oraz na badania i rozwój.

Na razie dominującymi graczami w światowej produkcji mikroprocesorów pozostają Chiny kontynentalne, Hongkong i Tajwan, co pozwala im również kontrolować połowę światowego rynku. Liczby z bazy danych ONZ Comtrade pokazują, że eksport mikrochipów z Chin, Hongkongu i Tajwanu wyniósł prawie 400 miliardów dolarów w pandemicznym roku 2020 – to ostatni rok, dla którego dostępne są pełne dane. Stany Zjednoczone wyeksportowały w tym samym roku półprzewodniki o wartości około 44 miliardów dolarów,. To znacznie mniej, ale nadal są na siódmym miejscu pod względem wielkości eksportu na światowym rynku zdominowanym przez Azję. W 2021 r. eksport z Chin, Hongkongu i Tajwanu ponownie wzrósł do około 522 miliardów dolarów, podczas gdy z USA – do około 53 miliardów dolarów.

Jeszcze w 1990 roku Stany Zjednoczone produkowały prawie 40 procent półprzewodników na całym świecie. Produkcja w Europie była na podobnym poziomie. Rozwój tańszych zakładów produkcyjnych w Azji stworzył jednak trend, który szybko zmienił geografię pochodzenie półprzewodników. Do roku 2000 Stany Zjednoczone i Europa razem odpowiadały za nieco ponad 40 proc. światowej produkcji chipów, a większość rynku przejęły Japonia, Korea Południowa i Tajwan. Ponieważ podczas pandemii Covid-19 zakłócenia łańcucha dostaw spowodowały niedobory mikroprocesorów, kilka krajów podjęło inicjatywy mające na celu zwiększenie produkcji tego krytycznego zasobu w kraju. USA, Japonia i UE ogłosiły już działania mające na celu produkcję większej liczby półprzewodników.

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *