Kolejny związek zawodowy u amerykańskiego molocha

Jak podają zagraniczne media, pracownicy sklepu Apple w Towson w stanie Maryland głosowali w sobotę nad utworzeniem związku zawodowego, tworząc tym samym pierwszy w Stanach Zjednoczonych sklep Apple, w którym działają związki zawodowe. W ubiegłym miesiącu pracownicy i IAM wysłali list do prezesa Apple Tima Cooka, w którym poinformowali o zamiarze zorganizowania się w Koalicję Zorganizowanych Pracowników Detalicznych. Głosowanie oznaczało, że pracownicy sklepu w Towson w stanie Md. zamierzają przystąpić do Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników Przemysłu Maszynowego i Lotniczego (IAM) po ratyfikacji kontraktu. W sobotę wieczorem wstępny wynik głosowania wynosił 65-33, a w niedzielę rano potwierdzono utworzenie związków. Naturalnie rzecznik Apple Josh Lipton odmówił komentarza po głosowaniu.

Warto przypomnieć, że jeszcze w ubiegłym miesiącu pracownicy i IAM wysłali list do prezesa Apple Tima Cooka, w którym poinformowali o zamiarze zorganizowania się w Koalicję Zorganizowanych Pracowników Detalicznych (Coalition of Organized Retail Employees) – w skrócie AppleCore. Głosowanie to jest częścią fali organizowania się pracowników, która przetacza się przez cały kraj, a pracownicy coraz częściej łączą się w grupy, by domagać się wyższych płac, lepszych świadczeń i większego wpływu na negocjacje z pracodawcami w czasie pandemii. Podobna sytuacja zdarzała się już u innych gigantów z USA. W Nowym Jorku pierwszy magazyn Amazona zagłosował już wiosną za utworzeniem związku zawodowego a dziesiątki sklepów Starbucks w całym kraju zrzeszyły się w związki zawodowe w ubiegłym roku.

Tu życie kosztuje najwięcej…

Najdroższe miasta świata klasyfikowane są pod kątem kosztów utrzymania. Okazuje się, że stawkę dominuje Azja. W rankingu pojawiają się również szwajcarskie miasta oraz amerykański Nowy Jork. Najdroższe miasta świata klasyfikowane są pod kątem kosztów utrzymania. Okazuje się, że stawkę dominuje Azja. W rankingu pojawiają się również szwajcarskie miasta oraz amerykański Nowy Jork.  Coroczną analizę kosztów życia w danym mieście przeprowadziła firma doradcza ECA International. Organizacja bada koszty życia w 207 miastach znajdujących się na terenie 120 państw. Badanie prowadzone jest dwa razy w tygodniu, w marcu i we wrześniu na podstawie koszyka towarów i usług. Uwzględniane są ceny podstawowych produktów spożywczych oraz czynsz, usługi komunalne, transport publiczny czy siła lokalnej waluty. Na tej podstawie powstaje zestawienie. Ranking publikowany jest każdego roku, gdyż spory wpływ na koszty życia mają warunki gospodarcze w danym państwie oraz czynniki zewnętrzne.

Najdroższym miastem świata jest Hongkong. Ranking ECA International publikowany jest od 2019 roku, a Hongkong niezmiennie pozostaje liderem zestawienia. Miasto-państwo wyróżnia się przede wszystkim wysokimi cenami nieruchomości. O ile w wielu miejscach na świecie obserwuje się wzrost stawek za metraż, w Hongkongu problem jest nieco bardziej złożony i wiąże się m.in. z brakiem gruntów, co wynika z położenia geograficznego. Szacuje się, że czynsz w Hongkongu jest średnio 264,62 proc. wyższy niż w Warszawie. Szacunkowe miesięczne koszty utrzymania dla jednej osoby to 4 795,66 zł (8445,05 HK$) bez czynszu. Miesięczny czynsz za umeblowaną kawalerkę w drogiej okolicy może kosztować 22 747,18 HK$. W Hongkongu siedem milionów mieszkańców mieszka na obszarze 1049 km². Większość emigrantów pracuje w zagranicznych korporacjach mających swoje siedziby w azjatyckim mieście-państwie. Jednak pomimo wysokich kosztów życia, z badania HSBC wynika, że 7 na 10 imigrantów przyznaje, że rozwój kariery w Hongkongu jest łatwy. Cztery chińskie miasta znalazły się w pierwszej piętnastce. Oprócz Hongkongu wyróżniono Szanghaj (8. miejsce), Kanton (9. miejsce) oraz Pekin (14. miejsce). Pomimo że inflacja w Chinach jest podwyższona, wciąż pozostaje na niższym pułapie niż w innych państwach azjatyckich. Wzrost pozycji chińskich miast motywowany jest zatem umacnianiem się chińskiego juana względem innych walut.

Pierwsza dziesiątka najdroższych miast prezentuje się następująco:

1) Hongkong,

2) Nowy Jork,

3) Genewa,

4) Londyn,

5) Tokio,

6) Tel Awiw,

7) Zurych,

8) Szanghaj,

9) Kanton,

10) Seul.

Z uwagi na obecność pięciu azjatyckich miast w TOP10 można nazwać Azję najdroższym kontynentem. Jak wiadomo, jednym z najdroższych państw do życia jest Szwajcaria. W tym roku Genewa wyprzedziła prezentowany wysoko w rankingach Zurych. To właśnie tam apartament z jedną sypialnią w centrum miasta wiąże się z kosztem na poziomie 1 869 €. Równie drogim miastem pozostaje Lozanna, położona w Szwajcarii Francuskiej. Na pozostałe miejsca rankingu wpłynęła wysoka inflacja. W ciągu minionego roku najszybszy wzrost cen zaobserwowano w Kolombo w Sri Lance. Stolica wyspiarskiego państwa zaliczyła awans o 23 pozycje i finalnie zajęła 149. miejsce. Na pozostałe miejsca rankingu wpłynęła wysoka inflacja. W ciągu minionego roku najszybszy wzrost cen zaobserwowano w Kolombo w Sri Lance. Stolica wyspiarskiego państwa zaliczyła awans o 23 pozycje i finalnie zajęła 149. miejsce. W tym roku zauważalnym trendem był spadek miast europejskich. Przykładowo Paryż nie zakwalifikował się do pierwszej 30. drogich miast. W poprzednich latach to właśnie stolica Francji i popularny kierunek turystyczny dominował w zestawieniu. Ze ścisłego rankingu wypadły również takie miasta jak: Madryt, Rzym i Bruksela. W tym roku zauważalnym trendem był spadek miast europejskich. Przykładowo Paryż nie zakwalifikował się do pierwszej 30. drogich miast. W poprzednich latach to właśnie stolica Francji i popularny kierunek turystyczny dominował w zestawieniu. Ze ścisłego rankingu wypadły również takie miasta jak: Madryt, Rzym i Bruksela.

Wśród innych drogich miast europejskich należy wymienić islandzki Reykjavik, irlandzki Dublin, norweskie Trondheim oraz Oslo. W Polsce najdroższym miastem, jeśli chodzi o wynajem mieszkania, pozostaje Warszawa. Nieco taniej jest we Wrocławiu oraz Gdańsku. Istotną rolę na niektóre pozycje rankingowe odgrywają również czynniki zewnętrzne, takie jak polityka i konflikty międzynarodowe. To właśnie inwazja Rosji na Ukrainę i sankcje gospodarcze były czynnikami, które sprawiły, że Moskwa znalazła się na 62. miejscu, a Petersburg na 147. miejscu. Najdroższym miastem Europy jest Genewa w Szwajcarii, która znalazła się na trzecim miejscu po Hongkongu i Nowym Jorku.

 

Wirtualne waluty w zapaści

Bitcoin spadł od początku minionego tygodnia o niemal 30 proc. Tak znaczna wyprzedaż sprawiła, że Bitcoin, który jeszcze siedem miesięcy temu kosztował 69 tysięcy dolarów, dziś wart jest poniżej 19 tysięcy dolarów. Wiele wskazuje jednak na to, że choć BTC znajduje się obecnie już niemal 73 proc. poniżej listopadowych szczytów, jego notowania mogą w najbliższym czasie kontynuować rajd na południe zmierzając aż w kierunku 8 tysięcy dolarów, co byłoby najniższym poziomem od kwietnia 2020 r. Spoglądając na notowania najstarszej z walut wirtualnych zauważymy, że jej kurs osunął się na przestrzeni ostatnich siedmiu miesięcy o ponad 50 tysięcy dolarów, tj. niemal 73 proc. z 69 tysięcy dolarów aż poniżej 19 tysięcy dolarów, co jest najniższym poziomem od grudnia 2020 roku. Bazując na założeniach analizy Price Action mówiącej, iż pokonanie jednego technicznego poziomu wsparcie otwiera drzwi dla dalszych spadków w kierunku kolejnego wsparcia, zejście poniżej poziomu 20 tysięcy dolarów wyznaczonego na podstawie szczytów z grudnia 2017 roku, sygnalizować może potencjał do dalszych spadków w kierunku 12 tysięcy dolarów i dalej 8 tysięcy dolarów, gdzie przebiega linia tendencji wzrostowej.

Warto w tym miejscu przypomnieć także, że:

w 2011 r. po tzw. pierwszym pęknięciu bańki, BTC osunął się o niemal 94 proc.

w 2013 r. kiedy pękła druga bańka spadek wyniósł ponad 83 proc.

w 2014 r. kiedy pękła trzecia bańka, Bitcoin osunął się o niemal 93 proc.

w 2017 r. kiedy pękła czwarta bańka spadek wyniósł niemal 84 proc.

Okazuje się więc, że obecny spadek od niespełna 73 proc. od listopadowych szczytów nie dorównuje nawet swym zasięgiem poprzednim wyprzedażom obserwowanym na przestrzeni lat na notowaniach najstarszej z walut wirtualnych. Gdyby Bitcoin osunął się do wspomnianych już 12 tysięcy dolarów, zasięg obserwowanej od listopada deprecjacji przekroczyłby 82 proc., zaś w przypadku spadku do 8 tysięcy dolarów aż 88 proc., co mieściłoby się w przedziale obserwowanych do tej pory wyprzedaży z lat ubiegłych. Optymistycznym może być jednak to, iż po każdym z wspomnianych spadków Bitcoin powracał na ścieżkę wzrostów. Pogląd ten podziela także Francis Hunt, analityk rynkowy znany również pod pseudonimem „The Market Sniper”. W jego ocenie, cena Bitcoina może spaść nawet do 8 tysięcy dolarów, zanim osiągnie prawdziwe dno.

Trwająca na szerokim rynku kryptowalut korekta spowodowała już miliardowe straty, a wśród najgorzej radzących sobie aktywów znajduje się Ethereum, które desperacko walczy o utrzymanie bariery 1000 dolarów. W tym tygodniu Ether przecenił się o kolejne 25 proc., a tym samym pogłębił liczone od ostatniego ATH spadki do przeszło 78 proc., notując 11 kolejnych czerwonych świec na wykresie tygodniowym. Od początku kwietnia Ethereum straciło już ponad 70% swojej wartości, co czyni je obecnie jednym z najgorzej radzących sobie aktywów na szerokim rynku kryptowalut. Tak duży spadek związany jest oczywiście z potężną awersją do ryzyka, która z tygodnia na tydzień rośnie w obliczu nowych wiadomości ze świata.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *