Raport walutowy
Pomimo pogorszenia nastrojów na światowych rynkach kurs euro utrzymał się blisko najniższych poziomów od września. Dzięki temu notowania dolara amerykańskiego powróciły poniżej 4 zł. Od kilku sesji na światowych rynkach finansowych trwa odwrót od ryzykownych aktywów. Inwestorzy obawiają się skutków oczekiwanych podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych oraz ewentualnej wojny rosyjsko-ukraińskiej, mimo to polska waluta radzi sobie całkiem nieźle. W czwartek rano kurs euro kształtował się na poziomie 4,5151 zł, czyli wciąż blisko najniższych poziomów od września. Od listopadowych szczytów słabości polskiego złotego kurs euro spadł już o 20 groszy, w tym zniżkując o przeszło 10 groszy w ciągu ostatnich czterech tygodni. Jednakże patrząc w długim terminie, złoty wciąż pozostaje słaby. Wystarczy przypomnieć, że przed marcem 2020 kurs euro przekraczał barierę 4,50 zł tylko okazjonalnie i jedynie podczas najsilniejszych perturbacji na globalnych rynkach. Ale od prawie dwóch lat kurs EUR/PLN rzadko kiedy gości poniżej linii 4,50 zł. Bez większych zmian utrzymały się notowania pary euro-dolar, co jednak przy nieco niższym kursie euro w Polsce pozwoliło sprowadzić wycenę dolara poniżej 4 zł. W środę rano za „zielonego” trzeba było zapłacić 3,9776 zł. Frank szwajcarski wyceniany był na 4,3518 zł, a więc bardzo podobnie jak dzień wcześniej. Funt brytyjski notowany był po 5,4233 zł, czyli także bez większych zmian względem wtorkowego popołudnia.
Obserwowany wczoraj wieczorem w ślad za powrotem spadków na Wall Street powrót do dolara, nie okazał się być trwały. W czwartek rano amerykańska waluta lekko koryguje się na szerokim rynku. Iskierka optymizmu pojawiła się w Azji po tym jak Ludowy Bank Chin zdecydował się na kolejne w ostatnich dniach poluzowanie polityki monetarnej – o 10 p.b. została obniżona roczna stopa procentowa (do 3,70 proc.), a o 5 p.b. pięcioletnia (do 4,60 proc.). Te ruchy mają jednak większy wpływ na chińską giełdę niż juana – notowania USDCNH pozostają blisko ostatnich minimów przy 6,33-6,34.
Wielka demograficzna ekspansja Afryki
Według demografów do 2050 roku na świecie będzie żyło 9,5 miliarda ludzi. Aktualny wskaźnik urodzeń we Włoszech jest najniższy w historii tego państwa. Podobną sytuację obserwuje się również w Japonii. Na początku XXI wieku w kraju mieszkało 128 milionów obywateli. Szacuje się, że w 2050 roku będzie ich tylko 106 milionów. Problem z dzietnością utrzymuje się także w Chinach czy Korei Południowej. Zupełnie inaczej maluje się sytuacja w Afryce. Populacje z 54 krajów mają się podwoić w ciągu najbliższych dekad. Wysoka płodność oraz poprawa wskaźników śmiertelności sprawią, że do 2050 roku kontynent będzie domem dla 25 proc. ludności świata. Dla porównania w 1950 roku w Afryce mieszkało mniej niż 10 proc. Demograf Richard Cincotta określa przypadek Afryki jako „przewlekła młodość”. 40 proc. wszystkich mieszkańców kontynentu stanowią dzieci poniżej 14 roku życia, a w większości krajów afrykańskich mediana wieku wynosi poniżej 20 lat.
Szacuje się, że 45 proc. dzieci urodzonych w tej dekadzie będzie pochodziło z Afryki. Zakładając, że we wschodniej, zachodniej i środkowej Afryce płodność utrzyma się na podobnym poziomie, kontynent ten przyczyni się do 1,3 miliarda z 2 miliardów wzrostu światowej populacji w latach 2019-2050. Do tego momentu populacje wschodniej i zachodniej Afryki przekroczą populację Europy. Autor szacunków krytykuje podejście Elona Muska, który w jednej z ostatnich wypowiedzi alarmował, że świat czeka katastrofa demograficzna. Zdaniem Edwarda Paice’a Musk nie zdaje sobie sprawy z potencjału Afryki i popełnia błąd, nie uwzględniając jej znaczenia w rozwoju przyszłych populacji. Zwraca również uwagę na ciągłe marginalizowanie Afryki w kwestiach politycznych. Przypomina o niewystarczającym zaangażowaniu innych krajów w pomoc w zwalczaniu zagrożenia epidemicznego na kontynencie. Europejczykom zarzuca się, że nie potrafią wyobrazić sobie ogromu Afryki, nie tylko pod względem powierzchni. Paice wskazuje, że na kontynencie afrykańskim mogłyby się pomieścić jednocześnie masy lądowe Chin, USA, Europy, Indii i Japonii. Zdaniem Edwarda Paice’a dynamiczny wzrost populacji w Afryce wpłynie nie tylko na geopolitykę, ale również światowy handel czy migracje. Autor Youthquake – Why African Demography Shoulder to the World i dyrektor Africa Research Institute wskazuje na błędy poznawcze, które dotyczą obywateli Zachodu, odnosząc się do ryzyka wyludniania się niektórych krajów.