Indeksy w górę po wystąpieniu Powella

Po udanym poniedziałkowym kontrataku giełdowe byki we wtorek kontynuowały natarcie, prowadząc główne indeksy „na północ”. Inwestorom nie przeszkadzały wypowiedzi szefa Rezerwy Federalnej, który mówił o porzuceniu ultra-luźnej polityki monetarnej. Można chyba zaryzykować hipotezę, że losy wtorkowej sesji w znacznej mierze rozstrzygnęły się poniedziałek, gdy amerykański rynek akcji odrobił głębokie spadki (zwłaszcza Nasdaq, który przeszedł drogę z -2 proc. do +0,05 proc.). Taka sesja poprawiła nastroje i wzmogła chęć do „kupowania dołka”. Słynne amerykańskie BTFD znów zadziałało. Przynajmniej na razie. S&P500 zakończył wtorkową sesje na poziomie 4 713,07 pkt., czyli o 0,92 proc. wyżej niż dzień wcześniej. Nasdaq zwyżkował o 1,41 proc. i ponownie znalazł się powyżej 15 000 punktów. W poniedziałek indeks ten znalazł się na umownej granicy korekty, oddalając się o niemal 10 proc. od listopadowego rekordu wszech czasów. Dow Jones urósł o 0,51 proc., sięgając poziomu 36 252,02 pkt.

Gwoździem wtorkowego programu na rynkach finansowych były wypowiedzi przewodniczącego Rezerwy Federalnej. Jerome Powell powiedział amerykańskim parlamentarzystom, że w tym roku Fed zamierza zakończyć program skupu aktywów (QE, potocznie zwane „drukowaniem pieniędzy”) oraz podnieść stopy procentowe. O obu tych rzeczach inwesorzy spekulują już od dobrych kilku miesięcy, więc nie było to żadną sensacją. Według rynkowego konsensusu bank centralny USA wygasi QE do końca marca i łącznie dokona 3-4 podwyżek stopy funduszy federalnych po 25 pb. każda, po dwóch latach zrywając z polityką zerowych stóp procentowych. – Inflacja plasuje się znacznie powyżej celu. Gospodarka nie potrzebuje już dłużej bardzo ekspansywnej polityki, jaką obecnie prowadzimy – powiedział Jerome Powell. Dokładnie to samo od miesięcy Powellowi mówili ekonomiści, ale szef Fedu twierdził jeszcze niedawno, że inflacja jest „przejściowa”. Powszechnie wiadomo też, że Rezerwa Federalna nie podniesie nagle stóp do 6-8%, który to poziom jeszcze dwie dekady temu byłby oczywisty przy tak wysokiej inflacji i tak rozgrzanym rynku pracy. – Jeśli sytuacja będzie z czasem wymagała dalszego podnoszenia stóp procentowych, to zrobimy to. Wykorzystamy nasze narzędzia, aby zatrzymać inflację – powiedział Powell w odpowiedzi na pytania senatorów. – Prawdopodobnie dopuścimy w nadchodzącym czasie do obniżenia sumy bilansowej, możliwe, że nastąpi to jeszcze w tym roku – dodał szef Fedu.

Najlepszym dowodem na brak wiary w zdecydowane działania Fedu jest zachowanie amerykańskiego rynku długu. Rentowność 10-letnich obligacji Wuja Sama sięga niespełna 1,8 proc., a więc znajduje się nawet poniżej celu inflacyjnego Fedu. Dochodowość papierów 2-letnich wynosi raptem 0,9 proc. Oznacza to, że trzymanie tych papierów do dnia wykupu niemal gwarantuje poniesienie straty w kategoriach realnych (tj. po uwzględnieniu przyszłej inflacji).

 

Problemy z aprowizacją w USA

Puste półki w USA stają się codziennością w wielu stanach. Sklepy spożywcze mają problemy z zaopatrzeniem, brakuje podstawowych produktów. Jak podaje CNN, w USA istnieje aktualnie problem z dostępnością nawet podstawowych artykułów żywnościowych, takich jak mleko, chleb, mięso, zupy w puszkach i środki czystości. Z uwagi na rozprzestrzeniający się wariant Omikron, Stany Zjednoczone zmagają się z brakami kadrowymi w transporcie czy logistyce. Ciągły niedobór kierowców potęguje kryzys. Pomimo że w łańcuchach dostaw nie brakuje żywności, nie ma kluczowych pracowników, którzy mogliby dostarczać ją do sklepów. Kolejnym problemem jest niechęć Amerykanów do pracy na niskopłatnych stanowiskach w branży spożywczej i bezpośrednie narażanie się na zachorowanie.

W ciągu ostatnich dni w amerykańskim internecie rozgorzała burza. Wściekli klienci publikują posty z pustych sklepów, wyrażając swoją dezaprobatę. Największy problem z uzupełnianiem zapasów mają sklepy takie jak: Trader Joe, Giant Foods i Publix. Na kryzys wpływa również zatłoczenie w amerykańskich portach. Nawet jeśli towary docierają na czas, statki muszą poczekać znacznie dłużej niż zazwyczaj na rozładowanie, co wydłuża proces dystrybucji. Ludzie gromadzą zapasy i kupują więcej towarów, przez co obsługa sklepów nie nadąża z nich uzupełnianiem. W Stanach Zjednoczonych widok pustych półek powoli staje się normą. Niedobory przyczyniły się również do podnoszenia cen żywności w tym roku. Niektóre sieci wprowadzają ograniczenia dotyczące ilości produktów, które jednorazowo może nabyć jedna osoba. Ma to zapobiec zbyt szybkiemu wyprzedawaniu się podstawowych produktów przez osoby gromadzące zapasy.

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *