Raport walutowy

Jak co roku wigilijny handel na rynku złotego pozostaje bardzo niemrawy. Kurs euro ustabilizował się w okolicy 4,62 zł, nieustannie sygnalizując daleko posuniętą słabość polskiej waluty. Świąteczna zmienność na parze euro-złoty dała się odczuć już w czwartek. W piątek o 10:05 kurs euro wynosił 4,6245 zł. Od połowy grudnia kurs euro porusza się w przedziale 4,61-4,65 zł po tym, jak na przełomie listopada i grudnia spadł o ponad 14 groszy po wyznaczeniu przeszło 12-letniego maksimum na poziomie 4,7238 zł. Ewentualne walutowe „fajerwerki” możliwe są dopiero w drugiej części przyszłego tygodnia. Lecz teraz raczej mało kto spodziewa się takich perturbacji jak rok temu, gdy na rynku grasował Narodowy Bank Polski, usiłując sztucznie podbić końcoworoczny kurs euro.

Wsparciem dla polskiej waluty pozostają oczekiwania na istotny wzrost stóp procentowych w Polsce oczekiwany w następnych miesiącach. Zarówno środowa mocna podwyżka ceny kredytu w Narodowym Banku Czech, jak i niedawny artykuł prezesa NBP Adama Glapińskiego oraz nagłe przyspieszenie styczniowego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej (z 12 na 4 stycznia) zwiększają szanse na to, że już na początku 2022 roku RPP dokona solidnej podwyżki stóp procentowych. Rynkowy konsensus dotyczący stopy referencyjnej na koniec 2022 roku w ostatnich tygodniach przesunął się z 3 proc. w stronę 4 proc.

To wszystko nie zmienia faktu, że jak na razie Polska ma najniższe stopy procentowe w regionie przy prawie najwyższej inflacji w Unii Europejskiej. Głęboko ujemna realna stopa procentowa przyczynia się do tego, że od prawie dwóch lat złoty pozostaje niezmiernie słaby. Dość powiedzieć, że przed marcem 2020 kurs euro przekraczał poziom 4,50 zł tylko podczas apogeum globalnej recesji zimą 2009, najostrzejszej fazy kryzysu strefy euro na przełomie 2011/12 oraz brexitowych perturbacji w 2016 roku. A po marcu ’20 notowania euro trwale zagościły powyżej tej bariery i nie zapowiada się, aby w najbliższym czasie miałoby się to zmienić.

Wobec braku handlu na głównych rynkach finansowych świata spokój panuje także na parze euro-dolar, która od miesiąca notowana jest blisko tegorocznych minimów. W wigilijny poranek kurs dolara wynosił 4,0796 zł. Frank szwajcarski wyceniany był bez większych zmian na 4,4433 zł. Natomiast funt brytyjski kosztował 5,4652 zł po tym, jak dzień wcześniej był notowany nawet po 5,50 zł.

 

A może inwestycja w dzieła sztuki?

Dynamicznie rozwijającemu się rynkowi sztuki pomaga wzrost bogactwa. Kryzys związany z pandemią był zupełnie inny niż ten z lat poprzednich. Chwilowe załamanie rynku finansowego na początku 2020 r. i późniejsze jego dynamiczne odrodzenie pomogły w pomnożeniu majątków HNWI (ang. high net worth individuals), czyli osób z majątkiem ponad 1 mln dol. Według raportu „The Art Market 2021” (współpraca szwajcarskich: Art Basel i UBS), kiedy nastąpił kryzys w 2009 r., liczba światowych miliarderów spadła o 30 proc., a ich majątki zmniejszyły się o 45 proc. W 2020 r. liczba dolarowych miliarderów wzrosła o 7 proc., ale ich majątki były większe już o 32 proc. rok do roku. Aktywa najbogatszego (obecnie) człowieka świata – Elona Muska – są wycenianie na ok. 240 mld dolarów. Wraz z bogaceniem się społeczeństwa przybywa też milionerów w Polsce. W 2019 roku ich liczbę szacowano na ok. 116 tys., w ubiegłym roku ten sam raport banku Credit Suisse podał wartość ok. 150 tys. i prognozę, że do 2025 r. będzie ich około 250-300 tys.  Budowanie majątku to także jego dywersyfikacja, a więc lokowanie kapitału w różne klasy aktywów, m.in. metale szlachetne, instrumenty z ekspozycją na surowce, akcje, obligacje, gotówka, rynek sztuki, wina, rynek kolekcjonerski etc.

Najbardziej popularnie i największe domy aukcyjne na świece jak Sotheby’s czy Christie’s nie są notowane na giełdzie. O ile akcje Christie’s od ponad 20 lat nie są w obrocie publicznym, o tyle delisting Sotheby’s odbył się pod koniec 2019 r. Do tego czasu była to najstarsza firma notowana na nowojorskiej giełdzie (założona w Londynie w 1744 r.).  Dwóch największych światowych graczy, którzy tworzą prawie duopol na międzynarodowym rynku sztuki, mierzy się z innymi wyzwaniami niż polska Desa. W przypadku Christie’s łączna prognozowana sprzedaż w 2021 roku ma wynieść 7,1 mld dolarów – to wzrost o 54 proc. względem 2020 r. i 22 proc. więcej niż w 2019 r. przed pandemią. Desa w 2020 roku zanotowała przychody ze sprzedaży na poziomie 72,4 mln zł z 43,5 mln zł w 2018 r. W I półroczu 2021 r. przychody w wysokości blisko 39 mln zł stanowiły wzrost o 51,4 proc. rok do roku. Od lat eksperci twierdzą, że polski rynek jest ogromnie niedoszacowany, ale także scentralizowany (obrót galeryjno-aukcyjny odbywa się głównie w Warszawie). Mimo wzrostu w ostatnich 10 latach o 800 proc., a w samym 2020 roku o ok. 30 proc. rok do roku, jego potencjał rośnie wraz z zamożnością społeczeństwa oraz uznaniem i cenami dzieł sztuki polskich artystów. Według szacunków cały polski rynek obrotu dziełami sztuki może w 2021 r. przekroczyć 0,5 mld złotych. Wartość obrotu na największych rynkach jest kilkanaście razy większa i systematycznie rośnie. Nazwiska Wojciecha Fangora, Magdaleny Abakanowicz czy Andrzeja Wróblewskiego przyciągają kolekcjonerów, gotowych bić kolejne rekordy cen za twórczość polskich artystów. Ten obecnie należy do Tamary Łempickiej, której obraz „Portrait de Marjorie Ferry” sprzedano na aukcji Christie’s za 16,28 mln funtów. 30 listopada bieżącego roku na aukcji Desy sprzedano natomiast obraz “Dwie mężatki” za kwotę 13,44 mln zł — co jest rekordem za dzieło sztuki wylicytowane w Polsce.

Bezpośredni udział w inwestowaniu w rynek sztuki wiąże się z kilkoma ryzykami, m.in. długi (wieloletni) horyzont inwestycyjny, problemy fachowej wyceny, niska płynność, autentyczność dzieła sztuki oraz prawne aspekty własności. Nie zapominajmy o kwestiach technicznych, jak trwałość zakupionego dzieła czy jego odpowiednie przetrzymywanie. Dochodzą także koszty bezpieczeństwa i odpowiedniego ubezpieczenia. Te i wiele innych podobnych szczegółów inwestor na rynku sztuki musi wziąć po uwagę, decydując się na zaangażowanie. Przy inwestycjach w sztukę pomagają i doradzają swoim „najlepszym” klientom też banki – same posiadając ogromne kolekcje. Wśród indywidualnych inwestorów od lat ze swoich kolekcji znani są Grażyna Kulczyk, Wojciech Fibak czy Krzysztof Musiał. To ci kolekcjonerzy potrafią także zdecydować o tym, czy dany artysta stanie się „modny”, a jego prace chętniej kupowane. To tzw. efekt Pinaulta (od nazwiska Francois Pinaulta – właściciela domu Christie’s), opisujący pozytywny wpływ zakupu dzieła artysty przez znanego kolekcjonera. Bez wątpienia ewentualny debiut na giełdzie w Warszawie Desy będzie jednym z ciekawszy w ostatnich kilku latach. Na pewno inwestycja w sztukę pomoże nieco zdywersyfikować majątek. Jednak biorąc pod uwagę osiągane stopy zwrotu, nie pozwolą pobić najpopularniejszych klas aktywów. Najlepiej w takim zestawieniu wypada inwestycja w dzieła sztuki współczesnej.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *