W oczekiwaniu na posiedzenie Fed

Przed publikowanymi dziś wieczorem minutkami z ostatniego posiedzenia Fed, które mogą zawierać kryteria dotyczące możliwości przyspieszenia ograniczenia tempa skupu aktywów, sentyment wobec ryzyka pozostaje mieszany. Wzrostowy trend inflacji oraz silny rynek pracy sugerują, że podwyżki stóp mogą się zacząć szybciej niż zakładały poprzednie prognozy FOMC. Pod presją, ze względu na wzrost rentowności, znajdują się spółki technologiczne. Nasdaq zakończył wczorajszą sesję na 0.5 proc. minusie, podczas gdy przemysłowy Dow Jones zyskał dokładnie tyle samo. Gorzej ze względu na niekorzystny rozwój sytuacji epidemiologicznej wyglądają europejskie parkiety. Dax osunął się poniżej wsparcia na 16000 pkt. Dow Jones rósł na zamknięciu o 0,5 proc., a S&P500 zyskał 0,2 proc. Nasdaq kończył sesję spadkiem o 0,5 proc.

Rosnące rentowności obligacji i umacniające się przekonanie o rozpoczęciu przez Fed podwyżek stóp w połowie przyszłego roku spowodowały, że inwestorzy z amerykańskich rynków akcji nadal sprzedawali we wtorek akcje spółek wzrostowych. Ich indeks spadł o 0,3 proc. Popytem cieszyły się natomiast akcje spółek „value”, których indeks kończył sesję wzrostem o 0,8 proc. Uwaga rynku skupi się teraz na danych makro, które podane zostaną w środę przed i na początku ostatniej pełnej sesji w tym tygodniu. Poznamy m.in. liczbę „nowych bezrobotnych”, najnowszy szacunek PKB w III kwartale, zamówienia na dobra trwałe, dochody i wydatki konsumentów oraz ich nastroje, a także wartość inflacji bazowej. Na dwie godziny przed końcem sesji opublikowane zostaną „minutes” z ostatniego posiedzenia FOMC.

Analitycy Scotiabanku przyglądają się bieżącej sytuacji w USA podkreślając, że podwyżki stóp pozostają na radarach rynków. Z kolei ekonomiści z Morgan Stanley uważają, że Fed nie zdecyduje się na podwyżkę stóp procentowych przed 2023 rokiem. Indeks dolara (DXY) kontynuuje ruch na północ powyżej 96,50. Stratedzy prognozują, że największa gospodarka świata wzrośnie o 4,6 proc. w przyszłym roku, głównie dzięki wydatkom konsumenckim i inwestycjom kapitałowym.  Wbrew swoim ekonomistom, dyrektor generalny Morgan Stanley, James Gorman, powiedział, że „pieniądze są teraz trochę zbyt darmowe i szeroko dostępne”, dodając, że Fed powinien „zacząć działać” ws. stóp już w pierwszym kwartale 2022 roku.

Tanieją metale szlachetne

W ciągu niespełna 48 godzin uncja złota potaniała o ponad 60 dolarów, a notowania srebra poszły w dół o ponad 5 proc. Wyprzedaż metali szlachetnych usiłowano tłumaczyć oczekiwaniami na „zaostrzenie” ultra-luźnej polityki monetarnej Rezerwy Federalnej. Wszystko zaczęło się w poniedziałek. Wtedy to pojawiła się informacja, że prezydent USA Joe Biden nominował Jerome’a Powella na drugą kadencję w roli przewodniczącego Rezerwy Federalnej. Ta wiadomość nieco umocniła dolara, ponieważ Powell uważany jest nie za aż tak wielkiego „gołębia” jak jego kontrkandydatka, dobrze umocowana urzędniczka Lael Brainard. Choć sam Powell także jest monetarnym „gołębiem” (tj. woli tolerować wyższą inflację i niechętnie podnosi stopy procentowe), to na rynku jego nominacja została jako polityczna aprobata dla mniej ekspansywnego kursu w wykonaniu Fedu. Inwestorzy spekulują, że program skupu obligacji (QE) zakończy się do połowy 2022 roku i że wtedy też FOMC dokona pierwszej podwyżki stóp procentowych. To przyczyniło się do delikatnego wzrostu rynkowych stóp procentowych. Rentowność 10-letnich obligacji rządu USA w ciągu dwóch dni poszła w górę z 1,55 proc. do 1,68 proc. i osiągnęła najwyższy poziom od miesiąca. Wciąż są to jednak wartości bardzo niskie i wyraźnie niższe zarówno od bieżącej jak i oczekiwanej w najbliższych latach inflacji CPI. Niemniej jednak część inwestorów mogła uznać, że w drodze są istotne podwyżki stopy funduszy federalnych, co zmieni obraz sytuacji.

Równocześnie (choć nie wiadomo, czy z tego samego powodu) doszło to intensywnego spadku notowań kontraktów terminowych na złoto i srebro. Dolarowe notowania złota szybko spadły z ok. 1840 USD/oz. do 1815 USD/oz. i po przełamaniu tego wsparcia obniżyły się w pobliże 1 790 USD/oz., zatrzymując się dopiero na swej 200-sesyjnej średniej kroczącej. W ten sposób wymazane zostały listopadowe zwyżki, w ramach których ceny złota reagowały na najwyższy od 30 lat odczyt inflacji CPI w Stanach Zjednoczonych. Tradycyjnie już jeszcze mocniej od złota poturbowane zostało srebro, które potaniało z niemal 25 USD do 23,65 USD/oz. W ten sposób notowania białego metalu powróciły do stanu z początku miesiąca, oddając niemal połowę zysków z październikowo-listopadowej wzrostowej fali.

– Inflacja wciąż ma sporo miejsca, by się rozpędzić, a dodatkowo w Europie ponownie pojawiają się covidowe restrykcje. Jest zbyt wcześnie, by skreślać złoto, ale to na obozie byków spoczywa ciężar obrony tej tezy i znalezienia wsparcia – skomentował Ross Norman, niezależny analityk rynku złota. Warto też dodać, że sytuacja złota zupełnie inaczej prezentuje się z punktu widzenia długoterminowego inwestora z Polski. Jeszcze w piątek cena złota wyrażona w PLN osiągnęła nominalny rekord wszech czasów na poziomie niemal 7750 zł za uncję. We wtorek wieczorem ceny spadły w pobliże 7 480 zł/oz., co wciąż jest poziomem o 5,5 proc. wyższym niż na początku roku.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *