Nie wszędzie panuje hossa…

Czwartek nie był przyjemnym dniem dla inwestorów w Polsce. Złoty pozostaje bardzo słaby, a na GPW mieliśmy dużą wyprzedaż. Problemy naszego rynku nie są odosobnione, euforia na Wall Street coraz bardziej kontrastuje ze słabszą sytuacją na wielu innych rynkach. Mówiąc o rynkach globalnych często mamy na myśli Wall Street, ewentualnie z dodatkiem niemieckiego DAXa. Nie jest to kompletnie nieuprawniony skrót, gdyż amerykańskie akcje stanowią gros indeksów globalnych (takich jak MSCI), a zatem zazwyczaj też trzon portfeli opartych na idei pasywnego inwestowania. Na tych rynkach mamy nieustającą hossę i nawet fatalne informacje o inflacji z USA przekraczającej 6 proc. (dużo powyżej oczekiwań) niewiele tu zmieniły, psując nastroje dokładnie na jeden dzień. Dziś rano na kontraktach na wspomniane indeksy mamy kolejne rekordy. Patrząc jednak geograficznie, sytuacja nie wygląda już tak samo. Przez dłuższy czas odbicie od kryzysowych dołków przebiegało względnie zgodnie na większości rynków. Jednak w ostatnich miesiącach mamy coraz więcej różnic. Indeks MSCI dla rynków wschodzących swój szczyt osiągnął w połowie lutego, obecnie jest 10 proc. niżej. To w dużej mierze „zasługa” Chin, gdzie ceny akcji od tamtego czasu spadły o blisko 30 proc., ale nie tylko. W Brazylii od czerwca mamy „techniczną bessę”, która osiągnęła już 25 proc., w Korei akcje są tańsze niż podczas styczniowych szczytów o przeszło 10 proc. Tymczasem niemieckie akcje od połowy lutego podrożały o 15 proc., a amerykańskie o blisko 20 proc. i to nie licząc efektu umocnienia dolara! Skąd ten rozdźwięk? Oczywiście jak to często bywa nie ma jednego powodu. Na części rynków spółki są bardziej podatne na zakłócenia w dostawach i ryzyko spowolnienia gospodarczego. Natomiast jest jeszcze jedna bardzo jaskrawa różnica: stopy procentowe. Na rynkach wschodzących mamy niemal wszędzie podwyżki, które w oczywisty sposób przynajmniej częściowo schłodzą gospodarki. Giełdy nigdy tego nie lubią. W USA pomimo ewidentnie przegrzanej gospodarki mamy Fed wyszukujący coraz to nowe wytłumaczenia dla coraz to wyższej inflacji i odrzucający nawoływania do nieco szybszego odchodzenia od skrajnie luźnej polityki. Ta mantra jest powtarzana tak konsekwentnie, że część uczestników rynku być może zaczyna w nią wierzyć. Dziś na stronie Bloomberga znalazł się felieton sugerujący, że Powell musi wykazać się taką samą odwagą w niepodnoszeniu stóp, jak Volcker w walce z inflacją w 1979 roku! Trudno oprzeć się wrażeniu, że został napisany na zlecenie Wall Street.

I Wish I Could Do Stock Market Predictions Well Today [2021]

Indeksy w górę, analitycy przewidują wzrost, ale nie wszyscy…

Według prognoz banku Goldman Sachs w ciągu kolejnych 13 miesięcy indeks S&P500 przekroczy barierę 5 000 punktów. Jednakże nie wszyscy na Wall Street stawiają na kontynuację covidowej hossy. W ujawnionym niedawno raporcie analityków Goldmana S&P500 zakończyć rok 2022 na wysokości 5 100 punktów. Liczba to może i okazała, ale w gruncie rzeczy prognoza ta zakłada raptem 8,5-procentowy potencjał wzrostowy względem obecnych poziomów (ok. 4700 pkt.). To niewiele w zestawieniu z osiągami, jakie amerykański rynek akcji „wykręcał” przez ostatnie lata. Tegoroczna stopa zwrotu (YTD) to już prawie 25 proc., rok wcześniej pomimo marcowego krachu było to ponad 16 proc., a dwa lata temu prawie 29 proc.  Średnia za lata 2010-20 wyniosła 12,2 proc.  – Zwalniający wzrost gospodarczy, Fed zacieśniający politykę oraz rosnące realne stopy procentowe sugerują inwestorom, że powinni w przyszłym roku oczekiwać wyników skromnie niższych od średniej – napisał w notce dla klientów analityk Goldmana David Kostin. Zdaniem zespołu Kostina zyski spółek przypadające na indeks S&P500 zwiększą się w 2022 roku o skromne 8 proc. i osiągną poziom 226 USD wobec 209 USD prognozowanych na rok bieżący po zwyżce o imponujące 47 proc. (ale z niskiej, covidowej bazy w 2020 roku) odnotowanej w tym roku. Goldman Sachs zakłada wzrost i tak już historycznie wysokich marż amerykańskich korporacji o 40 pb., do poziomu 12,6 proc. w 2022 roku. Rok temu analitycy Goldmana w swoim raporcie założyli, że indeks S&P500 zakończy A.D. 2021 na poziomie 4 700 punktów. Była to wówczas jedna z najbardziej optymistycznych prognoz na Wall Street (identyczną mieli eksperci Oppenheimera, a wyżej – bo na 4 800 pkt.  – celowali tylko analitycy BMO). Średnia wartość prognozy wynosiła wtedy 4 433 pkt. Choć do końca roku pozostało jeszcze sześć tygodni, to póki co prognoza Davida Kostina trafia w „10”.

Nie wszyscy na Wall Street podzielają ten ostrożny optymizm Goldmana. Giełdowym „niedźwiedziem” niezmiennie pozostaje Mike Wilson, strateg rynkowy z banku Morgan Stanley. Jego przyszłoroczna prognoza zakłada spadek indeksu S&P 500 do 4 400 punków, a więc o 6,4 proc. względem obecnych poziomów. Analitycy Morgan Stanley zwracają uwagę na to, że w roku 2022 wyraźnie zmaleje stymulacja monetarna ze strony Fed-u, EBCi Banku Japonii, a rok później bilanse głównych banków centralnych powinny zacząć się kurczyć. Tymczasem to obok rosnących zysków spółek właśnie ekspansja monetarna była głównym motorem napędowym hossy, umożliwiającym osiągnięcie przez amerykański rynek akcji takich „mnożników” (czyli wycen w relacji do zysków spółek), jakich nie widziano od szczytu bańki internetowej pod koniec XX wieku.  – Dobry wzrost gospodarczy i normująca się inflacja powinny dostarczyć kolejną wersję „Goldilocks” (sytuacji optymalnej). Ale uważamy też, że rok 2022 tak naprawdę będzie tematem środkowej i późnej fazy cyklu z wyzwaniami typu: lepszy wzrost kontra wysokie wyceny, zacieśnianie polityki monetarnej, hałaśliwej aktywności inwestorów oraz inflacji wyższej od tego, do czego przyzwyczaiła się większość inwestorów – twierdzą analitycy Morgan Stanley. Jeśliby pominąć „bessę błyskawiczną” z lutego i marca 2020 roku, to amerykański rynek akcji od ponad 12 lat znajduje się w stanie hossy, od 2013 roku regularnie śrubując historyczne nominalne rekordy. Hossa ta wspierana jest w znacznym stopniu przez ultra-luźną politykę monetarną Rezerwy Federalnej, która praktycznie dyskwalifikuje obligacje i lokaty bankowe jako sensowną alternatywę dla akcji. Od przeszło półtora roku trajektoria S&P500 przypomina start rakiety kosmicznej – rynek idzie niemal pionowo w górę, praktycznie bez jakiejkolwiek istotnej korekty i przy bardzo niskiej zmienności.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *